Piąteczka: Stuknięci na amen


**Shinpachi**

Kryzys został zażegnany. Dziewczyny spisały się na medal, pomagając liderom. Odetchnęliśmy z ulgą. Odetchnęliśmy? Eee... Nie wszyscy. Pepper w ciele Kagury była bardzo zdenerwowana, chociaż bardziej można było to określić jako przerażenie. Pomyślałem, że podejdę do niej i jakoś spróbuję ją uspokoić.

Shinpachi: Nie martw się. Idioci nie umierają tak szybko. Czego się boisz?
Pepper: Ta... Ta pani.
Shinpachi: A! Mówisz o Otose? Już była po zapłatę za czynsz?
Pepper: T... Tak. Jest... straszna.
Shinpachi: Oj! To ty jeszcze nie znasz mojej siostry. Kawał z niej demona.
Pepper: Poważnie?

Od razu nieco wyluzowała.

Shinpachi: Mogę śmiało stwierdzić, że broni swego dziewictwa, aż do śmierci. Każdy facet, który tylko na nią spojrzy i jest nią zainteresowany, to kończy dość nieciekawie.

Zaśmiałem się lekko, przypominając sobie jej przygody z szefem policji. Nieustępliwy stalker, ale gdy przyjdzie mu stanąć w obronie, jest niezastąpionym stróżem prawa. Zamierzałem powiedzieć coś więcej, ale ktoś zadzwonił do drzwi.

Pepper: O nie! Mnie tu nie ma.
Shinpachi: Hej! To może być klient.
Pepper, Rhodey: KLIENT?
Shinpachi: Płacą nam za różne zlecenia, a my je wykonujemy.
Pepper: O! W takim razie nie będziemy wam przeszkadzać.
Shinpachi: Problem w tym, że wy jesteście w naszych ciałach. Musicie nas reprezentować.
Pepper: Ojć! To będzie problem.

Ciągnąłem Gina po podłodze do innego pomieszczenia, zaś dziewczyna szturchała ciało samuraja, aby się ruszył. Nie skutkowało co mogłem zauważyć po wielokrotnych wstrząsach.
Kiedy zniknąłem z bezwładnym ciałem, obserwowałem przebieg sytuacji. Kagura także była ciekawa jak to wszystko pójdzie.

Pepper: Ej! Ogarnij się! Masz robotę!
Tony: Eee...
Shinpachi: Gin będzie zły.
Kagura: Chyba nie powinno być tak źle, ale zobaczymy co zrobi.

I tak staliśmy, gapiąc się na nich. Zniecierpliwiony klient sam otworzył sobie drzwi i wtedy rudzielec zaczął głaskać Sadaharu, zaś „Gin” stanął na nogi.

Klientka: Czy to Yorozuya Gina?
Tony: Eee... Chyba tak.

Nie chyba, a na pewno. Rany! Za mało mu wytłumaczyliśmy. Kiepsko. Kobieta usiadła przy stoliku, a on zrobił to samo. Jednak nie potrafił ukryć, że nic nie rozumiał.

Tony: Eee... W czym mogę pomóc?
Klientka: Zgubiłam męża.
Tony: Jak to... pani zgubiła?
Klientka: No po prostu wczoraj gdzieś wyszedł wieczorem i nie wrócił.
Tony: Może... Może jest pijany i trzeźwieje?

O kurde. Zły wniosek. Nic dziwnego, że dostał w pysk.

Klientka: On nie jest alkoholikiem! Błagam! Znajdźcie go!
Tony: Zrobimy co w naszej mocy.
Klientka: Czy tyle wystarczy?

Podała kopertę z pieniędzmi. Jeśli teraz zrobi jakieś głupstwo, dostanie porządny łomot od Gintokiego.

Tony: Niech pani to schowa! Zrobimy to za darmo!
Klientka: Jak to za darmo? Przecież trzeba wam płacić za zlecenie.

Brawo. Kopie dół i zaraz do niego wpadnie. Na nieszczęście ciało człowieka z baterią się obudziło na samo słowo o zleceniu. Przytrzymałem go, aby nie robił dodatkowych głupstw. Już mieliśmy problemów po uszy.

Gin: Czy... Czy on powiedział, że za darmo? Nie! On nam rujnuje biznes!
Shinpachi: Gin, on jest w twoim ciele. Nic nie zrobisz.
Gin: A niech cię, głupia epoko!

Był załamany na tyle, że moje próby pocieszenia kończyły się klęską. O dziwo klientka była zachwycona. Od razu zabrała pieniądze.

Klientka: Ale znajdziecie go, prawda?
Tony: Postaramy się. Jednak potrzebujemy zdjęcia.

Podała jakąś fotografię. Potem jedynie się do siebie uśmiechali, aż mężatka wyszła. Dłużej nie potrafiłem powstrzymywać przyjaciela i rzucił się z pięściami na samego siebie.

**Rhodey**

Byłem skołowany, a Tony dostawał bęcki. Za co? Podobno zepsuł wizerunek najemników. Nawet ja wiedziałem jak należało postąpić.

Gin: Ty idioto! Jak mogłeś?!
Tony: Ej! No przepraszam! Nie wiedziałem!
Gin: Przez ciebie wszyscy się o tym dowiedzą i nie będziemy mieli pieniędzy na życie! Zniszczyłeś nas, rozumiesz?!
Rhodey: Whoa! Uspokójcie się! Przecież jeszcze wszystko można odkręcić.
Shinpachi: Ma rację. Po prostu musimy wrócić do naszych ciał.

Nie wiem jak to zrobił, ale w tym momencie zaprzestali szarpaniny. Nawet dziewczyny nie musiały ich rozdzielać. Jakoś... ochłonęli.

Shinpachi: Idziemy do Gengaia czy tego chcecie, czy nie.
Gin: Oby znalazł jakieś rozwiązanie.
Shinpachi: Znajdzie.
Rhodey: A daleko jest do niego?
Shinpachi: To nasz taki, jakby sąsiad.

Zgodziliśmy się tam iść. Zresztą, wielkiego wyboru nie było.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X