Tony wyleciał ze zbrojowni na nocny patrol. Rhodey z Pepper obserwowali wszystko, aby w razie kłopotów interweniować. Jednak oboje mieli złe przeczucia.
Pepper: Poleciał sam. Myślisz, że dobrze zrobiliśmy? A jakby spotkał Whiplasha albo rozładowałby się implant, miałby zmasakrowaną zbroję na kawałki?! A co jeśli umrze i do nas nie wróci?!
Rhodey: Pepper, starczy! Dopóki jest w zbroi, nic mu nie będzie, a poza tym…
Pepper: Nawet nie próbuj nic tłumaczyć.
Wpatrywała się w ekran, gdzie był wyświetlony stan zbroi. Przez powiedzenie wszystkich obaw na głos bardziej się bała o chłopaka. Wiedziała jak często ryzykował własnym życiem. Znała rolę blaszaka, a także miała pojęcie, że kiedyś może się zdarzyć taki dzień, że już nie wróci. Z zamyśleń wyrwał ją głos przyjaciela.
Tony: Dzisiaj jest dość spokojnie, ale dla pewności sprawdzę jeszcze jeden teren.
Rhodey: Nie musisz. Sprawdziłeś to, co trzeba.
Pepper: Rhodey ma rację. Wracaj do nas.
Tony: Tylko zobaczę czy Whiplash gdzieś się nie kręci.
Pepper: Przecież dobrze słyszałeś, że… Co?! Ty lecisz na obrzeża?!
Rhodey: Zgłupiałeś do reszty?! Masz w tej chwili wracać do zbrojowni!
Oboje krzyczeli na niego, aby ten odpuścił dalsze obserwacje. Niestety, lecz poleciał na własną rękę, gdzie najczęściej spotykał biczownika oraz innych kryminalistów. Skany nie wykazały żadnej aktywności.
Tony: To dziwne. Zupełnie tak, jakby…
Nie zdołał dokończyć, gdyż oberwał silną wiązką. W ostatniej chwili uniknął promienia.
Rhodey: Tony, wycofaj się! Nie wiesz, z kim masz do czynienia!
Pepper: Tony, błagam cię! Wracaj!
Tony: Hej! Przecież nic…
Tym razem, przerwało połączenie.
Pepper: Co się dzieje?
Rhodey: Padła łączność. Niedobrze.
Pepper: I co teraz?
Rhodey: Spróbuję je wznowić.
Jakiekolwiek wprowadzał ustawienia czy komendy, na kanałach pozostała głucha cisza, która chwilę później została przerwana przez krzyk pilota.
Tony: Aaa!
Rhodey, Pepper: TONY!
Byli przerażeni, nie wiedząc dokładnie, z czym musiał mierzyć się Iron Man. Po kolejnej chwili znów wszystko zamilkło.
Pepper: Rhodey?
Dziewczyna gubiła się w tym, nie pojmując tego co się działo. Gdy ponownie usłyszeli wrzask przepełniony bólem, nie potrafili siedzieć z założonymi rękami. Później przerwało po raz kolejny sygnał. Jednak nie to było najgorsze. Moc zaczęła drastycznie spadać.
Pepper: Co się dzieje?
Rhodey: Sam chciałbym to wiedzieć. Muszę mu pomóc.
Zerwał się z krzesła, aby uzbroić się w pancerz.
Tony: Aaa!
Do ich uszu ponownie dotarła agonia bohatera. To był dla nich horror. Rhodey starał się nie wpadać w panikę. Usiadł w fotelu, starając się nawiązać jakikolwiek kontakt z pilotem.
Rhodey: Tony, co się dzieje? Jesteś ranny? Powiedz coś!
Pepper: Tony, nie daj się! Walcz! Czekamy na ciebie, rozumiesz?! Czekamy, aż wrócisz!
Rhodey: Pepper…
Przyjaciółka załamała się, aż miała ochotę płakać. Gdyby otrzymali jakąś wiadomość, strach mógłby zmaleć. Jednak jej nie dostali.
Pepper: On… On musi wrócić. Musi.
Rhodey: Pepper…
Pepper: Sprowadź go tu. Proszę!
Błagała, a on nie zamierzał kłamać dla dobra dziewczyny. Chwilę odczekali, aż na ekranie zauważyli komunikat.
Rhodey: Zbroja wraca.
Pepper: Co?
Rhodey: Dobrze słyszysz. On wraca do nas.
Odetchnęła z ulgą, uspokajając nieco swoje nerwy. Czekali na niego z godzinę, aż ucieszyli się na widok lądującej zbroi. Podeszli do niej. Chcieli coś powiedzieć, ale z wnętrza wypadł pilot.
Rhodey, Pepper: TONY!
Natychmiast podbiegli do niego, sprawdzając rany. Przerażenie sięgnęło zenitu na widok dymiącego się implantu, zaś ranny z trudem oddychał. Nie potrafił nic powiedzieć. Syn Roberty bezapelacyjnie zabrał go do szpitala.
Gdy znaleźli się na miejscu, pozwolili działać lekarzom. Od razu powiedzieli, aby zawiadomili dr Yinsena. Usiedli na korytarzu, czekając niecierpliwie na jakieś wieści. Przez większość czasu tkwili tam, załamując się jeszcze bardziej.
Rhodey: Będę musiał wyjaśnić to jakoś mamie, a ściema o wypadku nie przejdzie.
Pepper: Wiem, Rhodey. Może… Może powiemy prawdę? Co nam szkodzi?
Rhodey: Jeśli się dowie, wtedy będziemy mogli pożegnać się ze zbrojami.
Pepper: No racja, ale… Ale kto mu to zrobił?
Rhodey: Nie wiem. Musimy wierzyć, że uratuje go.
Pepper: Masz rację… Musimy.
Niespodziewanie otworzyły się drzwi od sali. Spokojnie podszedł do nich, bo nie byli w stanie ruszyć się z miejsca, a winą był strach. Przetarł ręce i zaczął im wyjaśniać wszystko. Patrzyli na niego z uwagą co mówił.
Dr Yinsen: Nie wiem jak się bawicie, że znowu musiałem go widzieć w tak kiepskim stanie, ale to chyba coś innego, prawda?
Rhodey: Doktorze…
Dr Yinsen: Nie musicie mi mówić. Zresztą, moim zadaniem jest ratowanie życia, a nie bycie ciekawskim. Jednak muszę wiedzieć co tak naprawdę się stało.
Rhodey: My… My sami niewiele wiemy.
Dr Yinsen: Uszkodzenia implantu wyglądały jak po użyciu ogromnej mocy lasera, która zniszczyła strukturę mechanizmu. Czy Tony zajmował się czymś… niebezpiecznym?
Przyjaciele zastanawiali się nad dość banalną odpowiedzią. Lekarz prawie ich rozgryzł, ale i tak nie mogli przyznać się do roli Iron Mana.
Rhodey: Tak, bo często siedzi w laboratorium.
Dr Yinsen: Więc na swoje życzenie ma śpiączkę.
Rhodey, Pepper: ŚPIĄCZKĘ?!
Strach ogarnął ich ciała.
Pepper: Jak to… śpiączka?
Dr Yinsen: Był na skraju śmierci. Chyba więcej nie muszę tłumaczyć.
Pepper: Czy on… umrze?
Dr Yinsen: Zależy od tego jak bardzo będzie chciał żyć.
Gdy mężczyzna wrócił do sali chorego, nastolatkowie siedzieli przed wejściem. Czekali na pojawienie się prawniczki, a przede wszystkim zastanawiali się nad sprawcą.
Rhodey: Kto mógł mu to zrobić?
Pepper: Ktoś, kto znał jego słaby punkt.
Rhodey: No i też tożsamość.
W głowie pojawiły się wspomnienia wszystkich wrogów jakich napotkali przez ostatnie lata. Była to długa lista, lecz szukali tych najbardziej prawdopodobnych. Madame Masque nie miała celu, MODOK nie żył, Doom siedział w Latverii, pszczelarze zajmowali się swoimi sprawami. Co do Fixa była wątpliwość na temat jego aktywności przestępczej. Za to Blizzard siedział w Vault, a Hammer nie znał tożsamości Iron Mana. Z Kontrolerem sprawa wyglądała tak samo. Jednak Duch to była inna bajka. Jako, że Crimson Dynamo był zniszczony, a Ivan powrócił do rodziny, to również nie miał motywu do ataku. Whiplash o dziwo nie dawał oznak życia, zaś Mandaryn zajmował się poszukiwaniami pierścieni.
Nagle za plecami usłyszeli czyjś złowrogi głos.
Duch: Witam, przyjaciół Iron Mana. Jak zdrówko?
Natychmiast odwrócili się,
Rhodey, Pepper: DUCH!
Duch: Nie inaczej.
Rhodey: To ty! Ty zraniłeś Tony’ego!
Duch: Szybko na to wpadłeś, dzieciaku. A teraz pozwólcie, że nim się zajmę.
Znali zjawę, ale jeden element im nie pasował.
Rhodey: A co z szantażem? Już nie chcesz na nim zarobić?
Przestępca nie zamierzał im zdradzić powodu. Pepper była wściekła, aż miała ochotę wymierzyć swoją własną sprawiedliwość.
Pepper: Jak mogłeś?! Jak śmiałeś skrzywdzić Tony’ego?!
Rhodey: Pepper!
Z gniewem rzuciła się na zjawę.
Pepper: Zniszczę cię! Słyszysz?! Popamiętasz mnie!
Duch: Jesteś głupia, ale dzielna.
Stwierdził, strzelając do niej z blastera.
Rhodey: Ochrona! Wezwijcie ochronę!
Wołał pomoc, lecz jak pojawił się przeciwnik, tak szybko zniknął z oczu. Na szczęście Pepper nie została ranna, choć jej głupota prawie kosztowała ją życie.
Rhodey: Naprawdę zachowujesz się tak, jak on. Co ci strzeliło do głowy, żeby z nim walczyć?!
Pepper: Nie… Nie może skrzywdzić… Tony’ego.
Rhodey: Nie martw się. Wszystko się jakoś ułoży.
Przytulił ją po przyjacielsku, uspokajając. Jednak Duch nadal znajdował się w szpitalu, a dokładnie zakradł się do sali Tony’ego, będąc niewidzialnym jak na jego pseudonim przystało. Podszedł do niego, zbliżając rękę do implantu. Stark był bezbronny, więc mógł zabić nastolatka bez najmniejszego problemu.
Duch: Wybacz, Anthony. Plany uległy zmianie. Robię to po to, ponieważ ktoś bardzo chce twojej śmierci, a za twoją głowę… Cóż… Dał wysoką stawkę, więc już się nie zobaczymy.
Zdecydowanym ruchem zanurzył dłoń w klatce piersiowej, ściskając za mechanizm. Czuł jak serce ofiary umierało, gdy rozrusznik znajdował się coraz bliżej powierzchni.
Kiedy był bliski zakończenia żywota chłopaka, oberwał nieznaną wiązką promieni.
Duch: Co jest?
Odwrócił się, dostrzegając agentkę T.A.R.C.Z.Y.
Agentka Hill: Wreszcie cię dopadłam, zjawo.
Duch: Oj! Nie tym razem.
Natychmiast się ulotnił, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu. Pozwolił Iron Manowi żyć. Jeszcze.
Koniec
---***---
Dziękuję, Terra za to, że chciałaś słuchać moich chorych pomysłów. Dzięki tobie powstała ta drama ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi