**Rhodey**
Akurat pozbyliśmy się uzbrojenia w najgorszym momencie. Celowali w nas Makluańczycy razem ze swym dowódcą. Czy myśmy już z nim kiedyś nie walczyli? No pewnie, że tak. To było podczas inwazji. Ten sam Overlord. Może nie posiadał pierścieni, lecz i tak mieli niezwykłą technologię. Jednak na razie stali w bezruchu. Unikniemy potyczki? Głupia nadzieja. Claire podeszła do ich dowódcy, mówiąc coś. Nie słyszałem tego, ale zdarzył się cud. Wycofali się, dając nam wolną drogę.
Rhodey: Co ty zrobiłaś?
Claire: Powiedziałam prawdę. Wykazał się wyrozumiały. Powiedział, że z przeciwnikiem, co nie ma broni nie będzie walczył.
Rhodey: Mają honor.
Claire: Jak każdy wojownik… Weź Pepper na ręce, bo raczej długo nie będzie stała o własnych siłach. Ja wezmę Tony’ego.
Rhodey: Zgoda.
Nie miałem nic przeciwko i chwyciłem rudą, niczym pannę młodą.
Pepper: Buzi ci nie dam.
Rhodey: Nawet nie pomyślałem o tym.
Pepper: Mogę iść. Postaw mnie!
Claire: Pepper, nie utrudniaj. Zostały dwa kilosy i sama nie pociągniesz dalej.
Pepper: Och! No dobra.
Rhodey: Nie krępuj się. Tony nie widzi. Możesz mnie pocałować.
Pepper: Nie będę go zdradzać z tobą.
Rhodey: Jak chcesz.
Zaśmiałem się lekko, aż oberwałem w prawy policzek. Taka bezsilna, co? A dowalić potrafi.
**Pepper**
Ja mu dam być takim świntuchem. Dostałby wpierdol od mojego mężulka. No dobra. Może jeszcze nie byliśmy małżeństwem, ale wszystko było zapisane w naszej przyszłości. Okej. Pepper, uspokój się. Po co się złościć przez takiego dupka? No po co ci to?
Kiedy przeszliśmy kolejne kroki, poczuliśmy chłód. Trafiliśmy na strefę lodu, o której wspominała Kapitan.
Pepper: Ile jeszcze?
Claire: Już jesteśmy... blisko.
Pepper: Claire?
Wyskoczyłam z ramion przyjaciela, podbiegając do niej. Chwyciła się za kryształ, padając na kolana, aż upuściła Tony’ego. Robi się niewesoło.
Claire: To nic.
Pepper: Jakie nic?! Nie jest dobrze! Do diaska! Zaraz tu wszyscy umrzemy!
Claire: Zamień się. Wolę... rzygać, niż użerać... się z tym badziewiem.
Rhodey: Które utrzymuje cię przy życiu…. Posłuchajcie mnie. Damy radę. Już tak nam niewiele zostało. Nie możemy się poddać.
Claire: Masz rację, ale… widzisz, w jakim… jesteśmy… stanie.
Rhodey: Mam pomysł… Claire, dasz radę podnieść barierę nad wami?
Claire: Chyba tak.
Rhodey: Dojdę do centrali i wezmę pomoc.
Pepper: Zrób tak. My będziemy czekać.
Rhodey: Może być taki plan?
Claire: Jest okej. To idź… i nie trać… czasu.
Pepper: I przynieś coś do żarcia. Jestem cholernie głodna.
Claire: Nie możesz jeść, bo znowu zwrócisz pokarm.
Pepper: Kuźwa.
Tupnęłam w gniewie, bo brzuch burczał z głodu. Dziewczyna wzniosła pole nad nami, a on poszedł. Położyliśmy się na lodowatym podłożu i czekaliśmy.
Pepper: Nie zmarzniemy do jego powrotu?
Claire: Nie powinniśmy.
Pepper: Ale będziemy bardziej chorzy, leżąc tutaj.
Claire: Wyjmij koc z plecaka.
Pepper: Dziwne. Takie coś masz, ale wodę to już było ciężko zabrać?
Claire: Nie krytykuj mnie!
Pepper: A ty nie krzycz.
Znalazłam poszukiwaną rzecz, przykrywając nas ciepłym okryciem. Od razu poczułam się lepiej. Teraz od Rhodey’go zależało, czy wrócimy żywi. Poradzi sobie. Tak, jak zawsze. Przecież, co mogłoby się stać?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi