Część dziewiąta: Kto ma teraz ucierpieć?


**Tony**

Podbiegłem do Pepper, by ją przytulić. Tak bardzo się o nią bałem, że zrobi jej krzywdę, lecz znowu nas uratowała Katari. Po raz kolejny zawdzięczamy wojowniczce życie. Mieliśmy szczęście, bo przeciwnik się wycofał. Jednak niepokoiła mnie pozostawiona wiadomość. Chcą Iron Mana, ale zaatakowali rudą. Dlaczego?
Wróciliśmy do kryjówki, by pomyśleć nad planem działania. Właścicielka mieszkania przedstawiła nam kolejną osobę z Deadly Trinity.

Seira: To była Echo. Jest w stanie kopiować to, co zobaczy. Każdy ruch, jaki zrobisz, może wykorzystać przeciwko tobie
Pepper: Teraz wiem, dlaczego nie miałam szans
Seira: Można ją pokonać. Jedynie trzeba znać słaby punkt
Tony: Dlaczego... cię zaatakowała?
Pepper: Nie wiem. Może... Może chciała cię, zwabić, żeby...
Tony: Pep... spokojnie. Już... po wszystkim
Pepper: Tony, co się dzieje?
Tony: Musiałem... Przepraszam
Seira: Skoro chcą dorwać Iron Mana, na pewno zaatakuje znowu... Odpocznijcie, a ja będę obserwować, czy ktoś się nie zbliża
Tony: Dobrze

Razem z ukochaną poszliśmy do swojego pokoju, by odpocząć. Widziałem, że nadal się bała. Nie mogłem jej powiedzieć o zlekceważeniu zaleceń. Musiałem ją ratować. Znowu mogła przeze mnie zginąć. Wciąż dziwię się, ile jest w stanie tego znieść. Położyłem się obok niej i chciałem być blisko, ale nadal była wściekła za to, co powiedziałem. Czasem sam nie wiem, jakie wypowiadam słowa. Robię to bezmyślnie, raniąc innych, a tak nie powinno być. Wolałbym odesłać Pepper do domu, gdzie żadna Deadly Trinity nie spróbuje skrzywdzić rudej.

Tony: Jesteś cała?
Pepper: Chcesz zniszczyć Rescue. Raczej nie będę skakać ze szczęścia
Tony: Wybacz mi... Nie powinienem... tak... mówić
Pepper: Naprawdę chcę wam pomagać w walce. Nie mogę znieść tego, jak wiele ryzykujecie. Ty masz chore serce, a Rhodey ma rodzinę. Mi pozostał ojciec, dla którego będę walczyć za wszelką cenę... Tony, nie niszcz mojej zbroi. Proszę cię
Tony: Nie... zrobię... tego

Przytuliłem ją i pocałowałem, że nie spodziewałem się porywczości ze strony partnerki. Dłonie manewrowały pod kimono i bez problemu pozbyła się paska. Nie pozostałem dłużny, więc również jej pas spadł na podłogę. Byłem tak podniecony, że chciałem, by szybko pozbyła się reszty garderoby. Sprawnymi palcami znów wędrowała po plecach wzdłuż kręgosłupa, całując z głęboką namiętnością. Odwdzięczyłem się tym samym, dotykając każdego skrawku ciała, poczynając od ramion, schodząc coraz niżej. Głęboko oddychałem razem z jej oddechami.
Kiedy miałem zdjąć ostatnie okrycie, usłyszałem dźwięk tłuczonego szkła. Moje serce biło bardzo szybko. Pojawiła się jakaś wariatka z pazurami. Kolejna z trójcy. Moment... Coś musiało mi się przewidzieć. Ona nie ma pazurów. Miała pół twarzy pomalowanej na biało. Czyżby chciała też skrzywdzić Pep? Chyba kończy zadanie poprzedniczki.

Tony: Odejdź... stąd
Typhoid Mary: Ojej! Chyba wam przeszkodziłam. No nic
Pepper: Odczep się od nas!
Typhoid Mary: Nie tak szybko

Ruszyła do ataku. Ruda zdołała odeprzeć pierwsze ciosy. Chroniła mnie. Musiałem zrobić to samo. Szybko się ubrałem i chwyciłem za broń ze ściany. Jakiś miecz. Chciałem uderzyć w przeciwniczkę, lecz poczułem, jak odrywa mnie od ziemi, skupiając się na implancie. Nie mogłem nic zrobić.

Typhoid Mary: Chyba pora go wykończyć, siostro... Co? A! Tak będzie lepiej. Niech twoja płomienna przyjaciółka spłonie w ogniu
Tony: Nie!

Nagle w powietrzu pojawił się shuriken. Katari potrafi pojawić się w odpowiednim momencie. Jednak nadal chciała potraktować ją ogniem. Wojowniczka znów rzuciła tą samą bronią.

Typhoid Mary: Au! Zraniłaś moją siostrę! Zemszczę się
Seira: Typhoid Mary, zgadza się? Jeśli spróbujesz jeszcze raz się pojawić, to przebiję go przez twoje serce
Typhoid Mary: Oj! Nie strasz nas. My to wiemy. Hahaha!

Zaśmiała się złowieszczo i upadłem na podłogę. Nie miałem siły, by wstać. Cały obraz zaczął się zamazywać, choć wiedziałem, że to Pep pochylała się nade mną. W jednej chwili odczułem silny ból w klatce piersiowej, aż straciłem przytomność.

**Pepper**

Zmartwiłam się stanem Tony'ego. Próbowałam go przywrócić do życia, uderzając lekko po policzkach. Nie wiedziałam, co się z nim działo. Musiałam zapytać się Seiry. Ona ostatnio była z nim, gdy uciekłam po kłótni. Zabrałam chłopaka na ręce i położyłam w łóżku, przykrywając kołdrą. Jeśli Typhoid Mary coś mu zrobiła, pożałuje tego. Dla pewności, że nic mu nie groziło, sprawdziłam odczyty z bransoletki. Były mniej więcej prawidłowe.

Seira: Na pewno przeżyje. Musi odpocząć
Pepper: Chyba tak, ale jest bardzo zmęczony... Co wyście robili?
Seira: Pokazywałam kilka sztuczek, gdyby musiał walczyć bez zbroi... Ta, co nas zaatakowała, może używać telekinezy
Pepper: Zdążyłam to zauważyć
Seira: Świetnie sobie poradził, choć stracił siły
Pepper: Nie może tak ryzykować. Przecież, jeśli będzie tak przemęczał serce, umrze
Seira; Boisz się?
Pepper: Bardzo
Seira: Ty też się zdrzemnij
Pepper: Dziękuję za pomoc
Seira; Od tego tu jestem. Mam was chronić... Masz wspaniałego chłopaka. Broniłby cię, poświęcając nawet własne życie
Pepper: Dlatego mi na nim zależy. To mój bohater
Seira: Nie wiedziałam, jak bardzo musi na siebie uważać
Pepper: Często on o tym zapomina
Seira: Gdyby coś się działo, będę na dole
Pepper: Trenować?
Seira: Zawsze wykorzystuję na to wolną chwilę

Kiedy wojowniczka poszła nabrać większej sprawności bojowej, znowu na telefon Tony'ego dzwonił Rhodey. Ostrożnie chwyciłam za telefon, odbierając połączenie. Oczywiście chciał rozmawiać z kimś innym, ale sam zadzwonił nie w porę. Niezbyt go słyszałam, bo w tle były jakieś odgłosy walki.

Pepper: Rhodey, jesteś tam?
Rhodey: Wysłałem... Rescue. Ach! Przekaż mu
Pepper: Dzięki, ale powiedz mi, kto ci tak daje popalić?
Rhodey: Stane... A gdzie Tony?
Pepper: Nie może teraz gadać
Rhodey: Znowu?! Aaa!
Pepper: Poradzisz sobie? Może lepiej zostaw to SHIELD
Rhodey: Dam... radę

Szybko się rozłączył. Oboje są uparci. Nie wiedzą, kiedy odpuścić. Nie dość, że martwiłam się o Tony'ego, to teraz i bałam się o stratę przyjaciela. Nie powinien sam walczyć z Iron Mongerem. Nie poradzi sobie. Mam nadzieję, że ktoś mu pomoże. Otworzyłam okno w pokoju, wpatrując się na gwiaździste niebo. Myślałam nad powrotem do domu. Powinniśmy pomóc War Machine jako jedna drużyna. Nie składaliśmy żadnych obietnic poza brakiem blaszaka na wakacjach. Życie nie jest kolorowe. Zawsze pojawia się jakaś przeszkoda.
Niespodziewanie zostałam zaatakowana. Ktoś wbił mi ostrze w rękę, że nie mogłam stłumić krzyku. Później tylko była ciemność.

~*Godzinę później*~

Obudziłam się w jakiejś ciasnej klatce. Czułam się coraz słabiej, co sugerowała moja blada twarz. Uchodziło ze mnie życie. Rozejrzałam się szukając wskazówki, gdzie byłam. Jedynie dostrzegłam kilku ninja, świecące lampy na suficie, a z ręki była odsysana krew. Teraz już się nie dziwiłam, skąd takie, a nie inne samopoczucie. Jakaś sekta mnie porwała? W Japonii?
Po kilku minutach, ktoś podszedł do klatki. Przejechała pazurami po mojej twarzy. Jedna z Deadly Trinity? No pięknie. Serce mi skakało do gardła.

Lady Deathstrike: Nie bój się. Nic ci nie zrobię... Na razie posłużysz jako przynęta, więc nie uciekaj
Pepper: Dlaczego... to robicie?
Lady Deathstrike: Iron Man zginie, a tobie wkrótce skończy się czas

2 komentarze:

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X