Zaginiony




Rhodey zszedł na śniadanie, jedząc jak najwięcej. Roberta zdziwiła się, że jednej osoby było brak, a tym kimś był Tony. Chciała zapytać syna, gdy naje się do syta. Odczekała z jakąś chwilę, aż mogła zadać pytanie.

Roberta: A Tony jeszcze nie zszedł? Zaraz macie wychodzić do szkoły.
Rhodey: Pewnie śpi. Już idę go budzić.
Roberta: Byle szybko, bo autobus wam ucieknie.
Rhodey: Dobrze, mamo. Pamiętam.

Ruszył schodami do góry, skręcając do pokoju geniusza. Otworzył drzwi bez pukania.

Rhodey: Tony, pobudka. Musimy się sprężyć, żebyśmy nie musieli iść na… piechotę?

Zdziwił się na brak przyjaciela, a bardziej rzucało mu się w oczy biurko zawalone książkami.

Rhodey: To dziwne… Coś jest nie tak.

Zmartwił się, a przez głowę przechodziło wiele dramatycznych scenariuszy. Tony Stark był Iron Manem z chorym sercem, które musiał ładować, co godzinę. Wiedział, że jego zniknięcie miało związek z sekretną tożsamością.
Gdy wrócił do kuchni, wybiegł z domu, aby jak najszybciej znaleźć się w szkole. Na szczęście na autobus zdążył, więc u celu znalazł się po kwadransie. Na korytarzu dostrzegł Pepper. Od razu szykował się do odwrotu.

Pepper: O! Hej, Rhodey. Gdzie Tony?
Rhodey: Naprawdę musisz pytać? Pewnie jest gdzieś w szkole. Zaraz zaczynamy lekcje, więc…
Pepper: Ej! Ty coś kręcisz!

Rudzielec był wyczulony na kłamstwa. Od razu rozpoznała fałszywą informację.

Pepper: Gadaj mi tu zaraz prawdę, bo inaczej zrzucę cię z dachu, a chyba nie chciałbyś zginąć, prawda?
Rhodey: Pepper…

Pokazał swój niepokój przez drżące ręce. Zwykle panował nad emocjami, ale tego dnia nie potrafił zachować spokoju. Szczególnie, jeśli chodziło o przyszywanego brata.

Pepper: Hej! Ty nigdy się nie denerwujesz. Co się stało?
Rhodey: On… On zaginął.
Pepper: Co?!

Nie wierzyła słowom panikarza. Po prostu nie przeszłoby jej przez myśl coś takiego. Jednak przez pojawienie się nauczyciela musieli wejść do klasy. Zajęli miejsca w tym samym rzędzie.
Podczas gdy profesor coś tłumaczył z chemii, dziewczyna dopytywała o wszystko. Także bała się o Anthony’ego, a znając prawdę na temat ucieczek z lekcji, strach był silniejszy.

Pepper: Jak długo go nie ma? Co wiesz? Znalazłeś jakiś ślad po nim?
Rhodey: Nie mam nic.
Pepper: Jak… Jak to się stało?
Rhodey: Nie wiem, a wczoraj wszystko grało. Czego ja nie widziałem?

Zaczął się zastanawiać, szukając logicznej odpowiedzi, której nie zdołał znaleźć. Coraz trudniej było mu usiedzieć w ławce.

Pepper: Rhodey, musi być dobrze. Może… Może jest w zbroi. Sprawdziłeś zbrojownię?
Rhodey: Nie.
Pepper: Więc może tam być, dlatego nie bój się. Rany! Aż dziwne, że to ja muszę uspokajać ciebie. Zwykle jest na odwrót.
Rhodey: Nie umiem… Nie umiem tego wytłumaczyć… Profesorze!

Podniósł rękę do góry, prosząc o zwolnienie z lekcji. Symulował problemy z żołądkiem, a nauczyciel zgodził się go puścić do domu. Chłopak przed wyjściem dał znak Pepper, że zadzwoni, jeśli czegoś się dowie.

Pepper: Tony, gdzie jesteś?

James pojechał taksówką na teren fabryki, płacąc gotówką za przejazd. Z jakiegoś powodu serce mu biło jak szalone. Dawno nie odczuwał takiego stresu. Podszedł do stalowych drzwi, otwierając je kodem. Bicie organu przyspieszyło bardziej na widok zbroi w komorze. Usiadł na fotelu, przeglądając mapę miasta.

Rhodey: Komputerze, namierz komórkę Tony’ego.

<<Namierzanie...>>

Z niecierpliwością oczekiwał na komunikat, lecz dopiero po pięciu minutach, coś pojawiło się na mapie. Jedna kropka, druga, trzecia… Było wiele współrzędnych.

Rhodey: Co to jest? Przecież… Przecież nie sklonował się.

Uważnie wpatrywał się w punkty rozsiane po mieście. Nie pojmował wyświetlanych danych.

Rhodey: Komputerze, o co tu chodzi? Czy to jakiś błąd? Ktoś zhakował system?

<<Błąd logiczny. System działa prawidłowo. Ilość punktów na mapie wskazuje na aktywność urządzenia z ostatnich godzin>>

Rhodey: Godzin? Od której dokładnie?

<<Według moich obliczeń, aktywność zaczęła się od godziny 18:00>>

Sztuczna inteligencja utwierdziła go w przekonaniu, iż poprzedniego dnia coś się wydarzyło. Pytanie nasuwało się samo. Co się stało?

Rhodey: Czy są jakieś nagrania ze wczoraj?

<<Tak. Czy mam odtworzyć?>>

Rhodey: Zrób to.

Na ekranie pojawił się ostatni zapis. Dostrzegał na wideo Tony’ego, który odłączył się od ładowarki. Jednak najbardziej głowił się nad tym, że czegoś szukał.

Rhodey: Czy możesz zbliżyć ekran?

<<Wykonuję>>

Teraz wszystko układało się w logiczną całość. Połączył ze sobą fakty, otrzymując pewną teorię możliwego biegu zdarzeń.

Rhodey: Nie wierzę. On tam poszedł. Bez zbroi?!

<<Prawdopodobnie>>

Rhodey: Ale… Ale dlaczego sam?

Na to pytanie nikt nie znał odpowiedzi. Postanowił połączyć kropki na mapie, aby zmniejszyć obszar poszukiwań. Długo główkował nad tym czy faktycznie Tony szukał kryjówki wroga, nie zabierając ze sobą uzbrojenia.

Rhodey: Komórka musi być aktywna. Jednak coś mi tu nie gra.

Ponownie przyjrzał się danym. Rysował kolejne drogi, szukając dodatkowych poszlak. Mijały kwadranse, a on nadal męczył się z odnalezieniem tropu, który doprowadzi go do przyjaciela bez względu na to czy będzie żył, czy też został w jakiś sposób zraniony.

Pepper: Rhodey!

Przeraził się na krzyk przyjaciółki, przez co zleciał z krzesła.

Rhodey: Pepper!
Pepper: Dzwoniłam do ciebie! Co z tobą?! Miałeś mi powiedzieć, jeśli czegoś się dowiesz!
Rhodey: Pepper, usiądź.
Pepper: Nie!
Rhodey: Dobrze ci radzę.
Pepper: To jest takie straszne? No mów!
Rhodey: Sama sobie odpowiedz.

Wskazał na ekran pełny notatek. Gdyby Patricia nie miała smykałki detektywistycznej, z bazgrołów nie zrozumiałaby nic. Na szczęście z łatwością odczytała wiadomość z zebranych informacji. Na samą myśl, że mógł mieć rację poczuła się słabo. W porę ją złapał, zanim upadła na podłogę.

Rhodey: Ostrzegałem, ale jak zwykle musiałaś mnie olać.
Pepper: P… Przepraszam.
Rhodey: Teraz najważniejsze jest to, aby go znaleźć całego i zdrowego.
Pepper: Dlaczego szukał Mr. Fixa?! Życie mu niemiłe?!
Rhodey: Znasz go. Pewnie próbował dorwać handlarza bronią, żeby do kolejnych zbrodni nie doszło.
Pepper: Jakich zbrodni?
Rhodey: Wszystkich, Pepper. Począwszy od małych zbrodniarzy, aż do terrorystów.
Pepper: Ale bez zbroi?! To… To bezmyślne!
Rhodey: Dlatego przyjdziemy mu z pomocą.

Otworzył komorę ze zbroją War Machine, przygotowując się do wylotu ze świątyni Makluan. Zanim wystartował, Pepper poprosiła o coś bardzo ważnego.

Pepper: Sprowadź go w jednym kawałku.
Rhodey: Wiesz mi. Też tego chcę.

I te słowa wypowiedział jako ostatnie, żegnając się z gadułą. Natychmiast zajęła miejsce na fotelu, obserwując wszystko oczami pilota pancerza. Leciał nad Nowym Jorkiem, kierując się szlakiem wyznaczonym przez poprzednie współrzędne aktywności komórki zaginionego. Przez większość lotu obaj milczeli, skupiając się na jednym. Odnalezieniu Starka.
Gdy Rhodes wylądował na miejscu, dostrzegł mnóstwo opuszczonych magazynów, co były odpowiednie na kryjówkę.

Rhodey: Komputerze, szukaj oznak życia. Przeskanuj cały teren.

<<Skanowanie...>>

<<Znaleziono trzy oznaki życia>>

Rhodey: Trzy?
Pepper: Rhodey, za tobą!
Rhodey: Aaa!

Oberwał znanym orężem broni, czyli biczami.

Rhodey: Cholera! Whiplash!

Wykorzystał cały arsenał do powalenia biczownika. Czymkolwiek starał się zranić oponenta, ten odbijał tarczą wszelkie pociski. Nawet ataki z repulsora czy unibeamu. Bohater pomimo zaplątania w bicze, nie zamierzał odpuścić. Wykorzystał całą moc do zniszczenia ich. Potężny promień z rdzenia mocy odrzucił Whiplasha daleko. Ten hałas wkurzył handlarza, dlatego też chciał zobaczyć intruza na własne oczy.

Mr. Fix: Co się wyrabia Whiplash?!
Rhodey: Gdzie jest Tony Stark?!

Krzyczał, lecz mężczyzna nie zamierzał odpowiedzieć.

Rhodey: Gadaj! Gdzie on jest?!
Mr. Fix: I tylko po to tu przyszedłeś, War Machine? Raczej jest dla ciebie kimś bliskim, prawda?
Rhodey: Odpowiesz mi czy mam cię zmusić?!

Z gniewem podszedł do niego, zaś przeciwnik szykował się do ataku. Już miał uderzyć, lecz szef zabronił mu.

Mr. Fix: Whiplash, odpuść. Załatwię to sam.
Whiplash: Ale…
Mr. Fix: To był rozkaz i lepiej mi się podporządkuj. Raczej nie chciałbyś stracić ręki po raz kolejny. Nie? No właśnie.

Ulubiony zabójca wynalazcy wycofał się, odlatując na swoim dysku gdzieś na obrzeża miasta.

Mr. Fix: Na pewno przyszedłeś tylko po niego?
Rhodey: Tak.

Stwierdził krótko, tłumiąc złość w sobie.

Rhodey: Gdzie go znalazłeś?
Mr. Fix: Zapraszam.

Zaprowadził blaszaka do jednego z magazynów, gdzie skrzynie pełne broni czekały na transport. Niezbyt interesował się nielegalną przesyłką, ponieważ większym priorytetem był powrót do domu z przyszywanym bratem.

Rhodey: No i? Nigdzie go nie ma.
Mr. Fix: Spokojnie. Uzbrój się w cierpliwość.

Pozwolił dać mu szansę i szli dalej. Po raz kolejny mijał rzędy skrzyń gotowych do wysłania.
Nagle usłyszał dźwięk implantu. Słaby, ale ten odgłos mógł należeć jedynie do mechanizmu z rolą podtrzymywania życia. Na widok chorego zamarł.

Rhodey: Tony!
Pepper: Tony! O mój Boże!

Usłyszał również krzyk przyjaciółki, obserwującej wszystko.

Pepper: Rhodey, co z nim? Powiedz coś!
Rhodey: Hej! Słyszysz mnie?

Szturchnął nim delikatnie. Reakcji nie było żadnej. Znał możliwą przyczynę.

Rhodey: Jak długo tu jest?
Mr. Fix: Z jakieś pięć godzin.
Rhodey: Pięć godzin?!
Mr. Fix: Tak długo go trzymałem, bo mógłby uciec i powiedzieć o moich interesach. Jednak nie zrobiłem mu krzywdy. Widziałem, że zaczął zwijać się z bólu, aż zemdlał.
Rhodey: Serce… Jego serce!

Przeraził się jeszcze bardziej. Wiedział, co musiał zrobić. Dla pewności przyjrzał się bransoletce, która wskazywała 10%. Zbroja wykonała skan organizmu.

<<Utrata przytomności spowodowana rozładowanym rozrusznikiem serca. Zalecane jest długie ładowanie>>

Mr. Fix: Bierz tego dzieciaka, a o tym co widziałeś, to ani słowa. Rozumiesz, War Machine?
Rhodey: Tak… Przyjąłem to do wiadomości.

Chwycił nieprzytomnego sposobem matczynym, lecąc z zawrotną prędkością do zbrojowni.

Rhodey: Tony, trzymaj się.
Pepper: Rhodey, czy on mówił prawdę? Był bez ładowania pięć godzin?
Rhodey: Raczej nie, bo byłby już martwy. Zresztą, sprawdzałem bransoletkę. Niedawno wyczerpało się zasilanie.
Pepper: Jesteś pewien?
Rhodey: Muszę być. Innej opcji nie przewiduję.

Zmaksymalizował prędkość, docierając do bazy przed całkowitym rozładowaniem baterii implantu. Od razu zdjął zbroję i podpiął urządzenie do ładowania. Oboje odetchnęli z ulgą, gdyż zdążyli na czas. Na moment histeryk odszedł od łóżka, gdzie leżał Tony, aby przekazać swojej mamie dobre wieści. Prawniczka ucieszyła się, że odnalazł zgubę, a żadna im krzywda się nie stała.
Po kilku godzinach, niebieskie oczy ujrzały światło nad sobą. Chłopak ostrożnie wstał, odłączając się od ładowarki. Przyjaciele rzucili mu się w ramiona, prawie płacząc ze szczęścia.

Tony: Hej! Co się wam stało? Umarłem czy jak?
Rhodey: Głupku, prawie brakowało. To było bezmyślne iść na teren wroga bez zbroi.
Tony: Pepper?
Pepper: Nie będę krzyczeć, bo cieszę się, że nic ci się nie stało. Tęskniliśmy.
Tony: Oj! Ja za wami też.

Odwzajemnił gest, tuląc ich do siebie najbardziej jak potrafił. Pozostały czas spędzili w świątyni, ucząc się do testu z chemii. I tak nie mieli nic innego do roboty, bo James z pomocą Patricii zablokował powiadomienia o zagrożeniach. Nie chciał przeżywać tego samego piekła po raz któryś raz z kolei. Zdecydował się odpocząć, a Fixa i jego zamiary puścić w niepamięć.

KONIEC

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X