(10) Teatralne przedstawienie
**Rhodey**Nie miałem kontaktu z Tony’m, czy Pepper. Oboje nie pojawili się w szkole, lecz następnego dnia zobaczyłem ich na lekcjach. Wylosowaliśmy role, otrzymując tekst do nauczenia. Mieliśmy na to dzień. Jednak dla takich, jak my, nie stanowiło to zbyt dużego wyzwania. No może bez liczenia przyjaciela, dla którego słowa wydawały się czarną magią. Z liczbami łatwiej nawiązywał wspólny język, ale sztuka? Nie dla Tony’ego Starka.
Gdy wyszliśmy na dach ćwiczyć scenę, oboje stali nieśmiało i tylko spoglądali gdzieś w dal. Klasnąłem mocno w dłonie, by się zbudzili.
Rhodey: No dobra, moi mili. Mamy zadanie do wykonania. Pobudka i działamy!
Pepper: Już, już
Tony: Och! Pospałbym sobie może tak… z dwie doby?
Rhodey: Oj! Co wyście takiego robili? Goniliście stado kóz?
Tony: To nie jest śmieszne… Zerwałem noc. Musiałem
Pepper: Chyba nie w laboratorium?
Tony: Nie mogłem zasnąć, więc trochę pracowałem
Pepper: Tony, przecież miałeś tego nie robić
Tony: A do tego ta rozmowa z tatą
Pepper: Co ci powiedział?
Rhodey: Możemy pogadać o tym później? Raz przećwiczmy kwestie. Zobaczmy, na czym stoimy?
Pepper: Powinieneś się bardziej interesować, Rhodey. Jesteście przyjaciółmi, zgadza się? Masz go wspierać, a nie olewać jego kłopoty
Tony: Pepper…
Pepper: Co? Taka jest prawda
Tony: Dobra… Przećwiczymy pierwszy akt
Wyjęliśmy swoje książki, otwierając na odpowiedniej stronie. Ruda stanęła obok niego, a ja odgrywałem rolę pirata.
Rhodey: Do abordażu, kamraci! Do abordażu!
Pepper: Eee… Rhodey, tego nie ma w tekście. Coś ty wziął za sztukę?
Rhodey: A to nie miało być o piratach?
Tony: Ech! Skupmy się wszyscy. To miał być monolog Hamleta. Każdy ma jedną część… Jeszcze raz
Rhodey: A! Tutaj jest!
Czytałem reklamę żelek? Co ona robiła w “Hamlecie”? Widocznie musiałem zasnąć i zapomniałem, że ją tu włożyłem. Pewnie miała mi pomóc odnaleźć odpowiedni fragment. O! To ten. Starałem się wczuć w rolę, wykazując część aktorstwa, którego i tak mi brakowało.
Rhodey: Ekhm… Być albo nie być! Oto jest pytanie! Kto postępuje godnie… Ten, kto biernie stoi pod gradem… zajadłych strzał… losu? Nie! To jest głupie! Nie będę tego czytał! Pepper, teraz ty. Ja się poddaję na razie
Pepper: Hahaha! A myślałam, że dłużej wytrzymasz
Rhodey: Pokaż, co potrafisz
Pepper: Ekhm… Doczesny zamęt? Niepewni wolimy wstrzymać tę chwilę. I z tych chwil urasta długie, potulnie przecierpiane życie. Bo gdyby nie ten wzgląd, którz by chciał znosić
to, czym nas chłoszcze i znieważa czas: Gwałty ciemiężców, nadętość pyszałków, męki wzgardzonych uczuć, opieszałość prawa, bezczelność władzy i kopniaki, którymi byle zero upokarza cierpliwą wartość? Któż by się z tym godził, gdyby był w stanie przekreślić rachunki nagim sztyletem? Któż by dźwigał brzemię życia, stękając i spływając potem, gdyby nam woli nie zbijała z tropu…
Tony: Dość! Ej! Powiedziałaś za dużo
Pepper: Sorki, ale te takie dziwne. Nie widziałam końca… Tony, kończ te dziadostwo
Tony: Eee… I gdyby lęk ten... nie kazał nam raczej... znosić zło znane niż rzucać się w nowe? Tak... to świadomość czyni nas tchórzami i... naturalne rumieńce porywu namysł... rozcieńcza w chorbliwą bladość, a naszym ważkim i szczytnym zamiarom... refleksja plącze szyki, zanim któryś zdąży przerodzić się w czyn
Rhodey, Pepper: HAHAHAHA!
Tony: Co?
Pepper: Nic, nic. Nieźle to zagrałeś
Tony: Czytałem tekst. Nic wielkiego
Rhodey: Dobra, więc skończyliśmy. Możesz powiedzieć, co się stało
**Tony**
Wracając do klasy, zwierzyłem się przyjacielowi, do czego doszło wczoraj. Powiedziałem też o poprzedniej kłótni, przez którą trafiłem do szpitala. Omówiłem sprawę niezbyt szczegółowo. Wystarczyło, by znał podstawy. Nie wspomniałem jedynie o implancie. Pep też nie wiedziała.
Gdy usiedliśmy do ławki, nauczycielka wyjaśniła, że chciała poznać nasze możliwości w grupach. Za ten kiepski teatrzyk wystawiła nam oceny? Byliśmy w szoku. Lekko się zdenerwowałem, ale jakoś ochłonąłem.
Rhodey: Tony, wybacz, że nie zachowałem się, jak powinien przyjaciel
Tony: W porządku. Nic się nie stało
Rhodey: Mogłeś mi wcześniej powiedzieć, co zaszło między tobą, a twoim tatą. Może… Może nie musiałbyś znowu z nim rozmawiać na ten temat
Tony: Nie wydaje mi się, Rhodey. Tak miało być
Nauczycielka wyczytała alfabetycznie, mówiąc przyznane punkty za scenkę. Mieliśmy jedną próbę, a ona potraktowała to na poważnie. Nienawidziłem szkoły. Niesprawiedliwie dostaliśmy po dwójce, choć myślałem, iż podwyższy do trzech punktów. Myliłem się. Nie była tak wspaniałomyślna. Musieliśmy pogodzić się z taką oceną, ale zaproponowała zadanie na poprawę. Co tym razem? Też sztuka, ale… Co konkretnie?
Rhodey: Taniec?
Pepper: Taniec?!
Tony: Tylko nie... to
Miałem wrażenie, jak nogi się pode mną ugięły. Wszystko przez niusa od pani z zajęć teatralnych. Co tańczenie ma wspólnego z aktorstwem? Porażka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi