Trójeczka: Stojąc przed lustrem



**Rhodey**

Obudziłem się w czyimś domu. Nigdy wcześniej tutaj nie byłem. Poprawka. To były inne czasy, więc nie miałem prawa znać tego miejsca. Lekko głowa bolała co ewidentnie było efektem po uderzeniu. Jednak coś było nie tak.
Nagle usłyszałem krzyki Tony’ego. Byłem zaniepokojony i od razu wstałem. Długo nie utrzymałem się pionowo, upadając. Od kiedy nosiłem sandały? Moment... Kolejny wrzask dochodził z gardła Pepper. Co ich tak przeraziło? Ponownie ruszyłem do nich, lecz potknąłem się o... psa? Co?!

Tony: Rhodey!
Pepper: Rhodey!
Rhodey: Ej! Co jest z wami?!
Tony, Pepper: RHODEY!

Skąd taka panika? Musiałem się tego dowiedzieć. Zdołałem podnieść się na równe nogi i odnaleźć łazienkę. Byli tam, ale...

Rhodey: Kim... Kim wy jesteście?
Tony: Spójrz na siebie.

Teraz i ja byłem przerażony. Mimo wszystko, odważyłem się spojrzeć we własne odbicie. Zatkało mnie, chociaż również krzyknąłem.

Rhodey: Aaa! Co się z nami stało?!

**Shinpachi**

O rany! Jak mocne było to zderzenie, skoro trafiłem do szpitala? O dziwo na sąsiednich łóżkach nie widziałem przyjaciół. Jedynie tych, na których wpadliśmy z Ginem. No właśnie. Gdzie oni są? Postanowiłem zapytać lekarza, który akurat był w pobliżu.
Gdy chciałem go zawołać, mój głos się zmienił. W dodatku ten ciężar ciała. O co chodzi? Byłem skołowany.

Shinpachi: Gdzie jest Kagura i Gin? W innej sali?
Lekarz: Nie wiedziałem, że się znacie. Tak się składa, że nie ma ich w szpitalu.
Shinpachi: Dziwne.
Lekarz: Ale bez obaw. Nie doszło do uszkodzeń mózgu.
Shinpachi: Czyli musieli wrócić do domu?
Lekarz: Najwidoczniej tak.

Zanim zdołałem dopytać o szczegóły incydentu, chłopak z dziewczyną się obudzili. Wołali mnie, a przecież wtedy widzieliśmy się pierwszy raz. Chyba, że...

Kagura: Shinpachi, gdzie jesteś? Mówiłam, żeby Gin zwolnił, a ty nawet nie przejąłeś sterów i pewnie teraz leżymy przez ciebie w szpitalu, przez co tracimy tylko nasz czas, a jeszcze nie kupiłam moich wodorostożelków! Eee... Ups?
Shinpachi: Kagura?
Kagura: Shinpachi, gdzie twoje okulary? I od kiedy masz ciemniejszy kolor skóry?
Shinpachi: Co?!

Dotknąłem nosa. Faktycznie. Nie miałem ich. Niedobrze. Bardzo niedobrze. Starałem się zachowywać spokój, ale najgorzej było z... Ginem? Skoro ja utknąłem w innym ciele, a przyjaciółka również stała się ofiarą, to z nim musiało być podobnie.

Gin: Aaa! Co to jest za ustrojstwo?!
Lekarz: To jakieś urządzenie. Pika, więc działa.
Gin: Ale co to jest za diabelstwo?!
Shinpachi: Gin, nie chcę tego mówić, ale...
Gin: Shinpachi, to ty? Nie widzę twoich okularów. Przerzuciłeś się na soczewki?
Kagura: Mi się wydaje, że coś poszło nie tak i chyba zamieniliśmy się ciałami, że oni trafili do naszych ciał, a my od nich.
Gin: Kagura, od kiedy ty tyle mówisz?
Kagura: Nie mogę się powstrzymać! To... To jest silniejsze ode mnie!
Shinpachi: Przekichane.
Gin: Chyba, że znajdziemy właścicieli.

Fakt. Jednak Edo było ogromne, a nawet, gdyby szukać po dzielnicy, to też niewiele da.

Shinpachi: Gdzie mamy ich znaleźć?
Gin: U starej wiedźmy.
Kagura: O rany! Czyli musimy stąd wyjść, dopaść złodziei i wymyślić sposób na powrót do normalności, chociaż nie wiem czy da się to zrobić.
Shinpachi: Błagam. Nie gadaj tyle.
Gin: Trzeba jej zakleić gębę.
Kagura: Hej!
Lekarz: No to widzę, że wszystko gra i huczy.
Gin, Kagura, Shinpachi: NIC NIE HUCZY! AAA!
Lekarz: Au! Litości. Tu też są inni pacjenci.
Gin, Kagura, Shinpachi: AAA!

Nie potrafiliśmy się uciszyć. Może raz utknęliśmy w niewłaściwych miejscach, ale te organizmy były dla nas zupełnie obce. Nie z tej epoki.
Gdy lekarz wyszedł z sali, bo miał dość naszych wrzasków na cały oddział, ubraliśmy się i wstaliśmy z łóżek. Popatrzyliśmy na Gina, który nie był tym fizycznym Ginem. Czekaliśmy na to co powie.

Shinpachi: Jaki jest plan?
Gin: Idziemy do domu Yorozuyi. Oby nie podpadli babie.
Shinpachi: Taa... Szczególnie, że dzisiaj wychodzi termin zapłaty za czynsz.
Gin: No to tym bardziej musimy ich dopaść.

Miał rację. Im szybciej to załatwimy, tym lepiej. Bez dłuższego myślenia wyruszyliśmy w drogę.

**Tony**

Dlaczego moje oczy wyglądały tak martwo? I co to za fryzura? Za to ruda nabrała krzepy i lekkim uderzeniem potrafiła zrobić dziurę w ścianę. Wiedziałem, że przyczyną tego było nasze spotkanie z osobami z tego wymiaru czasu. Próbowałem wytłumaczyć przyjaciołom przyczynę zdarzenia.
Niespodziewanie usłyszałem pukanie do drzwi. Zdecydowałem się otworzyć. Patrzyłem na starszą panią z otępieniem. Nie rozpoznawałem jej. Jak mogłem znać kogoś z tego świata? Nie dało się.

Otose: Zapłata, Gin.

Wystawiła rękę, gadając o pieniądzach.

Tony: Eee... O czym pani mówi?
Otose: Za czynsz, tępaku! No nie udawaj amnezji!

Nadal gapiłem się na nią bez kontaktu. Coś mówiła, a ja nic nie rozumiałem. Potem zerknęła na Pepper i Rhodey’go. Teoretycznie nie na nich, ale... Matko! Zbyt skomplikowane jak dla mnie. O nie! Nie!

Otose: Kagura, Shinpachi, a wy się nie upominacie o swoją kasę? Z tego co mi wiadomo, to długo zwleka z waszą wypłatą.

Teraz i oni byli otępiali. Za dużo informacji. Za dużo! Straciłem najważniejszą cechę mojej osobowości, czyli rozum. To naprawdę jakaś katastrofa.

Tony: Mogę... Mogę zapłacić później?

Poprosiłem, lecz od razu dostałem porządnego łupnia w pysk, aż uderzyłem o biurko.

Otose: Moja cierpliwość ma granice, ty durniu z naturalną trwałą! Lepiej mi jutro zapłać za ten miesiąc i te poprzednie, bo inaczej wykopię cię stąd!
Tony: D... Dobrze. Zapłacę jutro.
Otose: Mam taką nadzieję. Miłego dnia.

Trzasnęła drzwiami i odeszła. Podszedłem do przyjaciół. Patrzyliśmy tak na siebie, a przy okazji staraliśmy zrozumieć, w jakiej byliśmy sytuacji. Dość szybko skapitulowaliśmy.

Tony, Rhodey, Pepper: CO TO MIAŁO BYĆ, DO CHOLERY?!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X