III: Bolesna pomyłka

**Tony**


Nie mogłem oderwać od niej wzroku. Zawsze olśniewała taką pięknością, ale dziś wyglądała wyjątkowo. Skupiałem się tylko na jej twarzy, a ona prowadziła mnie do kawiarni. Na mieście już nie były słyszalne odgłosy walki. Dość szybko sobie z nim poradził. Na chwilę spojrzałem w niebo, widząc, jak coś leci z prędkością światła. Rozpoznałem zbroję War Machine. Pepper też musiała dostrzec niewielki jasny punkt na niebie, który w mgnieniu oka zniknął.


Tony: Nie brakuje ci latania w zbroi?
Pepper: A co? Taka dobra byłam w walce?
Tony: Byłaś Rescue i teraz nią nie jesteś. Dlaczego?


Zadałem tak idiotyczne pytanie, że wyobraziłem sobie, jak ktoś nade mną stoi i wali młotkiem za głupotę.


Pepper: Czy naprawdę chcesz wiedzieć?
Tony: Głupia ciekawość


Ech! No i znowu zaliczyłem kolejną wtopę. Jeszcze jeden raz i nie wyduszę z siebie ani jednego słowa. Kiedy znaleźliśmy się na miejscu, zamówiliśmy rogaliki z nadzieniem waniliowym, a do tego kawę. Usiedliśmy przy oknie. Lepiej czasem odwrócić głowę, by nie spalić buraka ze wstydu lub wyjścia na idiotę w miejscu publicznym.
Kelnerka podała nam zamówienie. Zaczęliśmy od jedzenia smakołyku. Całkiem dobre. Dawno nic nie miałem w ustach.


Pepper: Smakuje?
Tony: I to jeszcze jak. Mmm... Naprawdę wyśmienite
Pepper: Cieszę się. To akurat moja ulubiona kawiarnia, gdzie przychodzę z tatą, gdy nie jest zajęty swoją pracą
Tony: Rozumiem... Moi rodzice wyjechali i wciąż nie mam z nimi kontaktu


Naprawdę? Och! Musiałem powiedzieć takie kłamstwo na głos. Świetnie. Po prostu świetnie.


Pepper: Przykro mi
Tony: A nie powinno, bo i tak bez nich sobie radzę
Pepper: Możliwe


Nagle poczułem się dziwnie. Poczułem ból w klatce piersiowej. Coś było nie tak. A może? Niemożliwe. Ignorowałem silny ucisk, skupiając się na dziewczynie. Chciałem dowiedzieć się, czy ma zamiar wrócić do roli Rescue.


Pepper: Wszystko w porządku?
Tony: Tak, tak. Nie martw się... Wiem, że nie powinienem pytać o takie rzeczy, ale chcesz kiedyś ponownie zawalczyć?
Pepper: Nie wiem, bo... Ty nie wiesz, co musiałam przeżyć! Nie wiesz, jak bardzo się źle czuję każdego dnia! Codziennie przypominam sobie na nowo inwazję! Nie wiesz, jak to jest stracić kogoś!
Tony: Uwierz mi... ale... wiem
Pepper: Toby?


Znowu ten sam ból, aż nie mogłem nabrać powietrza do płuc. Co się dzieje?


Tony: Przepraszam... Nie powinienem... pytać
Pepper: To nie twoja wina... Ja... Ja nie chciałam


Wstała od stołu i pobiegła do łazienki. Zachowałem się okropnie. Przecież znam prawdę, więc po co pytam? Przeze mnie znowu przeżywa tę bitwę na nowo. Chciałem pójść ją przeprosić. Wstałem od stołu, lecz czułem się coraz gorzej. Chwyciłem się za klatkę piersiową, ściskając mocno koszulkę. Nie byłem w stanie nawet ustać na nogach. Świat zaczął się kołysać, aż straciłem równowagę, padając na podłogę. Przez kilka sekund widziałem czyjąś twarz. Coś mówiła do mnie, ale niezbyt słyszałem. Pogrążyłem się w ciemności.


**Pepper**


Dlaczego musiał mnie o to zapytać? Ciągle muszę znosić ten ciężar z Rhodey'm, bo uciekliśmy z miejsca walki. Mogłam nie posłuchać Tony'ego i razem z nim walczyć przeciwko Overlordowi. Niestety, ale Mandaryn nie dał zbyt wiele czasu do namysłu, teleportując nas z dala od Statku Matki. Nie chciałam się rozklejać przy nowo poznanej osobie.
Gdy wytarłam łzy z policzków, usłyszałam jakieś zamieszanie. Ktoś zemdlał? Nie oddycha? O kim oni mówią? Wybiegłam z łazienki, natrafiając na samych gapiów. Tylko jedna osoba sprawdzała, czy żył. Podeszłam bliżej, przechodząc przez tłum. Toby? A tak mówił, że nic mu nie jest. Swoim zachowaniem trochę przypominał mojego zmarłego przyjaciela, którego kochałam. Tak. Zakochałam się w nim, lecz nie zdążyłam powiedzieć tego wyznania na czas.


Pepper: Toby, słyszysz mnie?


Uklękłam przy chłopaku, sprawdzając puls na nadgarstku. Słaby. Z oddechem różniła się sytuacja, bo w ogóle nie oddychał. Byłam przerażona. Od razu zadzwoniłam po pogotowie. Nie wiedziałam, co mówić. Powiedziałam tylko, co sama zauważyłam. Zemdlał i nie oddychał. Poinstruował mnie, jak przywrócić krążenie, a zespół ratowników już został wysłany na miejsce zdarzenia.
Po rozłączeniu się z dyspozytorem, rozpoczęłam uciskanie klatki piersiowej. Nie miałam zbyt wiele siły, lecz ktoś zgodził się mi pomóc. Jedna seria i zrobiłam zmianę. Puls nadal był ledwo odczuwalny. Kelnerka kazała wrócić gapiom na swoje miejsca, jeśli nie mają zamiaru pomóc.
Nagle usłyszałam dźwięk karetki na sygnale. Sanitariusze wraz z lekarzem weszli do kawiarni. Jeden z nich zamienił się, kontynuując poprzednią czynność. Odsunęłam się, by dać im działać. Podwinęli bluzkę, sprawdzając jakieś odczyty przez maszynę. Najgorsze, co mogłam usłyszeć, to jedno słowo.


Lekarz: Umiera
Pepper: Jak? Przecież nic się nie działo
Lekarz: Spokojnie. Zaraz temu zaradzimy. Ładuj łyżki
Sanitariusz: Załadowane
Lekarz: Odsunąć się! Strzelam!


Cofnęłam się kilka kroków dalej. Nastąpiło jedno uderzenie, które nie poprawiło stanu chorego. Mogłam go nazwać chorym, skoro ledwo znam jego imię? Musiał coś ukrywać. Może był uczulony na jakiś składnik. Zaczęłam obwiniać się, że to moja wina i musi walczyć o życie.


Lekarz: Podaj admiodaron
Sanitariusz: Podałem
Lekarz: Dobra... Mamy go, a teraz weźcie chłopaka do karetki
Pepper: Mogę jechać z wami?
Lekarz: Znacie się?
Pepper: Myślę, że... to moja wina i czuję się za niego odpowiedzialna. Nie ma kontaktu z rodziną, więc chciałabym jakoś mu pomóc
Lekarz: Hmm... W porządku, ale nie wiesz przypadkiem, czy nie wziął czegoś szkodliwego?
Pepper: Jedliśmy jedynie rogaliki
Lekarz: Jest na coś uczulony? Choruje na coś przewlekle?
Pepper: Nie, nie. Nic mi takiego nie mówił
Lekarz: W szpitalu dowiemy się wszystkiego


Wsiadłam razem z nimi do karetki, przyglądając się Toby'emu. Był blady, a jego serce ledwo zaczęło na nowo pracować, lecz coś znowu się psuło. To mi przypominało, jak Tony miał kiedyś chore serce po wypadku. Musiał na siebie uważać, ale i tak ryzykował, walcząc jako Iron Man. Tak bardzo mi go brak.
Lekarz zrobił EKG, sprawdzając pracę organu. Czy naprawdę było z nim, aż tak źle?


Sanitariusz: Asystolia
Lekarz: Niedobrze. Podaj adrenalinę
Sanitariusz: Podałem
Pepper: Doktorze, co się z nim dzieje?
Lekarz: Jest chory na serce i bez odpowiednich leków nie przeżyje nawet doby
Pepper: Czy... Czy to zatrucie?
Lekarz: Raczej nie. Mam pewne podejrzenia, lecz muszę się skonsultować z kardiologiem. Spokojnie. Będzie żył... Jak sytuacja?
Sanitariusz: Oddycha samodzielnie. Wszelkie parametry prawidłowe
Lekarz: No i po krzyku


Odetchnęłam z ulgą, choć strach nadal chciał się obudzić. Nie panikowałam. Starałam się zachować spokój.
Po upływie piętnastu minut znaleźliśmy się w szpitalu. Od razu zabrali go na salę obserwacji. Musiałam czekać przed salą. Liczyłam na to, że jeszcze się kiedyś ponownie zobaczymy.
Nagle usłyszałam, jak dzwoni mój telefon. Rhodey? Chyba skończył walkę. Postanowiłam odebrać. Nie mówiłam mu, gdzie byłam. Nie musiał wszystkiego wiedzieć.


Pepper: Chyba był zbyt łatwy dla ciebie
Rhodey: Oj! Z War Machine niech lepiej nie zadziera. Heh! Szkoda, że mi nie towarzyszysz w misjach
Pepper: Znasz powód
Rhodey: Pepper, musimy o tym zapomnieć. Cokolwiek byś zrobiła, nie przywrócisz Tony'emu życia. On umarł. Pogódź się z tym. Niech odejdzie
Pepper: Jak możesz tak mówić?! Był twoim bratem! Chciałeś jego śmierci?!
Rhodey: Co?! Nie! Nie chciałem. Po prostu mówię, że potrzebujemy zacząć od nowa nasze życia. Poukładać je tak, aby nam pasowało. Wiem, że to trudne
Pepper: Za trudne!
Rhodey: Ty płaczesz?
Pepper: Cieszę się, że nic ci nie jest, ale nie wspominaj mi o tej walce, dobra? Muszę kończyć. Mam coś ważnego na głowie
Rhodey: Przepraszam... Kiedy wpadniesz do zbrojowni?
Pepper: Nigdy


Natychmiast wyłączyłam komórkę, by nikt się do mnie nie dobijał. Ojciec zrobi za to awanturę, ale no trudno. Nie zawsze muszę mieć ochotę na zwykłą rozmowę. Nie rozumieli, co czułam. Nie znali tych uczuć, bo gdyby je odkryli, wiedzieliby, jak trudno jest zapomnieć.


~*Godzinę później*~


**Tony**


Obudziłem się w sali z białymi ścianami. To kojarzyło się z dwoma miejscami. Szpital zwykły lub ten dla obłąkanych. W skrócie? Byłem zagubiony. Nie miałem bladego pojęcia, co się zdarzyło. Słyszałem jedynie pikanie monitora nade mną. Miałem jakieś kable przyczepione do klatki piersiowej, a mężczyzna ubrany w biały fartuch wyglądał na lekarza. Mrugnąłem kilka razy, by dostrzec coś znajomego. Brakowało wskazówek, odpowiedzi.


Kardiolog: Witaj. Jak się czujesz?
Tony: Jak ja się tu znalazłem?
Kardiolog: Doznałeś ataku serca, ale w porę została udzielona pomoc... Powiedz mi, czy chorujesz na coś przewlekle?
Tony: Nie rozumiem
Kardiolog: Czy od pewnego czasu coś się zmieniło?
Tony: Ech! Nadal nie pojmuję. O co chodzi? Przecież jestem zdrowy
Kardiolog: Jesteś chory na kardiomiopatię
Tony: Co?!
Kardiolog: Powinieneś brać leki, które powinny niwelować objawy, więc przepiszę ci je, ale poza tym, zero wysiłku
Tony: Jak to kardiomiopatia? To znaczy, że...
Kardiolog: Masz chore serce
Tony: Nie! Nie! To niemożliwe! Nie mogłem się pomylić!


Byłem w szoku. Coś tu nie pasowało do reszty. Przecież sprawdzałem czyje biorę ciało. Nie ma mowy o pomyłce.


Tony: To chyba jakiś żart
Kardiolog: Nie mylę się, a wynik EKG potwierdza twoją przypadłość. Na razie odpoczywaj i niczym się nie przejmuj
Tony: Jak do tego doszło?
Kardiolog: Choroba genetyczna. Mógł ktoś z twojej rodziny na to chorować
Tony: Nie! Nie! Proszę! To musi być pomyłka! To musi być...
Kardiolog: Spokojnie. Taka jest diagnoza, ale mogę dla pewności zrobić inne badania, choć jestem pewny, że masz kardiomiopatię
Tony: Nikt u mnie na to nie chorował! Pan musiał coś źle przeczytać! To nie jest możliwe! Proszę mnie wypisać do domu!
Kardiolog: Mógłbym to zrobić, ale nie mogę. W obecnym stanie musisz odpoczywać
Tony: Nie... mogę... odpoczywać
Kardiolog: Podam ci coś na uspokojenie, bo nie powinieneś się denerwować. Wolałbym, żebyś z własnej winy nie doprowadził się do gorszego stanu


Poczułem się senny, co pewnie było spowodowane podanym specyfikiem. Moje ciało od początku nie wyglądało na mocne. Myślałem, że to normalne po wejściu w ledwo umarłą postać. Zanim zdecydowałem się na swój plan, sprawdziłem każdy szczegół, co do joty, żeby niczego nie zwalić. Dwóch braci miało wypadek. Oboje oberwali i miałem wejść w tego, który szybciej umrze. Wybrałem Toby'ego, bo ten drugi poza złamaniem żeber oraz lewej nogi, trzymał się na chodzie. Jakim cudem pomyliłem ciała? A może wszedłem wtedy do złej sali? Brawo! Skazałem siebie na szybszą śmierć. Czas się skrócił, więc pewnie wspomnienia też szybko stracę. Musiałem przyspieszyć z etapami planu.


**Pepper**


Lekarz w końcu udzielił mi jakiś informacji. Może nie byłam z rodziny, ale wiedział, że martwiłam się o kolegę. Nie byłam w stanie o nic zapytać, lecz sam skłonił się do składania wyjaśnień.


Kardiolog: Sytuacja opanowana i na razie zasnął. Nie może się denerwować i musi unikać wysiłku
Pepper: Czyli już nic mu nie grozi?
Kardiolog: Na razie nie, choć musi sobie poradzić z chorym sercem... Czy masz numer do jego rodziców? Powinni wiedzieć, co się z nim dzieje
Pepper: Nie mam, a on nie utrzymuje kontaktu. Są za granicą
Kardiolog: Hmm... Jest pełnoletni, więc nie muszę ich prosić o zgodę na leczenie
Pepper: Mogę wejść do niego?
Kardiolog: Pozwalam, ale gdyby się obudził, po żadnym pozorem nie próbuj go denerwować
Pepper: Dobrze


Weszłam do sali, gdzie chłopak leżał na łóżku. Spał, oddychając spokojnie. Narobił takiego stracha i Tony za coś takiego oberwałby porządnie w pysk. Jego na szczęście nic takiego nie czeka. Patrzyłam tak nie niego, przypominając, jak po walce z Whiplashem, mój przyjaciel walczył, by przeżyć. Wtedy dr Yinsen zoperował go, naprawiając implant. Toby na niego nie może liczyć, ale są też inni lekarze, co też pomogą w jego chorobie. No nic. Musiałam poczekać, aż się obudzi. Powinien usłyszeć ode mnie jedno, ale dość kluczowe słowo. Przepraszam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X