Gra



Cała klasa Tony'ego rozpoczęła już pierwszą godzinę lekcyjną. Jednak jego jeszcze nie było. Przyjaciele nieco zmartwili się. Jednak na szczęście pojawił się po pięciu minutach. Zajął swoje miejsce, a następnie zapytał o materiał, który przeoczył.

Tony: Pisaliście już coś?
Rhodey: Ledwo sprawdził obecność.
Tony: Poważnie? To dobrze.
Pepper: Gdzie byłeś? Już nawet myśleliśmy, że to sprawy...

Zasłonił jej usta, domyślając się, co zamierzała powiedzieć za przypuszczenia. jako, że byli na lekcjach, nie mogli mówić swobodnie o wszystkim, co im na język przyjdzie.

Pepper: Ale gdzie ty byłeś?
Tony: Musiałem coś sprawdzić. Spokojnie.
Rhodey: Chyba coś ukrywasz, prawda?
Pepper: Dokładnie! Śmierdzi kłamstwem na kilometr. Co konkretnie sprawdzałeś?
Tony: Po prostu musiałem odłożyć wszystko na miejsce. Gdyby tak Roberta chciała sprawdzić laboratorium, to lepiej, żeby nie natknęła się na... No wiecie.

Przyjaciele kiwnęli głową, przyjmując takie wytłumaczenie do wiadomości. Zresztą, za długo nie mogli rozmawiać na ten temat, aby nie wpaść w kłopoty. Z profesorem Kleinem nie było żartów.
Gdy minęła połowa lekcji, geniusz zaczął się krztusić.

Rhodey: Hej! Wszystko gra?

O dziwo nie tylko on miał duszności. Reszta uczniów cierpiała na tą samą przypadłość.

Rhodey: Ej! Co jest... grane? Ekhm...

Teraz i on czuł trudność w podstawowej czynności człowieka, czyli oddychaniu. Nie minęły kolejne minuty, a wszyscy padli na ławki lub zsunęli się na podłogę. Ten drugi przypadek dotyczył jedynie Anthony'ego.
Kiedy James ocknął się, zauważył znajome elementy pomieszczenia, jakim była sala gimnastyczna. Był jedyną osobą przytomną, co zdziwiło samego oprawcę, który odważył się odezwać przez głośniki. Brzmiał znajomo.

Rhona: Gratulacje. Zostałeś wybrany do wzięcia udziału w grze.
Rhodey: Co? Rhona? Myślałem, że siedzisz w Vault.
Rhona: Jak widzisz, to jestem tu, bo musicie odpokutować za mojego brata.
Rhodey: Przecież my go nie zabiliśmy! O nie!

Od razu przypomniał sobie zdarzenie z poprzedniego miesiąca. Pamiętał, że Iron Man walczył z Androidem, a psychopatkę zabrali do specjalnego instytutu. Zaczął obawiać się o życie przyjaciela, chociaż z drugiej strony, to Rhona nie znała prawdziwej tożsamości bohatera.

Rhodey: Wypuść nas!
Rhona: Oj! To nie takie proste, bo widzisz...

W sali pojawiła się beczka z dymiącymi oparami. Był przerażony.

Rhodey: Rhona, przestań! W ten sposób nic nie zdziałasz!
Rhona: Wiem, że Iron Man jest wśród was. Jeśli poświęci się, zostaniecie oszczędzeni.
Rhodey: A Iron Man?
Rhona: Będzie w nieco gorszej sytuacji. Lepiej się pospieszcie, bo inaczej ktoś umrze.

Zaśmiała się złowrogo, dając powód do strachu. Trujący gaz coraz szybciej rozprzestrzeniał się po sali.

Rhodey: Muszę obudzić Tony'ego.

Natychmiast podbiegł do niego, szturchając bezwładnym ciałem.

Rhodey: Tony, ocknij się. Jesteś mi potrzebny.

Prośba została wysłuchana. Chłopak powoli otworzył oczy, lecz i tak nie rozumiał sytuacji, w jakiej się znaleźli.

Tony: Rhodey? Gdzie my jesteśmy?
Rhodey: W sali gimnastycznej. Rhona nas zamknęła.
Tony: Rhona? Ta Rhona Erwin?
Rhodey: Tak. Ta sama, co zaatakowała Akademię miesiąc temu.

Geniusz próbował zrozumieć działanie wariatki z intelektem Einsteina. Rhodes wyjaśnił mu dość skrótowo, gdyż trucizna mogła ich w każdej chwili bardziej pogrążyć, a nawet zabić.

Rhodey: Ona chce dostać Iron Mana. Jeśli się podda, uwolni wszystkich i przestanie nas podtruwać.
Tony: Co takiego?! Jak... Jak ona może?!

Nie minęła minuta, a Tony zaczął się dusić.

Rhodey: Musimy oszczędzać tlen.
Tony: Rhodey...
Rhodey: Hej! Jakoś z tego wyjdziemy. Zobaczysz.

Nagle beczka wybuchła, odrzucając ich do ściany, w którą uderzyli. Jednak jego siła pozwoliła Starkowi utrzymać się dłużej na nogach.

Rhodey: Trzymasz się jakoś?
Tony: Tak... Chyba tak.
Rhodey: Jakiś pomysł?
Tony: Musimy się... wydostać... na korytarz.
Rhodey: Wiem. Tylko jak?
Tony: Zbudźmy resztę.

Postanowił poszukać wsparcia u przyjaciół. Zdołali przywrócić do przytomności Happy'ego, Whitney i Pepper. Krótko wytłumaczyli obecną sytuację.

Rhodey: Jeśli stąd nie uciekniemy, to będzie po nas.
Whitney: Chyba, że Iron Man się podda.

Popatrzyła na geniusza, znając jego tożsamość. Ruda stanęła mu w obronie.

Pepper: Nawet niczego nie kombinuj!
Whitney: A co masz takiego na myśli?
Pepper: Wyłupię ci te oczy i wbiję na płot, jeśli nie przestaniesz knuć, jasne?!
Happy: Pepper, wyluzuj. Zaraz nas stąd wydostanę.

Uderzył z całej siły w zamek, aż się wyłamał. Teraz mogli uciec z budynku. Heros pobiegnął do szafek, żeby wziąć zbroję.

Rhodey: Tony, stój!
Pepper: Tony!

Nalegali na zwolnienie tempa. Jednak on chciał załatwić porachunki z kryminalistką, bo przez Iron Mana mogli zginąć.

Pepper: Tony!

Krzyknęła, gdyż ledwo dotknął plecaka i runął na ziemię. Natychmiast podbiegli do niego.  Ciężko oddychał.

Rhodey: Tony, słyszysz mnie?
Tony: Rhodey...
Pepper: Musiałeś biec?! Musiałeś?!
Tony: Pepper... przepraszam. Nie wiem... co... się... dzieje.

Nie wiedział, że taka dawka trucizny w organizmie szybko zatruwała. Tak było w przypadku słabego ciała. Ledwo się podniósł, podpierając ściany.

Pepper: Przestań... Już nic nie zrobisz. Po prostu odpuść, Tony. Proszę!
Tony: Ja... muszę... to zrobić.

Cokolwiek powiedzieli, nie słuchał ich. Na korytarzu minął Whitney, która była nieco skołowana.

Whitney: Poddasz się? Zanim tam dojdziesz, sam się wykończysz.
Tony: Whitney...
Whitney: Tak nas nie uratujesz.
Tony: Masz... jakiś pomysł?
Whitney: A uwierz mi, że mam.

Uderzyła z pięści w implant, przez co nie potrafił wstać. Na twarzy blondynki pojawiła się maska. Zmieniła sylwetkę na Iron Mana. Przyjaciele byli w szoku.

Whitney: Nie krytykujcie mnie. Chce Iron Mana, to będzie go miała.

I tylko tyle im powiedziała, lecąc do położenia wroga. Oboje nic nie rozumieli.

Pepper: Czy ty to widziałeś?
Rhodey: Taa... Najwidoczniej myliliśmy się co do Whitney.
Pepper: Tony, słyszysz mnie? Powiedz coś!

Nie otrzymała odpowiedzi. Chłopak zemdlał przez ból. Dla pewności dziewczyna sprawdziła bransoletkę. Bateria implantu znajdowała się na poziomie 20%, a taka ilość nie wystarczyłaby na długie przetrwanie.
Podczas gdy oni zabierali chorego z dala od toksyny, Madame Masque rozwaliła drzwi przez lewą rękawicę.

Whitney: Jak widzisz, to jestem. Masz ich uwolnić!
Rhona: Oj! Chyba masz mnie za idiotkę.
Whitney: Nie rozumiem.
Rhona: W szkole są kamery. Widziałam cię, Whitney.
Whitney: Cholera!
Rhona: Więc wolności nie dam. Zginiecie.
Whitney: A to się okaże.

Wykorzystała moc repulsorów do rozwalenia okien. pozwalając truciźnie zniknąć z budynku.

Whitney: Twoja gra skończona, Rhona. Przegrałaś.
Rhona: O nie, Whitney. Gra dopiero się rozpoczęła.
Whitney: Co?

Zdziwiła się na dźwięk maszyn. Z komór wyszły Androidy o podobiźnie zmarłego brata wariatki. Otoczyły fałszywego bohatera, przygotowując się do uderzenia. Whitney uśmiechała się pod maską, nie czując zagrożenia z ich strony.

Whitney: Sprytne, ale zapomniałaś o jednym szczególe.
Rhona: Jakim?

Maska zeskanowała robota, upodabniając się do niego.

Whitney: Mogę być kimkolwiek zechcę.

Strzeliła laserowym wzrokiem w oponentów, niszcząc za jednym zamachem całą armię. Psychopatka zaczęła wpadać w panikę, nie widząc wyjścia z porażki.

Rhona: Dobra. Masz mnie.

Dobrowolnie poddała się, likwidując opary z Akademii Jutra. Po chwili, usłyszała pojazdy takie jak pogotowie, policja czy furgonetka FBI. Masque wyszła z pomieszczenia, wracając do pierwotnej postaci. Dołączyła do pozostałych, którzy byli badani przez lekarzy we wnętrzu karetki. Tylko Rhodey nie znajdował się w pojeździe. Odważył się porozmawiać z panną Stane.

Rhodey: Dziękuję... W imieniu nas wszystkich. Nie myślałem...
Whitney: Że odpuszczę z zemstą na Starku? Tu chodziło o całą Akademię. Musiałam działać.
Rhodey: Jakby nie patrzeć, to jesteś bohaterką.
Whitney: Mylisz się. Nigdy nią nie byłam, a Tony'ego nie ocaliłam. Nawet nie miałam takiego zamiaru.

Przyznała, a następnie rozpłynęła się w powietrzu. Przyjaciel wrócił zobaczyć się z pozostałymi czy byli w stanie wrócić do domu. Happy mógł oraz ci, którzy przespali całą akcję. Pepper także mogła, ale nie Tony Stark. Gaduła siedziała przy nim, martwiąc się.

Pepper: Dalej się nie budzi.
Rhodey: Potrzebuje czasu.
Pepper: Ale nie o to chodzi! Whitney coś mu zrobiła!
Rhodey: Dlaczego tak sądzisz? Uratowała nas. Ryzykowała własne życie, żeby...
Dr Yinsen: Ten kto uderzył w mechanizm, zepsuł jego działanie. Konieczna jest naprawa.
Rhodey: Mówi pan poważnie?

Nie potrafił ukryć swego przerażenia. Z jednej strony już był gotowy odpuścić Whitney wszelkie przewinienia, ale gdy dowiedział się jak bardzo zaszkodziła geniuszowi, miał ochotę jej przyłożyć, a przede wszystkim zesłać do więzienia o zaostrzonym rygorze.

Pepper: Rhodey... Rhodey!
Rhodey: Eee... Co?
Pepper: Odleciałeś. Co ci zaprząta głowę?

Chłopak zdziwił się, gdyż znajdowali się w szpitalu. Nie miał bladego pojęcia, że na długo zerwał się z rzeczywistości.

Rhodey: Wybacz, ale... Chyba się zamyśliłem.
Pepper: Cóż... Zdarza się, więc powiem co cię ominęło.
Rhodey: Możesz w skrócie.
Pepper: Tony jest operowany od godziny i nadal nic nie wiadomo, ale doktorek prosił o cierpliwość, bo trochę to potrwa, a nieźle oberwał, więc... Rhodey, bez obaw. Będzie żył.
Rhodey: Gdybym wiedział...
Pepper: To była trudna sytuacja, ale dobrze się skończyło.
Rhodey: Dla nas tak, ale nie wiemy czy...

Przerwał, widząc lekarza, który wyszedł z sali operacyjnej. Rzucili się w jego stronę.

Dr Yinsen: Whoa! Dzieciaki, po kolei. Nie ucieknę.
Rhodey: Co z nim? Operacja się udała?
Dr Yinsen: Hmm... Jakby to ująć?
Pepper, Rhodey: NORMALNIE!
Dr Yinsen: W porządku, więc mam dobre i złe wieści.
Pepper: No i się zaczyna.

Oboje znali ten schemat na wylot, zaś przekazywanie wieści przez doktorka zawsze odbywało się z powagą. Jednak postanowili wysłuchać specjalisty, aż do samego końca bez względu na to czy będę przeważać te złe wieści.

Dr Yinsen: Od czego mam zacząć?
Pepper: Od dobrych.
Dr Yinsen: Rhodey?
Rhodey: Zgadzam się.
Dr Yinsen: Stan Tony'ego jest w miarę stabilny.
Rhodey: W miarę? Co to ma znaczyć?
Dr Yinsen: Dajcie mi dokończyć!

Nieco podniósł ton, lecz szybko powrócił do normalnego głosu.

Dr Yinsen: Mogę dalej?
Pepper: Prosimy.
Dr Yinsen: Jest już przytomny, ale wypis dostanie dopiero za tydzień ze względu na przebytą operację.
Pepper: Czyli jest dobrze?
Dr Yinsen: Najgorsze zniósł, a jak z wami?
Pepper: Wszystko gra.
Rhodey: Tylko przez szybkie pozbycie się oparów. Inaczej byłoby fatalnie.
Dr Yinsen: Zgadzam się, ponieważ to było bardzo niebezpieczne dla waszego zdrowia.
Rhodey: Najgorzej z Tony'm.
Dr Yinsen: Coś wam powiem... Rozumu to on raczej nie używa, ale pewnie chciał was chronić.

Stwierdził, powracając do sali swego pacjenta. Z otępionym wzrokiem rozglądał się po pomieszczeniu. Nienawidził sterylnych miejsc, ale nie miał siły do ucieczki. Czekał, aż ktoś zechce mu wytłumaczyć obecny stan rzeczy. Yinsen w kilku słowach streścił najważniejsze fakty.

Dr Yinsen: Ty i twoi przyjaciele zostaliście nastawieni na działanie trucizny, ale w porę zajęliśmy się wami. Nic nikomu się nie stało. No poza tobą, bo ktoś zniszczył implant.
Tony: Ale?
Dr Yinsen: A co mam więcej dodać? Chyba, że chcesz wiedzieć, kiedy cię wypiszę ze szpitala.
Tony: Proszę, aby jak najszybciej.
Dr Yinsen: Jak na razie, to będziesz leżał tu tydzień, bo byłeś operowany. Muszę cię obserwować, rozumiesz?

Chłopak kiwnął głową.

Dr Yinsen: Świetnie, a teraz pozwól, że wpuszczę twoje niańki.
Tony: Niańki?
Dr Yinsen: Ekhm... To znaczy... Twoich przyjaciół.

Lekko się zaśmiał, a oni wpadli do sali, prawie potrącając personel medyczny. Chory cieszył się, widząc ich całych i zdrowych. Tylko to się dla niego liczyło. Nic więcej.

Koniec.

---**---

Blog powoli zmierza do końca, ale bez obaw. Szykuję coś specjalnego na koniec. Czy czytaliście kiedyś IMAA w wersji fantasy? Pewnie pamiętacie parodię bajki wyjętą z różnych bajek Disneya. Głównie "Shreka" i "Królewny Śnieżki". To teraz wyobraźcie sobie, że to będzie totalna improwizacja świata fantasy. Mam nadzieję, że do Sylwestra uda mi się to napisać. Do nastepnego ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X