Start

**Tony**

Nienawidziłem Fury’ego. Mogłem pomyśleć, że wpakuje nas w takie bagno. Jednak Pepper musiała nawijać jak na szpulę swoim gadulstwem. Rhodey miał tego dość, a przez to, że na planecie był tlen, to gadulstwa nie dało się powstrzymać. Błagam. Niech ktoś mi pomoże umrzeć.

Tony: Pepper, dość. Wiem, że nas wystawił. Wszyscy jesteśmy wściekli, ale musimy jakoś wrócić. Oszczędzaj się.
Rhodey: Tony ma rację, chociaż to on się zgodził na to wszystko.
Tony: Super. Teraz to moja wina, co? Musi być jakiś winny?

Sam byłem wściekły i jedynie marzyłem, aby wrócić do domu. Do zbrojowni, żeby pomajsterkować.

Pepper: Hej! Nikt z nas nie ponosi za to winy. Przeżyjemy to. Mamy tlenu pod dostatkiem, więc damy radę.
Rhodey: I odezwała się święta.
Pepper: Jaka?!
Tony: Whoa! Uspokójcie się! Kłótnie nam nic nie dadzą.
Pepper: Och! Dorwę generała i rozszarpię na kawałki, a potem jego truchło wrzucę do pieca i je spalę!

No tak. Każdy był w pewien sposób nerwowy. Nawet mój brat. W końcu nikt nie chciałby skończyć swojego życia w kosmosie w tak beznadziejnej sytuacji.

Rhodey: A mam ci przypomnieć co wcześniej mówiłaś?
Pepper: Nie wiedziałam, że tak będzie! Nie zwalaj wszystkiego na mnie!
Tony: Ale się cieszyłaś jak nikt inny.
Pepper: Nie przypominam sobie.

~*Kilka godzin wcześniej*~

Pepper: Jej! Będziemy latać po kosmosie. Tony, zgódź się. Musimy to zrobić.
Tony: Tu chodzi o losy Ziemi. Nie mamy wyboru.
Gen. Fury: Zgadza się. Jesteście nam potrzebni. Według naszych danych na planecie Oplion jest jakaś sygnatura energetyczna. Możliwe, że może zniszczyć i nas wszystkich, jeśli nie uziemimy tej energii.
Rhodey: Zrobimy co w naszej mocy, generale Fury. Przydałyby się nam jakieś skafandry.
Gen. Fury: O to nie musicie się martwić. Dostaniecie wszystko co trzeba.
Pepper: Super! To będzie przygoda życia!

~*Obecnie*~

Pepper: Zabiję go.

Widziałem po minie Pepper, że jeszcze trochę i sama będzie dla nas zagrożeniem. Nie wiedzieliśmy nic o tej planecie. Wcześniejszy lot był bardzo spokojny. Żadnych zakłóceń, chociaż kontakt z T.A.R.C.Z.Ą. się urwał. Tylko ja miałem zbroję, a ich zaopatrzyli w skafandry kosmiczne z dość zaawansowaną technologią. Musieliśmy jakoś wrócić.
Nagle powietrze zrobiło się gęste. Wręcz zielone od jakiś toksyn. Rośliny wydzielały jakieś opary.

Tony: Zakładać hełmy. Już!

Zrobili tak jak im kazałem. Coś tak czułem, iż bez niespodzianek się nie obejdzie.
~~~~~**~~~~~
No to wracamy do dram. Sadyzm coraz większy i nie tylko Tony jest ofiarą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X