UWAGA! BARDZO DZIWNY ROZDZIAŁ! OSTRZEGAM! CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ!
**Gin**
Ledwo przyszliśmy do tego starego pierda, a on już miał czelność się ze mnie śmiać. No tak. To już któryś raz z kolei znajduję się w innym ciele. Jeśli on nie odwróci procesu, to kto? Musiałem liczyć na to, że jakaś jego maszyna pomoże. Tylko, że... W warsztacie znajdowały się wyłącznie części do robotów oraz zwykły szmelc.
Gengai: Widzę, że znowu masz niewiarygodne szczęście poczuć się w innej skórze. Jednak nie przypominam sobie, aby tacy ludzie chodzili po dzielnicy Kabuki.
Kagura: Oni przenieśli się w czasie, my w nich uderzyliśmy, aż doszło do zamiany ciał.
Gengai: Hmm...
Gin: Coś na to poradzisz, prawda? Prawda?
Błagałem na kolanach, bo nie zamierzałem tkwić w ciele z tym badziewiem na baterię. Już wolałem być cukrzykiem i jeść jeden deser na tydzień.
Shinpachi: Pomożesz nam?
Gengai: Hmm... Pierwszy raz mam do czynienia z innym wymiarem. Kosmici to inna bajka, ale... Z trudem się wam przyznam, lecz nie znam żadnego rozwiązania.
Tony: Czy pan mówi na serio? My musimy wrócić do naszych czasów w naszych ciałach!
Rhodey: Właśnie! Moja mama się wścieknie jak zauważy, że nie przyszedłem na czas.
Pepper: Nawet nie będę wspominać, że mamy szkołę na głowie.
Gengai: Oj! Dzieciaki, dajcie mi pomyśleć.
Poszedł na stronę, a my czekaliśmy. Czekaliśmy wystarczająco długo, aż nowa Kagura nie zamierzała siedzieć cicho. Zaczęła katować nas swoim gadulstwem.
Kagura: Ale skoro jest mechanikiem i jakimś tak wynalazcą, a przy zamianie dusz nam pomógł, to może teraz też znajdzie jakiś sposób. Zresztą, nie mamy zbyt wiele czasu, więc trzeba się pospieszyć.
Gin: Tony, czy wasza przyjaciółka tak zawsze nawija?
Tony: Heh! Bez przerwy. Przyzwyczaisz się z tak może... rok?
Gin: Co? Nie! Nie ma mowy! Chcę moją Kagurę z powrotem! STARY PRYKU, ILE JESZCZE?!
Straciłem cierpliwość, co nie tylko tyczyło się mnie. Pozostali także stali wręcz nerwowo. Na szczęście wyszedł do nas, rozciągając swoje kończyny. Tak je rozciągnął, aż pierdnął.
Gengai: Och! Od razu lepiej.
Smród był nie do zniesienia, więc wybiegliśmy z warsztatu, aby odetchnąć świeżym powietrzem.
Gin: Co on jadł?!
Pepper: O Boże! To nawet Rhodey takich bąków nie puszcza!
Rhodey: Ej!
Tony: Ale musimy tam wrócić.
Pepper: Jeśli znowu zrobi to samo, wysadzę go w powietrze!
Shinpachi: Chyba coraz bardziej zadomawia się w ciele Kagury.
Pepper: To dobrze?
Kagura: Źle!
Tony: Bardzo źle!
Nie mieliśmy wątpliwości, co do pozostałego nam czasu. Odważyliśmy się ponownie wejść do warsztatu Gengaia. Nie czuliśmy brzydkiego zapachu. Błyskawicznie zniknął. Podał nam jakieś czarne kulki.
Gin: Co to jest?
Gengai: Musicie to połknąć.
Gin: I wtedy wrócimy do naszych ciał?
Gengai: Przypuszczam, że tak.
Z jakiegoś powodu mu nie ufałem. Wydawało mi się, że potrzebna będzie jakaś maszyna, a on dał jakieś kulki. Nastolatkowie z innego wymiaru czasu połknęli je bez zastanowienia. Kagura z Shinpachim również, dlatego zaryzykowałem.
Gin: Nic się nie dzieje.
Gengai: Dziwne. Powinno zadziałać błyskawicznie.
Pepper: To miało mieć włosy?
Natychmiast wszyscy splunęliśmy mu w twarz. Złość gotowała się w nas i z gniewem patrzyliśmy na niego. Pepper miała ochotę mu przyłożyć, a skoro trafiła do ciała Yato, to starzec miał niewielkie szanse na przetrwanie.
Gengai: Ojej! Pomyliłem się! Ach! Wybaczcie. Już poprawiam ten błąd.
Ponownie podał nam przedmioty o tej samej wielkości.
Pepper: Skąd mamy wiedzieć, że to nie są twoje bobki?
Gengai: Posmakujesz, a się dowiesz.
Pepper: Eee... Chyba odmówię.
Tony: Pepper, musimy jakoś wrócić. Zaufaj mu.
Rhodey: Mmm... Dobre.
Shinpachi: Faktycznie. Smaczne. Możecie połknąć bez obaw.
Byłem w szoku. Nie myśleli nad zaufaniem i tak po prostu przełknęli to. Jednak zaczęli wyglądać na chorych.
Gin: Shinpachi?
Shinpachi: O rany! Mój brzuch.
Rhodey: Do toalety! Gdzie jest łazienka?!
No i wybiegli w podskokach. Nie ukrywałem zdziwienia. Co to był za specyfik? Środek na przeczyszczenie? Nie! Niemożliwe!
Gengai: Hahaha! Na zdrowie, Gin.
Gin: Ty wredny...
Tony: Hej! Uspokój się. Poczekamy na nich i zobaczymy czy podziałało.
Gengai: Eee... Niestety, ale nie możecie czekać.
Tony, Gin: DLACZEGO?
Spytaliśmy go, nalegając na wyjaśnienia.
Gengai: Wkrótce wasze dusze powiążą się z ciałem, w którym jesteście. Poza tym, ta metoda wyjdzie wam na zdrowie.
Zaśmiał się, aż dziewczyny przygotowywały się do ataku. Jednak w porę zahamowaliśmy ich działanie.
Gin: Tony, ryzykujesz?
Tony: Będzie trzeba.
Gin: No to smacznego.
Tony: I wzajemnie.
Wrzuciliśmy kulkę do przełyku, na której efekty nie musieliśmy czekać za długo. Pojawiły się te same objawy.
Gin: Teraz wasza kolej.
Pepper: Musimy?
Kagura: Pepper, nie mamy innego wyboru. Chcesz wrócić do swojego ciała? Chcesz czy nie?
Pepper: No chcę!
Tony: O jezu!
Niemiłosiernie ściskało i obaj czuliśmy to samo. Kagura z Pepper także połknęły to świństwo, czując efekty już po połknięciu.
Pepper, Kagura: AU!
Zaczęły wyć, niczym wilki. Ból wzrastał na sile, więc wybiegliśmy na ulicę, szukając najbliższego sracza. Każdy z nas pobiegł w inną stronę, starając się wysadzić biologiczną bombę z dala od gapiów.
Gdy ucisk stał się silniejszy, nie potrafiłem dłużej szukać odpowiedniego miejsca.
Gin: Och! Od razu lepiej.
Postawiłem klocka w małym zaułku. Na mojego pecha jedno z dzieci widziało moją gołą dupę.
Gin: Ups? Mnie tu już nie ma.
Natychmiast włożyłem na siebie majciochy, zapinając też spodnie. Poczułem ulgę, a mimo to, nadal tkwiłem w ciele Tony'ego. Poszedłem do domu Yorozuyi. I tak wszyscy się tam spotkamy. Tego byłem pewien.
Dziesięć minut później znalazłem się u celu. W pewnym ustronnym miejscu ktoś stękał. Widząc osoby w pokoju zauważyłem, że tym kimś musiał być Shinpachi. Usiadłem przy nich.
Gin: I co? Natura była złośliwa?
Tony: Już dawno... nie miałem... takiego... stresu!
Pepper: Ale nic się nie zmieniło.
Gin: Pewnie wszyscy muszą przejść ten „proces". Jak długo tam siedzi?
Pepper: Z jakieś pół godziny.
Kagura: Moment... Chyba już wychodzi.
Gin: No nareszcie! Co tak długo?!
Wyszedł z kabiny z krwawiącym nosem. Nie wierzę.
Tony: Co ci się stało?
Gin: Czytał świerszczyki.
Shinpachi: Dłużej nie mogłem się powstrzymać! To... To jest silniejsze ode mnie!
Gin: Shinpachi?
Popatrzyłem na ciało przyjaciela. Kolor skóry był taki sam, zaś ubiór również należał do niego. Chyba te kulki podziałały albo siła zwieraczy. Dotknąłem klatki piersiowej, upewniając się, że diabelstwo zniknęło. Od razu odetchnąłem z ulgą.
Gin: Udało się.
Tony: Poważnie?
Gin: No sprawdź sam.
Tony: Jest! Jest! Znowu jestem sobą!
Gin: Kagura?
Uderzyła pięścią w stół, aż się złamał.
Kagura: Tak! Wróciłam!
Shinpachi: Nie tylko ty.
Do drzwi zapukała klientka. Poznałem ją po głosie. Kazałem schować się przyjaciołom, żeby niczego nie zepsuli. Sam musiałem naprawić wizerunek najemników. Otworzyłem jej, zapraszając do środka. O dziwo wolała stać przed wejściem.
Klientka: Znaleźliście mojego męża?
Gin: Przykro mi. Dopóki pani nie zapłaci, nici z poszukiwań.
Długo nie czekałem na reakcję, bo mój policzek odczuł siłę wkurzonej kobiety.
Klientka: Wiedziałam! Za darmo nie zrobicie!
Gin: My też musimy zarabiać na życie. Jesteśmy najemnikami i niech pani sobie to wbije do głowy. Bez kasy nie ma zlecenia.
Mężatka odwróciła się i odeszła. Cała piątka śmiała się z tego.
Gin: No co? Nie wie jaka to praca.
Tony: Często macie takich klientów?
Gin: Różnie bywa.
Tony: Szkoda, że musimy się pożegnać.
Gin: Ale wpadnijcie jeszcze kiedyś.
Tony: Heh! A może tym razem, to wy wskoczycie do nas? Pasuje?
Gin: Hmm... Brzmi interesująco. Nawet jestem ciekawy, z czym musicie się zmierzyć.
Tony: Więc do zobaczenia.
Podaliśmy sobie dłonie.
Gin: Zapraszamy ponownie.
Tony: Dzięki.
Pepper: Będziemy na was czekać, a jak nie przyjdziecie, to zginiecie z mojej ręki.
Rhodey: O! Gaduła wróciła.
Pepper: Haha! Bardzo śmieszne.
Shinpachi: Ej! Zanim znikniecie, zróbmy sobie wspólne zdjęcie. Tak na pamiątkę.
Zgodzili się. Shinpachi ustawił aparat, a następnie zrobiliśmy głupie miny.
Shinpachi: Yorozuya!
Tony, Rhodey, Pepper, Gin, Kagura, Shinpachi: YOROZUYA!
I wraz z wykonaniem fotografii, każdy z nas wziął po jednej kopii. Wtedy widzieliśmy ich po raz ostatni tego dnia. Wszyscy myśleli, że tak będzie. Portal się otworzył, a on nadal stali w tym samym miejscu. Krzyknęli z niedowierzaniem.
Tony, Rhodey, Pepper: AAA! CO TO MA BYĆ?!
Gin: Mam poprosić Gengaia o pomoc?
Tony, Rhodey, Pepper: NIE! WIĘCEJ BÓLU DUPY NIE ZNIESIEMY!
Zaśmiałem się, a oni dalej krzyczeli.
Teraźniejszość, Nowy Jork
**Tony**
Obudziłem się w swoim łóżku. Wydawało mi się, że to wszystko było dziwacznym snem. Jednak na biurku dostrzegłem znane mi zdjęcie. Chwyciłem za nie, przyglądając się uważnie. Nawet był podpis pod nim.
Tony: Heh! Yorozuya, tak?
Odstawiłem zdjęcie na miejsce, powracając do snu.
KONIEC
---***---
Życzę wam spokojnych, radosnych i wesołych świąt. Żebyście miło go spędzili w rodzinnej atmosferze ;)