Urok wiedźmy (pisane dla Tusi na dobranoc)


Wersja Katari
PS: Postać Rose należy do Tusi.

Tradycyjnie w szkole wszyscy siedzieli grzecznie w ławkach. No nie wszyscy, ponieważ Rose coś knuła w swojej głowie. Coś co może zaszkodzić pewnemu osobnikowi.

Pewnie się domyślasz kto, tak więc zaczynajmy!

Tony także nie uważał zbytnio na lekcjach i po kilku minutach wyrwał się z klasy pod pretekstem pójścia do łazienki. Pepper od razu wiedziała, że wzywają blaszaka. Niechcący powiedziała to na głos co skłoniło Ro do działania. Wyszła z klasy. Szła za nim krok w krok.
Jakby była jego cieniem, a on jej nie widział. Po prostu otworzył szafkę i wyjął plecak ze zbroją. Już chciał go aktywować, lecz usłyszał jej głos. Przerażony odwrócił się. Spanikowany opuścił plecak na podłogę. 
Zapytał się dziewczyny czy zgubiła się. Głupie pytanie, ale jednak je zadał. Ro tylko się uśmiechnęła, udając zdezorientowanie.
Powiedziała, że chyba pomyliła klasy. 
Geniusz zaśmiał się i postanowił ją zaprowadzić do odpowiedniej sali. Nie zdążył chwycić za plecak, bo chwyciła go za rękę i szarpnęła.
Był skołowany. Nie rozumiał nic z tej sytuacji. Próbował zapytać, lecz oberwał z łokcia w klatkę piersiową, na co lekko skulił się z bólu. 
Rose przeprosiła, choć w duchu śmiała się diabelnie. Ten uznał, że nie będzie się gniewał i jakoś poszedł dalej z nią, nie wiedząc co będzie później, bo gdyby wiedział, cofnąłby się. 
Gdy znaleźli się przy wejściu na dach, Tony spanikował. 
Krzyknął do niej i spytał czemu idą w inna stronę jak klasy są po lewej. 
Rose tylko się uśmiechnęła, uspokajając go, że to droga na skróty. 
Wiadomo, że skłamała, bo droga na dach była jedna. Jednak Stark często znikał ze szkoły, więc nie mógł tego wiedzieć. 
No i w ten sposób dotarli na dach Akademii. Tony nie czuł się bezpiecznie. Zważywszy na wysokość dzielącą od chodnika. Bardzo wysoka. Serce przyspieszyło, a strach się nasilił wraz z bólem.
Ro poprosiła go, aby podszedł bliżej krawędzi.
Od razu spytał po co ma to zrobić, jednak poszedł.
Chyba działała jakimś urokiem na niego. 
Być może… 
Wiedźmy. 
Taa… 
Posłuchał się jej i podszedł tam. Bał się co powie mu tym razem. Na złość odezwało się przypomnienie, które bardziej go zgięło z bólu, bo implant domagał się ładowania.
Ro pomyślała, że lepszego momentu nie znajdzie do ataku.
Teraz mogła to zrobić.
Położyła głowę na jego ramieniu, patrząc mu w oczy.
Chwaliła jego geniusz oraz to, że nie może mu się oprzeć.
Powiedziała, że go kocha i nie chce, żeby skakał.
Chłopak nie ogarniał nic. 
Kompletnie stracił umysł.
Odpływał aż zatracił się w jej spojrzeniu.
Powiedział, że też ją kocha.
Ro przytuliła go mocno i lekko ucałowała w policzek.
Gdy chłopak był zauroczony, jej uśmiech zmienił się na diabelski.
Chłopak spytał się czy chciałaby gdzieś z nim wyskoczyć.
Ona odparła, że pewnie, ale raczej w zaświatach.
Szepnęła mu do ucha, a następnie swoją rękę przyłożyła do implantu.
Ściskała go mocno.
Czuł piekielny ból, bo w końcu uderzyła w jego mechaniczne serce, bez którego nie może żyć. Ściskała najmocniej jak się da, aż implant znajdował się coraz bliżej powierzchni.
Czuła jak umierał.
Jednak już nie jęczał z bólu.
Poddał się.
Gdy tortury dobiegły końca, wyjęła mechanizm, a on wypadł za krawędź budynku, padając na beton. Uczniowie widzieli, jak coś spada z dachu. Wszyscy podbiegli do okien i widzieli, że to Tony. Pepper krzyczała, zaś Ro jedynie się śmiała wniebowzięta. Potem już po niej żaden ślad nie został.
Koniec!

Wersja Tusi

To był dzień jak co dzień. Wstawać rano, iść do szkoły i słuchać bzdurnych i nudnych wykładów, które i tak mijają się z prawdą. Następnie po budzie wrócić do domu. Co za marnotrawstwo życia. Co ja sobie myślałam by udawać zwykłą nastolatkę… No tak… Łowcy. To oni zabili mi moją przyjaciółkę. Musiałam ich opuścić. Było zbyt bolesne, patrzeć na nich i wszędzie widzieć ją. Nie dość, że moja siostrzyczka poświęciła swoje życie by ich i mnie uratować w ostatniej bitwie to jeszcze na jej pogrzebie zaczęli się z niej wyśmiewać. Co za głupcy! Obiecałam sobie, że się zemszczę! Pożałują, że są takimi kretynami! Teraz zbliżałam się powolutku do szkoły. Nie obchodziło mnie, że się spóźnię. Mam na to wylane. Na ramieniu poprawiłam plecak i weszłam do budynku. Gdy mijałam korytarze to kątem oka widziałam jak męska część uczniów oglądała się za mną. To dobrze. Brzydotą nie grzeszyłam. Uśmiechnęłam się na tą myśl. Oczywiście z nudów flirtowałam z tymi nieudacznikami, ale byli na tyle żałośni, że ani jeden nie zwrócił na mnie uwagi. W tym momencie wchodziłam do sali. Uczniowie zamiast w ciszy czekać na wykładowczynię to gadali tak głośno jak na hali targowej. Szybko usiadłam w przedostatniej ławce i zaczęłam się bezmyślnie gapić w okno. Nauczycielka się spóźniała. To dobrze. Dziś nie mam siły nad nią stać i wysłuchiwać jej ględzenia na temat jaka to ja jestem niezdyscyplinowana. Nagle usłyszałam głosy a raczej szepty tuż za swoimi plecami. Kątem oka dostrzegłam dwójkę nastolatków. Pepper oraz Tony'ego. Ta wredna gaduła powinna iść na papugę. Gdyż jej paplanina nie miała końca. Zaś on… Jego przerośnięte ego było większe nawet od Jowisza! Moi informatorzy powiedzieli mi, że ten szatyn jest Iron Menem. Kiepski wiek by stać się bohaterem. Chociaż łowcy od dziecka uczą się zabijać demony a pierwsze wyprawy mają już wieku trzynastu lat. Nagle usłyszałam zgrzyt przesuwanego krzesła i głos blaszaka, który oznajmił wszystkim w klasie, że bardzo chcę mu się do toalety… Co za błazen! Mógłby zachować tą informację dla siebie!

– Znowu go wzywają a mnie nawet nie wziął ze sobą! – Usłyszałam zniesmaczony szept Pepper.

Uśmiechnęłam się pod nosem. Już wiem, jak zemścić się na łowcach. Szybciutko wyszłam z klasy i tak nauczycielki jeszcze nie było a ja miałam totalnie gdzieś tą lekcję. Po cichu niczym drapieżnik szłam za chłopakiem. Lata szkoleń na zabójczynię demonów nauczył mnie tego i owego. Ukryta za ścianą, patrzyłam, jak Tony wyciąga ze swojej szafki duży plecak. Teraz albo nigdy.

– Tony? – zapytałam bardzo niewinnym i słodki głosikiem, który mógłby świadczyć, że potrzebuje pomocy.

Och jak ja uwielbiałam grać na uczuciach mężczyzn. To już nie było hobby tylko zawód na pełen etat. Chłopak wyglądał na spanikowanego i puścił plecak. Słychać było, że w nim było coś dużego i ciężkiego.

– Rose, zgubiłaś się? – zapytał szatyn.

Udawałam na strasznie zdezorientowaną, ale uśmiechnęłam się delikatnie.

– Pomyliłam klasy. Zgubiłam się. Pomożesz mi? – Zaczęłam niezręcznie wyłamywać palce.

Tony zaśmiał się i rzekł:

– Oczywiście. Chodź.

Złapałam go za rękę i szarpnęłam w swoją stronę, gdy już miał chwycić plecak. Chłopak spojrzał się na mnie pytająco jakby chciał o coś zapytać. Lecz przez „przypadek” walnęłam go z łokcia w żebra. Stark aż skulił się z bólu.

– Przepraszam Tony. Naprawdę – powiedziałam przerażona. – Jaka ze mnie niezdara!

– Nic się nie stało. – Uśmiechnął się do mnie. – To jak idziemy?

– Jasne. – Odwzajemniłam uśmiech i zaczęłam iść w stronę rzekomych sali. A przywaliłam mu tylko dlatego, że już od dawna miałam prze niego kurwicę i w końcu mogłam za to się na nim wyżyć.

Wchodziliśmy po schodach na górę. Minęło trochę czasu aż blaszak się odezwał.

– Czemu idziemy w inną stronę, skoro klasy są na dole po lewej stronie. – Wyglądał na mocno spanikowanego.

– Słyszałam, że to najszybsza droga do klasy. – Uśmiechnęłam się pocieszycielsko i otworzyłam drzwi przed sobą.

Prowadziły one tylko na dach. Wyszłam na zewnątrz, zabierając go ze sobą, ale wyrwał mi się.

– Nas tutaj nie powinno być – odparł przerażony chłopak.

– Chodź do mnie, Tony. – Stałam blisko krawędzi dachu i uśmiechnęła się do niego słodko. – No chodź.

Stark niepewnie zaczął iść w moją stronę. Walczył sam ze sobą. Lecz po nie dłuższej chwili przegrał, bo już był tuż obok mnie. Nagle usłyszałam jakiś dziwny dźwięk i Tony zgiął się w pół. Następnie dotknął bransoletki na nadgarstku i znowu spojrzał mi w oczy. Zbliżyłam się do niego jeszcze bardziej. Byłam niższa o głowę. Wtuliłam się w niego.

– Tony niesamowity jest twój geniusz. Nie znam nikogo innego z taką wiedzą i umysłem – szepnęłam cicho tak by tylko on usłyszał. – Tak bardzo ciebie kocham i nie chcę byś skakał. – Spojrzałam mu głęboko w oczy. Musiałam być wiarygodna.

– Ja też ciebie kocham, Ro. – Uśmiechnął się do mnie. – Nie znam tak pięknej kobiety jak ty!

Odsunęłam się kawałek, zarzuciłam swoje ręce na jego szyję. Stanęłam na palcach i wbiłam się mu w usta. W pierwszym momencie był w szoku, ale później odwzajemnił pocałunek a nawet go pogłębił. Oderwałam się od niego by złapać oddech. Położyłam mu znowu swoją głowę na jego ramieniu. Czułam jak delikatnie głaszczę mnie po plecach. Och Tony, ale z ciebie idiota. Zaczęłam się diabelnie śmiać, ale szatyn nawet nie zwracał na to uwagi. Był już mój. Mogłam zrobić z nim to co bym chciała.

– Może tak byśmy gdzieś wyskoczyli? – zapytał.

Stanęłam na palcach i szepnęłam mu do ucha.

– Oczywiście skarbie. Tyle, że w zaświatach. – I w tym momencie położyłam swoją dłoń na klatce piersiowej tam, gdzie pod jego skórą był implant i mocno go ścisnęłam.

Chłopak wrzasnął przeraźliwie, lecz nikt tego nie słyszał. Stworzyłam wokół nas dźwiękoszczelną, niewidzialną barierę. Te krzyki słyszałam tylko ja. To była muzyka dla moich uszu. Czułam jak Stark się poddaje moim działaniom. Co za tchórz. Nawet nie walczył ze mną. Jego życie uciekało pomiędzy moimi palcami. Moja dłoń wbijała się jeszcze bardziej głęboko w jego ciało, aż znalazłam ten implant. Szybko wyrwałam mu go z piersi. Tony padł na kolana i przewrócił się poza krawędź dachu. Zaczął spadać aż uderzył o ziemie. To był nieprzyjemny widok. Zobaczyłam jak ludzie obok niego się zbiegają i usłyszałam przeraźliwy krzyk Pepper. Zaśmiałam się złowrogo. Teraz łowcy będą mieć co robić. Czas by znaleźć jakiegoś innego „bohatera” i się nim zająć. Rękoma stworzyłam portal, który wyglądał jak dziura w czasoprzestrzeni o kolorze niebieskim. Weszłam do niego. Nie mogłam pozwolić by ktoś widział, że Tony nie żyje przeze mnie.

Koniec

---***---

Dziękuję, że Tusia zezwoliła na publikację. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś coś napiszemy razem ;)

4 komentarze:

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X