Rozdział 47: W tarapatach

Zapach tostów skłonił dziewczynę do ruszenia się z łóżka. Sprawdziła godzinę na zegarku. Była dziesiąta co oznaczało zapomnienie o wzięciu leków. Od razu podreptała do kuchni. Na lodówce była przyklejona kartka.
„Na razie nie musisz brać leków. Zjedz śniadanie. Wrócę, gdy tylko coś załatwię”
Ze smakiem zajadała tosty, które jeszcze były ciepłe, ale w domu nie zastała nikogo. Zastosowała się do prośby matki i nie brała lekarstw.
-Ciekawe czy Tony też wstał.
Pomyślała, aby do niego zadzwonić. Akurat robił kanapki, lecz nie zdołał się nimi nacieszyć przez głód Rhodey’go.
-Ej! Zrób sobie, a nie kradniesz.
-Dobrze ci szło ich robienie. Dasz radę zrobić kolejne.
-No wiesz co?
Zrobił kilka kromek, pilnując przez kradzieżą z rąk przyjaciela. Ledwo zdołał zjeść i usłyszał dźwięk telefonu. Od razu odebrał na widok nazwy kontaktu. Nie zdołał się przywitać, gdyż został zaatakowany słowotokiem.
-Hej. Tu Pepper. Możemy się spotkać? Mamy wolne, więc pomyślałam, żeby coś wspólnie porobić. Co ty na to?
-Nie ma problemu, ale nie mogę wychodzić poza dom. Roberta jest zła za to, że ostatnio śpię w laboratorium.
-Auć!
Rozumiała, iż słowa prawniczki były prawem, dlatego nie mogła mu pomóc w ucieczce.
-No to zaraz będę.
-Będziemy czekać.
Uśmiechnął się do słuchawki, a połączenie zakończyło się. Nastolatka błyskawicznie ogarnęła się do wyjścia, zamawiając taksówkę. W kilka minut zajechała na miejsce, płacąc za usługę.
Gdy stała przed drzwiami, zapukała. Chwilę potem pojawił się Tony.
-Zapraszam.
Odsunął się, żeby ją wpuścić do środka. Od razu przywitał ją też syn Roberty.
-Cześć.
-Hej, panikarzu. Macie filmy, jakieś gry, coś do żarcia albo cokolwiek, przy czym nie będzie nudno?
Spytała się o każdą z opcji.
-Filmy są, gry się skombinuje, a jedzenia też nam nie brak. Rozgość się i czuj jak u siebie.
-Dzięki.
Poszli do salonu, gdzie usiadła.
-Rzućcie wszystko co macie.
-Dobra, więc wybieraj.
Otworzył szafkę pełną filmów oraz planszówek.
-To ja pójdę po przekąski.
Ledwo to powiedział, a histeryk zniknął w odmętach kuchni. Rudzielec dał sobie chwilę, aby zastanowić się nad wyborem rozrywki. Dawno nie miała chwili relaksu. Postanowiła zaryzykować.
Podczas gdy ona myślała co wziąć w pierwszej kolejności, domownicy wyjęli chipsy, ciastka, chrupki, a nawet przyrządzili kanapki. Do tego wzięli też soki.
-Rhodey, zaniesiesz? Muszę coś zrobić.
Wskazał na klatkę piersiową i już wiedział co to była za rzecz.
-Pewnie. Już je biorę.
Chwycił za przekąski i rozdzielili się. Na widok jedzenia ze stołu zwiększał się apetyt dziewczyny. Jednak z kulturą czekała na wszystkich.
-A gdzie Tony uciekł?
-Do pokoju, żeby się naładować. Spokojnie. Nigdzie nie ucieknie, także częstuj się.
-Dobra, więc co wybieramy?
Zapytała przyjaciela o radę. Chłopak przejrzał płyty, szukając czegoś spokojnego. Bez scen akcji.
-Może Hobbit? Podobno lubisz elfy.
Uśmiechnął się.
-Prosisz się o łupnia, Rhodey. Weźmy coś innego.
Powiedział na spokojnie.
-A komedia?
-Może być.
Nie zamierzała się sprzeczać, godząc się na drugą propozycję. Włożył płytę do napędu, rozpoczynając uruchamianie. Gaduła usiadła wygodnie na kanapie i oglądała pierwsze minuty filmu.
-Zobaczę co z Tony’m. Zaraz wracam.
-Dobra, panikarzu. Nie spiesz się.
Zaśmiała głupawo, wpatrując się w ekran telewizora. Brat zerknął do odpowiedniego pokoju. Zauważył jak przyjaciel odkładał ładowarkę.
-Idziemy do niej?
-Idziemy.
Zeszli na dół, docierając do salonu.
-Widzę, że wybraliście komedię.
Oboje zajęli miejsca na kanapie.
-I widzę, że kanapki są nietknięte. Czemu nie jesz?
W odpowiedzi włożyła dwie kanapki do ust.
-Zadowolony?
Spytała z pełną buzią.
-Teraz tak.
Uśmiechnął się, bawiąc się przy seansie. Jednak dla Pepper był nudny. Skrycie ziewnęła, żeby ich nie poirytować. Siedzieli trzy godziny, a miski oraz talerze z jedzeniem znikały w mgnieniu oka. Również szklanki z napojem stały puste.
Nagle zadzwonił do niej telefon. Wyszła do innego pomieszczenia, przepraszając kolegów.
-Halo? To ty, mamo?
-Chciałabyś, ale nie.
Miała dreszcze na sam głos zjawy.
-Co? Jak ty…
-Nie wysilaj się. Nie z takich miejsc uciekałem. Wykorzystałem lukę i wróciłem się tobą zająć, Patricio.
Z przerażeniem rozglądała się, szukając rozmówcy.
-G… Gdzie jesteś?
-Nie martw się. Niebawem się zobaczymy… Tak przy okazji, komedia? Serio? Mogliście obejrzeć coś lepszego.
Miała dość z nim rozmowy i chciała zakończyć połączenie.
-Jednak ja wam zagwarantuję rozrywkę. Nie zapomnicie tego.
Dopowiedział, aż nastąpiła cisza.
-Nie!
Krzyknęła do telefonu, lecz próbowała się uspokoić. Wzięła kilka miarowych wdechów. Nastolatkowie od razu pobiegli do Pepper.
-Co jest grane?!
-M… Musimy uciekać.
Wydusiła z siebie.
-Szybko.
-O czym ty mówisz?
Nie potrafiła nic powiedzieć przez dziwne przeczucie. Zajrzała za siebie, dostrzegając rękę Ducha, która machała do niej. Trwało to tylko dwie sekundy, ponieważ szybko się ulotnił. Jej przerażenie sięgało zenitu. Z obawy o bliskich wybiegła na zewnątrz, a on… już czekał na nią. Celował z dachu z oczekiwaniem na pozostałych. Obserwował tak długo, aż dostrzegł Starka.
-Do fabryki! Szybko!
Zanim uderzył w niego, trafił strzałką paraliżującą w Rhodesa. Nawet nie zdołał dołączyć do pozostałych, upadając na podłogę. Kolejny strzał oddał w Potts. Także kilka sekund wystarczyło, żeby osunęła się o ziemię.
-Jeszcze tylko ty.
Mierzył w ostatnią ofiarę. Tony nie panikował, podnosząc dziewczynę z ziemi. Zaczął biec z nią w kierunku domu. Najemnik zmienił strzałki na ostre naboje. Jednym z nich trafił w lewe ramię. Ból przeszywający ciało był odczuwalny zaraz po strzale. Przez ranę był zmuszony położyć ją. Nadal biegł do domu, lecz trzymał się za ranę postrzałową.
-Cholera.
Snajper przeklął pod nosem. Nie miał widoku na dzieciaki. Skontaktował się z Maggią. Akurat wyszli z furgonetki, idąc w ich stronę.
-Dorwijcie ich.
Rozkazał, czekając na rozwój wydarzeń.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X