Dwójeczka: Super kraksa



**Gin**

Ach! Te postacie z shounenów są tacy przewidywalni. Wszyscy muszą zakładać rodzinki, ale Gintama będzie wyjątkiem. Nie wyobrażam sobie, żeby w Gintamie autor posunął się do czegoś takiego. O nie! Szczególnie jak raz wszyscy wmawiali mi, że jestem tatusiem.
Gdy skończyłem wertować mangę, wstałem z kanapy. Podszedłem do lodówki, żeby napić się mleka truskawkowego. Byłem w szoku, widząc jego brak. Od razu rzuciłem spojrzenia na przyjaciół.

Gin: Kto wziął moje mleko truskawkowe?
Kagura: Nie ja.
Shinpachi: Ja też nie brałem.
Gin: Dam sobie rękę uciąć, że wczoraj kupiłem. Jak to możliwe, że zniknęło? Ach! Mam nadzieję, że nie dawaliście tego Sadaharu. Jeszcze nam się zdemonizuje.
Shinpachi: Gin, nie ma takiego słowa.
Gin: A walić to!

Uderzyłem nerwowo o stół. Nie znosiłem, gdy ktoś ruszał moje rzeczy. Może i Kagura miała wielki apetyt, ale zazwyczaj je ryż z jajkiem albo skubie wodorostożelki. No a Shinpachi sam sobie coś przyrządza, bo w swoim domu może zjeść jedynie czarną materię.

Gin: Dobra. Idę do sklepu. Nie przeżyję ani jednego dnia bez mleka!
Kagura: O! To ja też idę! Trzeba kupić ryż.

Zerwała się z kanapy, dołączając do mnie.

Gin: Shinpachi?
Shinpachi: Tak w sumie, to mogę iść z wami. Zrobię zakupy dla siostry.
Kagura: Ale weźmy też Sadaharu, bo jeszcze narozrabia i będziemy mieć przekichane.
Shinpachi: Wystarczy, że Gin nie płaci jej regularnie czynszu.
Gin: Ej! Nie wszyscy śpią na pieniądzach!

Nawet nie zamierzałem poruszać tej kwestii i wyszliśmy z budynku wraz z naszym pieszczochem. Wziąłem skuter, jadąc z przyjacielem, zaś nasz żarłok wskoczył na psa, który biegnął za nami.

**Kagura**

Mogłam powiedzieć Ginowi, że rozlałam mleko, ale głupio się przyznać do czegoś tak głupiego. Rozwaliłam karton, ściskając go za bardzo. Tak to już jest jak ma się siłę klanu Yato. Za dużo użyłam siły, ale na szczęście posprzątałam po sobie, aby się nie poślizgnął.
Nagle zatrzymaliśmy się na światłach. Musieliśmy czekać, aż piesi przejdą na drugą stronę. Nie miałabym nic przeciwko, ale to były żółwie! Krew się we mnie gotowała z tym czekaniem.

Kagura: Ach! Gin, długo jeszcze?
Gin: A co ja jestem? Jakiś wróżbita?!
Kagura: Jesteś zły, bo nie piłeś mleka?
Gin: To jest dla mnie świętością! Och! Jak dostaniemy porządne pieniądze za zlecenie, kupię osobno lodówkę dla siebie.
Shinpachi: Ech! Przesadzasz.
Gin: Ja przesadzam? JA PRZESADZAM?!
Kagura: Hej! Chyba już skończyli.
Gin: O! Faktycznie.

Szefuńcio zawsze miał wywalone na wszystko i dziwne, że tak przejmował się brakiem kartonu. Zdecydowanie nie był sobą.
Po zapaleniu się zielonych świateł, mogliśmy jechać dalej. Sadaharu starał się utrzymać tempa, ale tak przyspieszyli, aż się za nimi kurzyło.

Kagura: Ej! Poczekajcie!

Rany! Tak bardzo chciał dorwać te cholerne mleko. Ostatnio tak pędził, żeby dorwać JUMPA. Jeszcze trochę i w coś walnie. Albo w kogoś. Wielokrotnie mu się zdarzało, więc raczej powinien uważać.

Kagura: Sadaharu, przeskoczysz przez nich?

Zaszczekał, ale widziałam, że nie było to dla niego wyzwaniem. Zdołał ich wyprzedzić. Prawie ich zmiażdżył, lecz jakoś Gin wiedział, kiedy skręcić na bok.

Gin: Whoa! Kagura!
Kagura: Twoje mleko poczeka. Ja chcę ryż i wodorostożelki!
Gin: Przecież ryżu mamy w cholerę.
Kagura: Nie dla mnie.
Shinpachi: Gin, zapomniałeś? Ciężko jej zaspokoić apetyt.
Gin: Hmm... Coś w tym jest, ale...
Kagura: Hej!

Wyminął mnie, znajdując się na prowadzeniu.

Gin: Mleka zapasów nie ma.

Ponownie wrzucił rozpęd, nie zważając na innych uczestników ruchu. Mój pupilek miał dość tego wyścigu.

Kagura: Wiem, Sadaharu. Nie chcesz się ścigać, ale już jesteśmy blisko.

Mówiłam prawdę, ponieważ sklep znajdował się tuż przed nami. Mimo tego, szefuńcio nie zwolnił.
Nagle dostrzegłam jakiś przechodniów, którzy szli w naszą stronę. Wyglądali dość nietypowo, choć to nadal byli ludzie. Natychmiast zatrzymałam się, prosząc Gina o to samo.

Kagura: Gin, stop! Shinpachi!

Nawet krzyczałam do okularnika, co również zauważył tę trójkę.

Shinpachi: Gin, musisz się zatrzymać.
Gin: Mleko. Ja chcę mleko!
Shinpachi: Kagura, on ześwirował!
Kagura: Walnij go w łeb! Niech się opamięta!
Gin: Au! Shinpachi, za co to...
Kagura: Aaa!

Uderzył go zdecydowanie za mocno. Teraz już nikt nie kierował skuterem. Nie minęło zbyt wiele minut i uderzyliśmy w nastolatków. Pojazd wybuchł, a piesek leżał na brzuchu. Miałam ochotę nakrzyczeć na chłopaków, lecz nie potrafiłam wstać. Leżałam bez możliwości ruchu. Czułam się dziwnie i zanim zdołałam coś powiedzieć, opadły mi powieki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X