Część czwarta: Witamy w Japonii




**Pepper**

~*Szesnaście godzin później*~

Nasza podróż dobiegła końca. Nareszcie wylądowaliśmy. Tony tak mocno spał, że jeszcze się nie obudził. Musiałam mu w tym pomóc. Lekko klepnęłam go po policzku, lecz to na niego nie zadziałało. Wykorzystałam moją niezawodną zabawkę. Gwizdek! Jeśli tego nie poczuł, powinnam wymyślić lepszy sposób na pobudkę. Jednak jeden gwizd zadziałał, aż podskoczył, uderzając o półkę nad głową.

Tony: Au! Pepper!
Pepper: Zbudź się, księżniczko. Jesteśmy już na miejscu
Tony: Naprawdę?
Pepper: Przeżyłeś?
Tony: Przeżyłem
Pepper: Nie było tak źle?
Tony: Nie było
Pepper: Ufasz mi?
Tony: Eee... nie
Pepper: No dzięki, Toneczku
Tony: Miałaś tak do mnie nie mówić, Pepuś
Pepper: Ach! Zobaczysz, że się zemszczę. Teraz Rhodey nie będzie twoją tarczą... No chodź. Szybko przejdziemy przez kontrolę i weźmiemy bagaże

Odpięliśmy pasy, a stewardessa zakomunikowała nam o znalezieniu się na lotnisku w Osace. Wszelkie rzeczy znowu przeszły przez taśmociąg w poszukiwaniu podejrzanych rzeczy. U mnie nic nie wykryli, ale Tony miał problem. Pisnęło w trakcie skanowania plecaka. No i ma kłopoty. Wyjaśnił strażnikowi, tłumacząc o potrzebie posiadania specjalnej ładowarki. Zrozumiał to, a z dokumentacją nie było problemu. Paszporty pasowały, więc mogliśmy wyjść z lotniska. Dostaliśmy resztę bagaży. Postanowiliśmy zameldować się w najbliższym, ale i najtańszym hotelu. Po jakimś kwadransie, podjechała po nas taksówka. Pomogłam mu zabrać walizki, które trochę ważyły. Plecak włożył na plecy, zaś podręczną torbę trzymał w ręce. Ja jedynie miałam torebkę oraz małą walizkę. Dziwne, jak na dziewczynę, ale nie jestem Whitney.
Gdy wsiedliśmy do taksówki, podałam adres, gdzie mieliśmy spędzić te kilka tygodni. Nie znałam zbytnio japońskiego, choć zapamiętałam kilka podstawowych zwrotów.

Pepper: Arigato

Podziękowałam, biorąc ze sobą wszelki balast. Mój chłopak chyba się zdziwił, słysząc podrobiony akcent. Uśmiechnęłam się jedynie, bo tłumaczyć się mogę dopiero później. To szczęście, że w hotelu pracowały osoby, co znały dosyć dobrze angielski. Przynajmniej niczego nie pomylimy w tych "krzaczkach". Nawet pod każdym znakiem pisało tłumaczenie, więc chyba sobie poradzimy.
Gdy znaleźliśmy się w wyznaczonym pokoju, zostałam zaatakowana pytaniami.

Tony: Od kiedy znasz japoński? Uczyłaś się go kiedyś? Co jeszcze potrafisz, czego o tobie nie wiem?
Pepper: Hahaha! Papugujesz mnie, Tony... Przed wyjazdem trochę nauczyłam się podstawowych wyrażeń. A jeśli chodzi o to, czego jeszcze o mnie nie wiesz, to wielu rzeczy. Tak samo, jak ja nie wiem o tobie
Tony: Tu się zgodzę
Pepper: Zadzwonię do taty, że jesteśmy na miejscu
Tony: A wiesz, jaka jest teraz godzina w Nowym Jorku?
Pepper: Dwudziesta druga. Auć! Raczej będzie spał
Tony: Rhodey pewnie też
Pepper: Raczej nie byłabym taka pewna. Romansu z historią nie ma końca. Hahaha! Nie wierzę, że z nim nie zwariowałeś
Tony: Jesteśmy braćmi. Ja akceptuję jego umiłowanie, a on przymyka oko na nocne ucieczki
Pepper: Ucieczki? O! Tony, ty jesteś buntownikiem? Od kiedy?
Tony: Przecież kiedyś muszę budować zbroje
Pepper: Oczywiście... Oczywiście. Prawie cię nie przepuścili, bo ją wykryli
Tony: Ale jakoś się udało

Uśmiechnął na głupawo, ale nie trwało to długo, bo poczuł ból w klatce piersiowej. Lekko go zgięło w pól. Pewnie odezwało się przypomnienie. Od razu zaczął szukać ładowarki, której nie potrafił znaleźć. Próbowałam mu pomóc. Zaczęłam wyrzucać wszystkie ubrania, dokumenty i inne klamoty. Lekko się zdenerwowałam. Nigdzie jej nie było. Nie poddawaliśmy się, przeczesując całą torbę. Nadal nic. Pozostał jeszcze plecak, w którym ukrył zbroję. O dziwo tam znaleźliśmy zgubę. W ostatniej chwili się udało.

**Tony**

Nie wiem, jak to się stało, ale ładowarka znalazła się w plecaku. Może pomyliłem się przy pakowaniu. No nieważne. Usiadłem na łóżku, zdejmując bluzkę i buty. Pepper pomogła mi podnieść urządzenie, by podpiąć mechanizm do ładowania. Oczywiście położyła się obok mnie, a ja wtuliłem się do niej. Dobrze, że nic się nie stało. Tak bardzo się bałem, a mój strach był bezcelowy. Przecież przy mnie Pep nie spadnie ani jeden rudy włos z głowy.

Pepper: Nad czym tak myślisz?
Tony: Że niepotrzebnie brałem zbroję. Przecież Whiplash nie pofatygowałby się, żeby lecieć za nami, aż do Japonii
Pepper: Hahaha! A może wpadnie z wizytą?
Tony: Pep, to nie jest śmieszne
Pepper: Czemu?
Tony: Nie chcę cie stracić. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś ci się stało z mojej winy. Ciągle jesteś w niebezpieczeństwie. Chyba twój ojciec wolałby, żebyś wyszła za mąż za kogoś innego
Pepper: Ej! Nie mów tak. Przecież cię lubi
Tony: Ale gdyby poznał prawdę, kim tak naprawdę jestem, to zakazywałby się nam spotykać
Pepper: Tony...
Tony: Dobranoc, Pep
Pepper: Idziesz spać?
Tony: Ty powinnaś
Pepper: Nie jestem zmęczona
Tony: Oj! Zmienisz zdanie
Pepper: Tony?
Tony: Tak, Pepper?
Pepper: Kocham cię. Bardzo mi na tobie zależy
Tony: I wzajemnie

Pocałowałem ją czule w usta, aż sama pragnęła namiętności. Dotknęła rękami moich barków, schodząc do klatki piersiowej. Jednak musiała poczekać na dalsze czułostki. Musiałem pójść do łazienki. Przeprosiłem Pep i wyszedłem, odłączając się od ładowania.

Pepper: Tony, nie możesz
Tony: Spokojnie. Za chwilę wrócę
Pepper: Pamiętaj o swoim sercu
Tony: Nie martw się. Przecież nie mamy tu wrogów, prawda? Będzie dobrze
Pepper: Co mam zrobić, gdyby Rhodey dzwonił?
Tony: Powiesz, żeby oddzwonił później, okej?
Pepper: Tak... Albo weź komórkę ze sobą
Tony: Hmm... Dobra myśl. Dobranoc, Pep
Pepper: Dobranoc, Tonusiu

Cmoknąłem rudą w policzek, przykrywając kocem. Musiała odpocząć po podróży, a mnie czekało to samo. Na bransoletce wyświetlił się stan implantu. 30%. Dam radę. Dokończę go ładować później. Trochę było ciemno na korytarzu, skoro wciąż mieliśmy noc. Dobrze, że implant generował jakieś światełko. Lekkie, ale mogłem się poruszać bez potknięcia się o coś, co leży na ziemi.
Gdy znalazłem odpowiednią tabliczkę z drzwiami do łazienki, zauważyłem czyjś cień. Miałem wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Nie myliłem się. Zanim chciałem upewnić się, kim była ta osoba, zadzwonił mój telefon. Rhodey... Nie miałem ochoty z nim rozmawiać.

Tony: Halo! Jest tam ktoś?

Nagle w moją stronę poleciała jakaś ostra broń. Szybko zrobiłem unik. O mały włos, a miałbym japoński miecz w głowie. Byłbym martwy. Już chciałem pobiec za napastnikiem, lecz poczułem silny ból. No tak. Muszę naładować mechanizm, bo dalsze lekceważenie może się dla mnie źle skończyć.
Gdy zmierzałem do pokoju, usłyszałem jedno słowo.

Seira: Abunai
Tony: Co takiego?
Seira: Uważaj

To był głos jakiejś kobiety. Wojowniczki? Postanowiłem wrócić do Pep. Od razu podłączyłem się do ładowania. Jednak nie potrafiłem zapomnieć, co usłyszałem. Jedno słowo, które przyprawia o dreszcze. Po skończonym ładowaniu, ułożyłem się do snu obok rudej. Kiedy zamykałem już oczy, znowu panikarz dzwonił. Byłem podirytowany, ale odebrałem dla świętego spokoju.

Rhodey: Hej, Tony. Jak tam podróż?
Tony: Wybrałeś zły moment na rozmowę. Właśnie śpimy
Rhodey: Oj! Sorki, ale wszystko dobrze?
Tony: Pewnie. Pogadamy jutro

Rozłączyłem się i wyłączyłem komórkę. Musiałem pomyśleć nad tym, kto może nam zagrażać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X