5. Błąd


Dość długo lecieliśmy nad miastem. Praktycznie nie widziałem końca tej podróży. Czyżby to miejsce znajdowało się, aż tak daleko? Mimo wszystko, musieliśmy być czujni. Kontroler mógł w każdej chwili uderzyć. Skoro posunął się do zabrania mi Extremis, nie wiadomo, na co jeszcze może wpaść.

Andros: Trzymasz się jakoś?
Tony: O dziwo chyba tak.
Andros: To dobrze, bo będę musiał przyspieszyć.
Tony: Śledzi nas?
Andros: Trzeba brać taką możliwość pod uwagę.

Przyspieszył lotu, dzięki czemu skrócił się czas dotarcia do celu. Wreszcie mogłem dostrzec znajome budynki. Wiedziałem, gdzie zabrał zbroję. Nie traciłem czujności, żeby nie zostać zaatakowanym. Co chwilę rozglądałem się do tyłu, szukając przeciwnika. Byłem nieco poddenerwowany. I z tego też powodu wrócił ból.
Gdy znaleźliśmy się na terenie zbrojowni, weszliśmy do środka. Ledwo zdołałem przejść kilka kroków, aż upadłem.

Andros: Anthony!
Tony: Wybacz… Dłużej… nie mogłem.
Andros: Potrzebujesz odpocząć. Tutaj jesteś bezpieczny.
Tony: Ale Rhodey… zobaczy mnie.
Andros: Coś wymyślę, a teraz połóż się.

Zaprowadził mnie na kanapę, na którą padłem, niczym trup. Byłem na tyle zmęczony, że moje ciało potrzebowało snu. Jednak broniłem się przed tym. Leżałem przykryty pod kocem, czekając na Rhodey’go.

Tony: Czegoś… nie… rozumiem.
Andros: Czego dokładnie? Wiem jak można się tutaj pogubić, ale kiedyś znajdziesz się w gorszych sytuacjach. Nie mogę ci zdradzić przyszłości, choć pewnie domyślasz się, co się z tobą stanie.
Tony: Dlaczego… przeniosłeś się… tutaj?
Andros: O! Dobre pytanie. Ujmę to najprościej jak się da.
Tony: Słucham.
Andros: Przybyłem z przyszłości, aby zapobiec planom Kontrolera.

Nie ukrywałem, iż ta wiadomość w pewien sposób mnie zaskoczyła. Oboje nie mogliśmy pozwolić, aby plan tego szaleńca się ziścił. Jednak nadal coś tu nie pasowało.

Tony: Jego plan… ma… lukę.
Andros: Też to zauważyłem. Jednak w teorii nadal posiadasz Extremis i może ci je odebrać.
Tony: Co takiego?!

Krzyknąłem z niedowierzania, aż ból wzrósł na sile. Musiałem nabrać powietrza do płuc i oddychać spokojnie.

Andros: W magistrali może zrobić, co zechce, ale w świecie rzeczywistym wszystko jest na swoim miejscu. Poza przyszłością, bo już za długo błądzisz w tej sieci.
Tony: Więc jesteś tu, ponieważ…
Andros: Zgadza się, Anthony. Muszę ci pomóc stąd uciec, a jeśli mi się nie uda, przestanę istnieć, zaś dalsze wydarzenia ulegną drastycznym zmianom.

Teraz każdy element układanki pasował w odpowiednie miejsce. Rozumiałem jego rolę. Chciałem zapytać się o coś jeszcze, lecz do bazy przyszedł Iron Man. Udałem sen, aby podsłuchiwać ich rozmowę. Byłem w szoku, bo gadali tak, jakby znali się całe życie. Rzeczywistość tak wyglądała, ale nie w tym chorym świecie.

Andros: Witaj, Rhodey. Mam nadzieję, że nie jesteś na mnie zły, zostawiając ci bałagan w zbrojowni.
Rhodey: Eee… tam. Żaden problem, Andros. W końcu potrzebowałeś pomocy.
Andros: Tak dokładnie, to mój przyjaciel jej potrzebuje.
Rhodey: Poważnie? To jego zbroja? Wygląda na starszy model. Skąd go wytrzasnąłeś?

Ewidentnie miał zamiar śmiać się z Mark II, chociaż powstrzymywał się. Widocznie moje przyszłe “ja” wiedziało jak porozumieć się z pikselowymi postaciami. Najpierw w jakiś sposób przekonał Fixa, że jest moim opiekunem, a teraz zbratał się z Rhodey’m. Byłem ciekawy czy zdołał się zbliżyć do Pepper. Usłyszenie jej głosu mi nie wystarczyło. Pragnąłem zobaczyć moją rudą.

Andros: Kiedyś zbuduje lepszą. Zobaczysz.
Rhodey: Heh! Pewnie tak.
Andros: Masz to, o co cię prosiłem?
Rhodey: Momencik.

Poszedł po jakąś rzecz. Nie miałem bladego pojęcia, czego chciał. Wszystko stało się jasne, gdy jednym okiem zobaczyłem mini pendrive z danymi. Jakim cudem był taki mądry? Możliwe, że nigdy nie doceniałem swego przyjaciela, który tak często poświęcał się dla mojego dobra.

Rhodey: Tam znajdziesz wzór sygnatury. Twoja zbroja powinna sobie z nią poradzić.
Andros: Dziękuję, Rhodey. Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć.

Wziął przenośne urządzenie, a następnie wgrał dane do pancerza.

Rhodey: A tak w ogóle, to bardzo mi go przypominasz.
Andros: Ile to już lat minęło, Rhodey? Rok?
Rhodey: Ponad dwa.

Usłyszałem w jego głosie, jakby przypomniał sobie coś okropnego. Ciekawość wzięła górę, więc wytężyłem słuch.

Andros: Na pewno jest z ciebie dumny.
Rhodey: Znałem Tony’ego praktycznie od pieluch. Nie przypuszczałbym, że zginie w wypadku.

Przeraziłem się, lecz nie krzyczałem. Próbowałem pojąć ciąg wydarzeń. Pamiętałem słowa Gene’a. Porwał mojego ojca. Kim był w magistrali? Bałem się go zobaczyć.

----***---

Z racji nieprzespanej nocy przez dzień pełen wrażeń pojawi się jeszcze jeden one shot. Tym razem połączone z postacią mojej przyjaciółki Marty. Też sadystka, więc raczej nie będzie w nim happy endu :D
PS: To już połowa opowiadania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X