3. Porwanie


Howard obudził się w nieznanym pomieszczeniu. Z sufitu zwisała jedna lampa, która piekielnie go raziła w oczy. Nie wiedział, jak się tu znalazł. Pamiętał jedynie, jak leciał samolotem do domu razem z Tony'm. A teraz? Bał się, że stała się mu krzywda.
Nagle usłyszał czyjeś kroki. Miał takie wrażenie, jakby znał tę osobę. I miał rację. Do pomieszczenia wszedł szesnastolatek o azjatyckich rysach twarzy.

Howard: Ty?
Gene: Znowu się spotykamy, Howardzie
Howard: Co zrobiłeś?! Gdzie Tony?! Gadaj!
Gene: Jego już nie ma. Pogódź się z tym
Howard: Zabiłeś go?! Ty potworze!
Gene: Jeśli mi nie pomożesz w szukaniu pierścieni, dołączysz do niego
Howard: Przecież pierścienie Makluan są legendą! Odpuść sobie!
Gene: Nie wypuszczę cię, jeśli nie zdobędę wszystkich pierścieni
Howard: Jak mogłeś zabić mojego syna?! Tak cię rodzice wychowali?! Na mordercę?!
Gene: Skończ gadać i bierz się do roboty!

Rzucił mu książki i materiały, jakie zdobył w trakcie poszukiwania mocy Mandaryna. Gdy Howard był zmuszony do pracy, Tony lekko otworzył powieki. Wokół niego leżały szczątki samolotu. Chłopak czuł piekielny ból w okolicy klatki piersiowej, którą miał naszpikowaną odłamkami metalu. Z trudem oddychał, lecz chciał odnaleźć ojca. Zaczął się czołgać po ziemi, wołając na całe gardło.

Tony: TATO... GDZIE... JESTEŚ?!

Nie zważał na obrażenia, bo chciał jedynie się z nim zobaczyć. Nawet nie przeszłoby mu przez myśl, że już go nigdy nie zobaczy.

Tony: TATO!

Krzyczał coraz głośniej, aż stracił siły na wszystko. Powoli śmierć zaciskała na nim swoje sidła. Jednak walczył.
Tymczasem starszy Stark siedział nad badaniami już dwie godziny. Załamywał się, bo nic nie odkrył. W głębi duszy chciał zabić Khana za zabicie Tony'ego. Jednak nie wiedział, że on nadal żył.

Gene: Pracuj dalej! Nie dostaniesz ani kawałku chleba za nieróbstwo!
Howard: Skoro sam jesteś taki mądry, czemu ich nie możesz znaleźć?

Chłopak się wściekł, chwytając go za koszulę.

Gene: Posłuchaj mnie, Stark! Próbowałem już nie raz, ale nadal jestem w punkcie wyjścia!
Howard: Nie... będę... pracował

Nastolatek z furią rzucił mężczyznę o ścianę. Kazał mu stać prosto. Kiedy już to zrobił, uderzył kamieniem w jego głowę.

Gene: Więcej nie chcę sprzeciwu! Do roboty! A ty zajmij się naszym "gościem"

Wskazał na rudą dziewczynę również w wieku oprawcy. Wzięła do ręki bandaże i zaczęła zajmować się raną. Mężczyzna był w szoku, że ona również znajdowała się w niewoli. Jednak jej historia przedstawiała się o wiele inaczej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X