II: Zmiana

Nie zdołałem zauważyć, jak przysnąłem przy laptopie. Zerknąłem na zegarek. Ósma rano? Oj! Chyba naprawdę musiałem mocno uderzyć w kimę. No nic. Musiałem zająć się swoim wyglądem, by rodzina zmarłego nie pomyślała, że ich syn wciąż żyje, a to niemożliwe. Widzieli, jak umiera. Wystarczy tak pozostawić stan rzeczy.
Przetarłem oczy i rozciągnąłem swoje obolałe mięśnie. Powinienem przyzwyczaić się do nowego ciała, ale ciągle nie mogłem zrozumieć, jak było lekkie. Taki chuderlak, który ledwo zdołał pobiec kilka metrów. Chyba wiem za mało, co mogę, a czego nie. Dobra. Takie zmartwienie może poczekać. Potrzebowałem obciąć włosy. Mógłbym pójść do fryzjera, ale sam też byłem w stanie zdziałać cuda nożyczkami.
Gdy poszedłem do łazienki, spojrzałem w lustro. Jakaś część umysłu mówiła, by tego nie robić. Jednak nie miałem innego wyjścia. Chwyciłem za narzędzie, ścinając pasma włosów po bokach, aż pozbawiłem się większej części z tyłu głowy. Wyglądałem o niebo lepiej i już nie przypominałem truposza. Nawet cera nabrała żywszych barw. Teraz pozostało przebrać się w jakieś ubrania. Na pewno w szafie jakieś się znajdą. Eee... Trochę to zajmie, ale... No tak. Ostatnie bluzki, czy pary spodni pasowały na pięciolatka.  Przecież mieszkałem tu do czasu, gdy mama żyła. Potem mieszkaliśmy przy Stark International. Hmm... Chyba pozostało iść na zakupy, lecz nie mogłem świecić na mieście gołym tyłkiem. Odważyłem się włożyć na siebie dawny garnitur taty. Trochę rękawy były zbyt długie w koszuli oraz spodniach. Trudno. Przeżyję.


Kiedy zamknąłem drzwi na klucz, zauważyłem jakąś akcję na mieście. War Machine starał się, by wygrać z Iron Mongerem. Widocznie Stane też zechciał powrotu z martwych. Przez chwilę się przyglądałem starciu, a mój przyjaciel dawał sobie radę.
Po dowaleniu kolosa na ziemię, poszedłem do najbliższego sklepu z ubraniami. Przeglądałem, szukając dżinsów, aż dopatrzyłem się znajomej twarzy. Czy to możliwe? Pepper? Ciągle o niej pamiętam, więc jeszcze nie mam powodów do paniki. Chciałem jakoś do niej zagadać. Oczywiście nie palnę nic w stylu Hej! To ja, Tony. Pamiętasz, jak umarłem? Zabrałem czyjeś ciało i żyję. Idiota. Wyszedłbym na idiotę. Musiałem rozegrać to w inny sposób. Podszedłem do niej, mówiąc najprostsze słowo świata.

Tony: Cześć
Pepper: Przepraszam, czy my się znamy?
Tony: Ech! Ja cię kojarzę. Widziałem w telewizji, jak walczysz z tymi kosmitami. Jesteś Rescue

No dobra. Zaliczyłem przypał. Okej. Spokojnie. Nie wszystko stracone.

Pepper: Byłam
Tony: Jak to? Myślałem, że nadal jesteś naszą bohaterką
Pepper: Wszystko się zmieniło

Zauważyłem, jak posmutniała. Wiedziałem, kogo była to wina. Moja.

Tony: Coś powiedziałem nie tak?
Pepper: Nie, nie. Ja... Nieważne... Jak mnie znalazłeś?
Tony: Przyszedłem tylko kupić parę ciuchów, bo w tym niezbyt dobrze się czuję... Uważasz, że cię śledziłem?
Pepper: No... Na początku tak myślałam
Tony: Patricia Potts, zgadza się?
Pepper: Tak, ale zwykle mówią do mnie Pepper
Tony: Toby

Podałem jej dłoń w celu zawiązania znajomości. Krok po kroku. Musi mi zaufać.

Pepper: Miło mi
Tony: Czy mógłbym cię o coś poprosić, Pepper?
Pepper: Zależy
Tony: Szukam jakiś dobrych ubrań. Pomożesz?
Pepper: Spoko, bo ja już myślałam, że masz inny problem
Tony: Eee... Nie! Żaden inny
Pepper: Więc chętnie udzielę swojej pomocnej dłoni

Lekko się uśmiechnęła, lecz szybko spoważniała. Nadal przeżywała ostatnią bitwę. Nie mogła się otrząsnąć. Miała wypisane wszelkie troski na twarzy. Nie musiałem pytać. Cierpiała przeze mnie, bo odszedłem.

Tony: W porządku?

Zanim zdołałem powiedzieć coś więcej, rzuciła dwa wieszaki.  Z czarnym T-shirtem oraz niebieskimi dżinsami.

Pepper: Przymierz je
Tony: Okej

Wszedłem do przymierzalni, przebierając się w proponowaną parę odzieży. Pasowały, jak ulał. Pep nigdy nie zawodziła, jeśli chodzi o niesienie wsparcia w każdej sprawie. Złożyłem garnitur, pokazując się w innym stylu.

Tony: I jak?
Pepper: Idealnie do ciebie pasują
Tony: Na pewno? Chcę wiedzieć, bo planowałem.... Ech! Zapomnij, co powiedziałem... Nic nie planuję, ale gdybyś chciała gdzieś wyskoczyć na jakąś kawę, to jestem chętny
Pepper: Znamy się kilka minut, a ty myślisz o takich rzeczach?
Tony: Przepraszam
Pepper: Toby, w porządku. Nie mówiłam, że nie podoba mi się twój pomysł. Nawet jestem za
Tony: Świetnie, więc...
Pepper: Zapisz swój numer i na pewno się dogadamy
Tony: Dobra, ale w razie, gdybym chciał do ciebie zadzwonić, możesz podać mi swój?
Pepper: Wymieńmy się

Uśmiechnąłem się do niej, lecz nie odwzajemniła tego. Minie sporo czasu, aż zacznie żyć bez rozpamiętywania niedawnej przeszłości.
Nagle usłyszałem, jak w brzuchu mi burczało. No jasne. Nic nie jadłem, więc musiałem coś wziąć na ząb.

Pepper: Ktoś tu chyba pominął śniadanie
Tony: I kto to mówi?

Z jej bebechów też odezwał się ten sam głos. Niezadowolony brzuszek to zły brzuszek.

Pepper: Hah! Mój też jest głodny. Znam świetną kawiarnię w centrum. Naprawdę można zjeść coś dobrego
Tony: Z przyjemnością tam pójdę

Zapłaciłem za ubrania, które miałem na sobie. Na szczęście nie stanowiło to problemu, bo sprzedawczyni widziała ceny na nich. Podziękowałem, biorąc garnitur do ręki i poszedłem z rudą do kawiarni. Ponownie wyglądała na szczęśliwą. Słońce świeciło nad naszymi głowami. Ciekawe, czy Rhodey poradził sobie z Mongerem? Jednak największe zainteresowanie kręciło się przy mojej bohaterce. Mojej Rescue.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X