Kupiec opowiedział agentom prawdziwą legendę o pierwszym Mandarynie, bo ten, który mieszka w Chinach, jest jego przodkiem. Dowiedzieli się, że obecny władca nie potrafił znaleźć sam pierścieni, więc potrzebował czyjejś wiedzy, by stać się niepokonanym. Mężczyzna ostrzegł ich przed armią Tong, pilnującą każdej drogi możliwej ucieczki.
Agentka Romanoff: Jeśli się nie myli, możemy tam trafić na Starków
Agent Barton: A jeśli nie?
Agentka Romanoff: Będziemy musieli szukać dalej
Agent Barton: Myślisz, że ten Mandaryn jest taki potężny?
Agentka Romanoff: Przekonamy się
Chińczyk powiedział im coś po chińsku, co oznaczało jedno. "Uważajcie na siebie". Uzbrojeni po pas wyruszyli w drogę. Mieli przejść dziesięć kilometrów, aż odnajdą dom, gdzie z każdej strony strzegą słudzy Khana. Bez dłuższego zastanowienia szli przed siebie.
Gdy oni starali się, jak najszybciej dotrzeć, Tony wymknął się z celi, idąc po cichu do jednego z wyjść na zewnątrz. Jednak wszędzie mógł dostrzec ninja. Na swoje nieszczęście natknął się na Gene'a, który trzymał Pepper za ramię. Miała siniaki za rękach, zaś cała twarz doznała licznych obrażeń, że wzdłuż policzków spływała krew.
Tony: Coś ty jej zrobił?!
Gene: Zapłaciła za kłamstwa
Pepper: Tony...
Gene: A ty nie powinieneś być w celi? Teraz możecie być tam razem
Tony: Ty gnoju! Zapłacisz mi za to!
Chłopak się wściekł na tyle, że dwóch żołnierzy chwyciło go, by nie dopuścić do skrzywdzenia ich pana. Żeby więzień otrzymał solidną nauczkę, zadecydował wypróbować swój najnowszy pierścień. Wymierzył w swój cel, używając mocy ognia. Krzyki przez piekielne poparzenie rąk, brzucha oraz klatki piersiowej, wystarczyło na ujawnienie potęgi Makluańskich artefaktów mocy.
Gene: Zabrać ich i pilnować każdego wyjścia!
Dowódca Tong: Zajmiemy się tym
Słudzy ukłonili się, pokazując swój szacunek do władcy, a później zajęli się wymierzonym zadaniem. Nastolatek próbował dzielnie znieść ból, lecz nie dawał rady. Dziewczyna również skarżyła się na cierpienie. Brakowało im sił do ucieczki. Brakowało sił na wszystko. Strażnicy bacznie obserwowali niewolników, a szczególnie zwrócili uwagę na jednego.
Nagle chłopak upadł na podłogę, zwijając się z bólu. Pepper nie potrafiła patrzeć, jak cierpiał.
Pepper: Zróbcie coś! On tu umiera!
Strażnik Tong: Każdego szkoda
Pepper: Ej! Jesteście nieczuli, czy co?! Pomóżcie mu albo mi pozwólcie!
Strażnik Tong: Nie ma mowy! Nikt stąd nie wyjdzie, póki nie zostaniecie straceni
Pepper: Straceni?
Strażnik Tong: Umrzecie za kilka dni lub szybciej... Nie wiedziałaś o tym?
Pepper: Umrzemy...
Osunęła się na ziemię, roniąc kilka łez. Nie potrafiła uwierzyć w słowa strażnika. Zaczęła tracić nadzieję, a to ją bardziej bolało od ran fizycznych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi