Część pierwsza: Plany wakacji


**Tony**

Walczyliśmy zaciekle z Whiplashem. We trójkę daliśmy radę go pokonać. Wystarczyło w tym samym czasie użyć unibeamu, a drań już leżał na ziemi. Razem wróciliśmy do zbrojowni, gdzie musiałem naładować implant. Moja ruda nie potrafiła przestać skakać z radości. Rhodey patrzył na nią, jak na wariatkę, którą zawsze była.

Rhodey: Chyba za dużo cukru zjadła
Tony: Nie. Tym razem jedynie jest szczęśliwa... Ja w sumie też, bo dawno nie byłem nigdzie poza Nowym Jorkiem
Rhodey: Eee... Tony, co wyście wymyślili?
Pepper: Jedziemy na wakacje! Jupi! I to bez ciebie!
Tony: Wybacz. Nalegała, żebyśmy sami polecieli
Rhodey: Nie wierzę. Zostawiacie mnie?
Tony: Tylko na jakiś miesiąc, a potem wrócimy
Pepper: Nie załapałeś się. Haha! Masz pecha
Rhodey: Jesteście gorsi od małp
Pepper: Małp?! Ja ci zaraz pokażę małpy, gdy cię stłukę na kwaśne jabłko!
Tony: Pepper, nie! Zostaw go!

Chciałem wstać, ale ładowanie jeszcze nie dobiegło końca. Jednak nie miałem zamiaru patrzeć, jak dwójka moich przyjaciół się bije. Postanowiłem zareagować, rzucając Pepper w głowę. Nie znalazłem nic miękkiego, więc oberwała kluczem francuskim.

Pepper: Tony!
Tony: Przepraszam, Pep
Pepper: Mam gdzieś te twoje "przepraszam"

Wskoczyła na mnie z taką siłą, że wylądowaliśmy na podłodze. Zaczęła łaskotki pod pachami, a później na brzuchu. Nie mogłem przestać się śmiać.

Tony: Hahaha! Dość! Przestań!
Pepper: Oj! Zasłużyłeś sobie na to

Delikatnie ją odepchnąłem i wstałem, siadając na kanapę, by czekać na skończenie ładowania. Nie dała mi spokoju. Wskoczyła na mebel, kładąc się obok mnie.

Rhodey: Eee... To ja może wam nie będę przeszkadzać?
Tony: Zostań, bo jutro się już nie zobaczymy
Rhodey: Myślisz, że dam radę sam ze zbirami?
Tony: No pewnie. Przecież nie przez przypadek jesteś War Machine
Rhodey: Może masz rację... A dokładnie, gdzie lecicie?
Pepper: Do Japonii... Mój pomysł
Tony: I się zgodziłem
Rhodey: O! To macie długi lot przed sobą... Tony, dasz radę wytrzymać w samolocie?
Tony: Przy niej niczego się nie boję

Cmoknąłem rudą w policzek, aż wtuliła się bardziej. Gdy na bransoletce otrzymałem alarm, że implant był pełny energii, odłączyłem się od urządzenia. Przed podróżą musiałem odwiedzić lekarza. Potrzebowałem specjalnej książeczki, którą będę mógł pokazać władzom lotniska przy wykrywaczach metali. Akurat był jeszcze dzień, więc nie musiałem ubierać kurtki. Pep poszła tam ze mną. Beze mnie się nigdzie nie ruszy. Zresztą, chyba wolała uniknąć pana histeryka.
Gdy wszedłem do gabinetu, trochę się zdziwił tak szybką wizytą.

Dr Yinsen: Witaj, Tony. Co cię tu do mnie sprowadza? Wizytę kontrolną masz dopiero za miesiąc
Tony: Wiem, ale jutro lecimy na wakacje i chciałbym być pewny...
Pepper: Ekhm...
Tony: Raczej Pepper chce być pewna, że nic mi nie będzie
Dr Yinsen: No dobrze... Poczekaj na niego, a ja go zbadam, dobrze?
Tony: Pep, to zajmie chwilkę
Pepper: Tylko niech pan nie robi żadnych kawałów, bo ukatrupię
Dr Yinsen: Heh! W porządku
Pepper: Będę blisko

Teraz i ona mnie cmoknęła w policzek. Mrugnąłem do niej z lekkim uśmiechem, by niczego się nie bała. Przecież nie zostawi mnie w szpitalu. Po wyjściu Pep z gabinetu, zostałem sam z doktorkiem.

Dr Yinsen: Widzę, że cię nie potrafi zostawić. Haha! Bardzo cię lubi
Tony: Kocha mnie. Nie da się tego ukryć
Dr Yinsen: Ty się tak nie śmiej, bo nigdy tego nie skończymy
Tony: Przepraszam
Dr Yinsen: Nie mów przez chwilę

Zrobił mi podstawowe badania, zaczynając od badania stetoskopem. Sprawdził też ciśnienie, działanie implantu oraz same bicie serca. Kiedy było już po wszystkim, wypisał książeczkę.

Dr Yinsen: Proszę. Tu masz wszystko, co ci potrzeba. Gdybyś miał przejść na lotnisku przez kontrolę, pokaż to. Chyba wiesz, że będziesz daleko, więc zapisałem też, jak lekarze mają ci pomóc, gdyby coś się stało
Tony: Dziękuję za wszystko
Dr Yinsen: Uważajcie na siebie i pilnuj implantu
Tony: Będę na pewno uważał... A jak wyniki?
Dr Yinsen: W miarę dobre
Tony: W miarę?
Dr Yinsen: Jesteś Iron Manem. Czego byś się spodziewał?
Tony: Na pewno nie cudów
Dr Yinsen: Dobra, dobra. Już tak się nie ciesz i wracaj do swojej dziewczyny
Tony: Dobrze

Pożegnałem się i wziąłem książeczkę ze sobą. W zbrojowni miałem przenośną ładowarkę, więc nie było problemu z implantem. Jednak miałem wrażenie, że nie powiedział całej prawdy.

**Pepper**

Cieszyłam się, widząc uśmiech Tony'ego na twarzy. Nie pytałam o nic i rozeszliśmy się do swoich domów. Od razu przywitałam się z tatą, biegnąc szybko do pokoju. Musiałam spakować swoje rzeczy. Zaczęłam od ubrań, elektronicznych zabawek, ręczników i wszystko, co byłoby przydatne w podróż. Prawie miałam wszystko, lecz nie mogłem znaleźć paszportu.

Virgil: Jak zwykle jesteś zabiegana
Pepper: No jutro mam samolot. O szóstej! Tato, gdzie jest ten porąbany dokument?!
Virgil: Spokojnie, córciu
Pepper: Ja go muszę znaleźć! Bez tego mnie nie wpuszczą! On gdzieś musi być!
Virgil: Pepper...
Pepper: Pomożesz mi?
Virgil: Leży na biurku

Zaśmiał się, a ja zrobiłam facepalma. Jak mogłam nie zauważyć? Teraz wstydziłam się za to, że krzyczałam. Miałam paszport pod nosem.

Virgil: Nie stresuj się tak. Niczego nie zapomnisz. Będzie dobrze
Pepper: Dzięki, tatku. Zawsze mogę na ciebie liczyć

Wtuliłam się do niego, żegnając. Już rano się nie zobaczymy. Walizki postawiłam przy szafie, by później je znieść na dół. Teraz potrzebowałam się odprężyć, a najlepszym sposobem była kąpiel. Wzięłam piżamę, zamykając drzwi od łazienki. Nalałam sobie wody, wlewając do niej płyn do kąpieli. Zdjęłam ubrania i zanurzyłam się, aż po czubek nosa. Uwielbiałam tak leżeć, rozkoszując się ciszą i spokojem.

Virgil: CÓRUŚ, KTOŚ DO CIEBIE DZWONI

No jasne. Coś musiało zburzyć tę ciszę.

Pepper: KTO?!
Virgil: HEHE! TONUŚ
Pepper: TATO, NIE ODBIERAJ
Virgil: JAK KOCHA, TO POCZEKA
Pepper: EJ!
Virgil: MYJ SIĘ, A JA CI WYŁĄCZĘ TELEFON
Pepper: NIE!

Gwałtownie wstałam z wanny, aż się poślizgnęłam, łykając wodę. Musiałam też wypluć pianę.

Virgil: ŻARTOWAŁEM. TYLKO GO ROZŁĄCZYŁEM
Pepper: TATO!

Wstałam i wytarłam się ręcznikiem. Od razu przebrałam się w piżamę, biegnąc po komórkę. Tata podał mi go, ale nadal nie potrafił przestać się głupio śmiać. Chciałam mu przywalić, lecz się powstrzymałam. Wybrałam numer do Tony'ego. Pierwszy sygnał... Drugi... Trzeci...

Tony: Cześć, Pep. Co tam?
Pepper: Wszystko gra?
Tony: Właśnie spakowałem ostatnie rzeczy. A co? Przeszkadzam ci w czymś?
Pepper: Muszę się uspokoić, bo nie uwierzysz, ale nie mogłam znaleźć paszportu
Tony: Nic dziwnego, skoro jesteś nieźle zabiegana
Pepper: Mój ojciec powiedział to samo
Tony: I chyba się z tym zgodzisz?
Pepper: Tak. A ty? Zero chaosu?
Tony: Rhodey panikował
Pepper: Hahaha! Mam nadzieję, że nie leci z nami
Tony: Nie, bo ktoś musi pilnować, co się dzieje w mieście... Pep, przepraszam, jeśli dzwoniłem nie w porę
Pepper: Teraz się, aż tak nie gniewam. Pamiętaj, żeby wstać na szóstą. Nie zaśpij, Tony. Lepiej idź spać. Zero siedzenia w zbrojowni
Tony: Jedna osoba, a nawet i dwie już mi mówiły... Spokojnie. Będę na czas
Pepper: Jak się ogólnie czujesz?
Tony: Świetnie. Pogadamy jutro, papryczko
Pepper Ej!
Tony: Ciao!

---**---

Witajcie z powrotem. Tym razem zwolnimy i jedna notka dziennie, bo obecnie jestem bardzo zajęta nauką do matury, co idzie w różnym stopniu. Mam nadzieję, że rozdział się podobał. Komentarze miłe widziane ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X