Część trzecia: Szaleństwo



**Tony**

Nie potrafiłem spokojnie oddychać, aż czułem lekkie ukłucie w klatce piersiowej. Starałem opanować swoje nerwy. Powoli nabierałem powietrza do płuc i zrobiłem wdech, a następnie wydech. Próbowałem myśleć pozytywnie, że nic nam się nie stanie, skoro Mandaryn nie wie o naszej podróży. Kiedy atak paniki powoli mijał, usłyszałem głos Pep.

Pepper: Tony, spokojnie. Jesteśmy bezpieczni
Tony: Pepper... przepraszam
Pepper: Uspokoiłeś się, choć trochę?
Tony: Gdzie... jesteśmy?
Pepper: Nie pamiętasz? Przecież wybieramy się do Japonii
Tony: Samolotem... Pepper, nie! Musimy uciekać!
Pepper: Tony, zostań i nie wstawaj

Nie posłuchałem jej. Znowu nad moim ciałem kontrolę przejął strach. Wstałem z fotela, biegnąc w stronę pilota maszyny. Chciałem, żeby natychmiast wylądował. Krzyczałem na niego, aż niektórzy pasażerowie uznali mnie za kogoś wyrwanego z oddziału zamkniętego. Jak wariat szukałem wyjścia ewakuacyjnego. Nie wiedziałem, co robić. Cały ten stres źle wpływał na serce, więc musiałem się uspokoić. Upadłem na podłogę i Pepper mnie stamtąd zabrała.

Pepper: Mówiłam, żebyś nie wstawał. I już tak nie krzycz, bo stewardessa nas wywali automatycznie z samolotu. Ja nie chciałabym spadać w nieznane. A ty?
Tony: Pep...
Pepper: No chodź... Jestem tu z tobą. Nie masz się, czego bać
Tony: Masz... rację
Pepper: Kiedy byłeś ostatnio w samolocie, leciałam z tobą?
Tony: Nie
Pepper: No właśnie, więc nie martw się

Usadowiła mnie na fotelu, przypinając pasami. Chyba ponownie musiałem oprzytomnieć, co wcześniej zrobiłem. Zachowałem się, jak dureń. Nie powinienem był tak krzyczeć. Całe szczęście, że atak paniki minął. Bałem się powtórki tych symptomów, ale przy rudej mogłem czuć się bezpiecznie. Podała mi maskę tlenową, którą miałem nad siedzeniem. Oddychałem miarowo, odzyskując spokój.

Pepper: Jak się czujesz? Już nie będziesz szalał, wariacie?
Tony: Chyba... nie
Pepper: Ciebie to bawi?
Tony: Trochę... ale... źle...
Pepper: Byłeś niegrzecznym chłopcem i nie dostaniesz lizaka
Tony: Ej!
Pepper: Hahaha! No dobra. Poszukam twojej ładowarki, gdybyś musiał się naładować
Tony: Nie trzeba
Pepper: Oj! Trzeba. Jeszcze pomylisz ładowarkę do implantu z tą od komórki. Ale to by było zabawne. Hahaha!
Tony: Jesteś okropna, Pep
Pepper: Cóż... Muszę się jakoś wyróżniać
Tony: Dla mnie... i tak zawsze... byłaś wyjątkowym rudzielcem
Pepper: O! Tony, jak miło
Tony: To chyba cytat
Pepper: No wiesz ty co? Wredota!
Tony: A może mam do ciebie mówić Pepuś?
Pepper: Pepuś? A czy ja wyglądam na świnkę?
Tony: No wiesz. Biorąc pod uwagę, że masz piegi oraz fakt, że często się rumienisz, możesz być taką świnką
Pepper: Ej!
Tony: Heh! Nie gniewaj się

Zdjąłem już maskę tlenową, całując ją w usta. Musiałem trochę ujarzmić papryczkę. Jakaś mała dziewczynka pokazała mi język. Ja na to nie reagowałem, ale Pep... Tak. Ona musiała coś zrobić. Wypięła tyłek w stronę dziecka, a później odwróciła się, pokazując dziwną minę. Pokazała język i do tego kręciła oczami. Chyba tylko mnie to bawiło, bo rodzice małej uznali moją ukochaną za szurniętą. Mieli rację, ale ona była taka zawsze. Nawet po skończeniu szkoły ani trochę się nie zmieniła.

Tony: Już wystarczy, Pepuś
Pepper: Ej! Nie mów tak do mnie! Zabraniam ci!
Tony: I co mi zrobisz?
Pepper: Jeszcze nic. Poczekaj, aż wylądujemy
Tony: Hahaha! Zgoda... Poczekam
Pepper: Oprzytomniałeś, Toneczku?
Tony: Toneczku?
Pepper: Ha! Twoje będzie takie. Podoba się?
Tony: Niezbyt. Już wolałem Tonuś
Pepper: A ja chcę być Pep. Twoją Pep
Tony: No i jesteś

Ponownie nasze usta się ze sobą złączyły, że złość szybko przeminęła.

**Pepper**

Pepuś? Chyba Tony potrzebował odpocząć. Nie myślał zbyt trzeźwo i raczej powinien zasnąć. Wyjęłam z mojej torby swój kocyk, przykrywając go nim. Poduszka też się jakaś znalazła. Trochę martwiłam się, że znowu zacznie wariować. Dobrze jest tak czasem pożartować. Przynajmniej przestał myśleć o locie. Wiedziałam, jakie miał zalecenia, więc nie miałam zamiaru chować trupa do walizki. O! Właśnie. Miałam wyjąć mu ładowarkę.
Gdy on zasnął, zajęłam się poszukiwaniem rzeczy. Zaczęłam od przeszukiwania plecaka. Sięgnęłam ręką, próbując dokopać się do urządzenia. Zamiast natrafić na jakąś elektronikę, poczułam metal. Hełm... rękawice... napierśnik. Byłam wściekła, aż wydarłam się na cały pokład.

Pepper: TONY!
Tony: Pep, nie krzycz. Chcę... spać
Pepper: Czy to jest to, co ja myślę?!
Tony: Co takiego?
Pepper: Zbroja!
Tony: Co?
Pepper: Nie udawaj głuchego! No to, co masz w plecaku!
Tony: Żelazko?

Uśmiechnął się głupawo, a we mnie gotowała się furia. Miałam ochotę mu przywalić. Za kłamstwo, za udawanie idioty i za bycie takim kretynem. Starałam się jakoś ochłonąć, licząc na jakiekolwiek wyjaśnienia. Szturchnęłam Tony'ego, próbując zbudzić śpiącą królewnę. Na chwilę mógł ze mną porozmawiać. Dopóki mi nie powie prawdy, nie pójdzie spać. Nie uderzy w kimono.

Pepper: Słucham... Co tak naprawdę wzięłaś ze sobą?
Tony: Mówiłem, że żelazko
Pepper: Na cholerę potrzebujesz żelazko?! Nie kręć tylko mów prawdę!
Tony: Ech! No dobra. Tak naprawdę wziąłem zbroję ze sobą
Pepper: Nawet nie chce wiedzieć, po co ci ona. Pewnie chciałeś ją przemycić, a ja miałam tobie w tym pomóc... I co? Pewnie Rhodey'go też zabrałeś ze sobą? Jest w podręcznym bagażu?!
Tony: Pep, za dużo mówisz. Rhodey został w domu. Już wcześniej o tym mówiłem. Nie pamiętasz?
Pepper: Znowu kłamiesz?!
Tony: Nie!
Pepper: Bez swojej ukochanej zabawki nigdzie się nie ruszysz!
Tony: To dla bezpieczeństwa
Pepper: Lepiej przyznaj się, że wolisz kawałek blachy od swojej dziewczyny

Strzeliłam focha i nie chciałam się do niego odzywać. Jednak długo nie siedziałam obrażona. Poczułam, jak zbliża się do mnie, próbując coś szepnąć. Nie miałam ochoty nawet patrzyć na jego głupawy wyraz twarzy.

Tony: Uwielbiam, jak słodko się na mnie gniewasz
Pepper: Hmm... Powietrze coś mówi? Chyba jestem nienormalna
Tony: Kochana, proszę. Nie rób tak. Posłuchaj mnie
Pepper: A od kiedy mnie słuchasz?
Tony: Od zawsze
Pepper: Dobranoc, Tony
Tony: Pep, porozmawiajmy
Pepper: Nie ma, o czym
Tony: A właśnie, że jest. Przepraszam, że wziąłem zbroję, ale sama wiesz, jak ten wypadek mnie ciągle prześladuje
Pepper: Wiem, dlatego odpocznijmy
Tony: Czy mogę się ciebie o coś zapytać?
Pepper: Zależy, ale pytaj
Tony: Bo widzisz...
Pepper: Co?
Tony: Wybacz mi, jak się zachowałem. Jeśli nie chcesz ze mną spędzić wakacji, uszanuję twoją decyzję
Pepper: Teraz przegiąłeś. Ja wiem, jaka czasem bywam nieznośna, ale to nie znaczy, że mamy się rozstać
Tony: Ja tak nie powiedziałem
Pepper: Wybacz. Tak to odebrałam i nie chcę cię zostawiać. Więc, co będzie?
Tony: Zapomnijmy o tym, co wcześniej miało miejsce. Zgoda?
Pepper: Zgoda

Uścisnęłam mu dłoń na znak zgody i wzięłam kawałek od niego kocyka. Razem zasnęliśmy wtuleni obok siebie. Powoli zapadałam w sen, choć jednym okiem czuwałam nad Tony'm. Nadal istniało ryzyko powtórzenia się ataku paniki lub czegoś gorszego. Musiałam zadbać o jego bezpieczeństwo. Gdyby próbował znowu latać po samolocie, lecz z czymś ostrym w ręce, to na pewno go obezwładnię, wstrzykując środek nasenny. Doktorek pewnie zaopatrzył w jakąś malutką apteczkę. Jednak zawsze istniała jeszcze inna opcja. Po prostu przywalić mu gaśnicą. Hmm... Tylko, czy na pokładzie coś takiego mają? Zamknęłam oczy, zasypiając.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X