EPILOG

Planeta Xeno, piąty wymiar






**Pepper**



Dlaczego to musi tak długo trwać? Dlaczego? Zaraz tu jajko zniosę, choć nie jestem kurą. Rhodey był jedyny jako spokojny, bo Claire również się martwiła. Nawet jej pomogli z kryształem. Znowu miała go w całości, a my powoli dochodziliśmy do siebie. Ja mogłam jeść normalnie, zaś histeryk od siedmiu boleści nie czuł żadnych problemów z nogą, ale na pewno w pewnym stopniu szwy narywały. Musiał na nie uważać.



Rhodey: Tony zniósł wiele w swoim życiu. Teraz też da radę. Mimo wszystko, będzie walczyć do samego końca.
Pepper: Niby masz rację, ale on już wyglądał fatalnie. Nie wiem, czy…
Rhodey: Ej! Głowa do góry. Wszystko będzie dobrze… Claire, co z tobą?
Claire: Lepiej, niż wcześniej. Ten kryształ powinien znieść cięższe ataki. Nie uwierzycie, ale u mnie są takie cudeńka technologiczne, że on chciałby tu zostać na dłużej.
Pepper: Oj! Ma wracać z nami. Nie ma bata, że go porzucimy.
Claire: Prawdziwa miłość.
Pepper: Co?
Claire: Eee… Drużyna. Sorki. Myślałam o czymś innym, a mówię też coś innego.
Pepper, Rhodey: HAHAHA!
Claire: Dobra, śmieszki. Chyba już skończyli.



Miała rację. Otworzyły się drzwi od sali, skąd zostało zabrane łóżko. Tony był nieprzytomny, a implant świecił mocnym światłem. Widocznie ładowarka okazała się zbędna. Teraz pozostało, by księżniczka się obudziła, a potem wrócimy do domu. Za pozwoleniem mogliśmy być przy nim.
Gdy odetchnęliśmy z ulgą, usiedliśmy obok naszego geniusza. Tak słodko spał.



Pepper: W końcu spokój, ale dlaczego ma inny mechanizm?
Claire: Widocznie musieli wymienić, żeby zasiliło serce. Był bez ładowania, dlatego to była konieczność.
Rhodey: No dobra. Szybko wróci do zdrowia, ale my nie mamy zbroi. Raczej kreatury są na Ziemi.
Claire: Pokażę wam coś, jak się obudzi.
Pepper: Och! Niech ten leń wstanie, bo sama mu pomogę.
Rhodey: Ruda, bez złości. Możemy poczekać… Macie jakieś książki?
Pepper: No i zaczyna się. Czy ty nie potrafisz wytrzymać ani jednego dnia bez tej swojej kochanki? Błagam cię, głupku. Daruj sobie.
Claire: Nie mamy papierowych książek, a cyfrowe.
Rhodey: To lipa.
Claire: Świat się zmienia i nawet nie masz pojęcia, jak bardzo szybko.
Pepper: O! Opowiedz nam o tym.
Claire: Długa historia. Zresztą, sami zaobserwujecie, bo przedwczesna śmierć Gene’a sprowadzi na wasz wymiar zgubę.
Rhodey: Co to ma być? Kolejne jaszczurki, pożeracze, wasi najeźdźcy, kałamarnice, zmutowane grzybki, czy…
Claire: Whoa! Zwolnij! Po kolei.



Włączyła na bransoletce jakiś film. Pokazywał różne stwory. Te, co już zdołaliśmy poznać oraz nieznane stworzenia kosmiczne. Jednak jeden się wyróżniał.



Pepper: O ludzie! I z tym mamy się zmierzyć? Nie da rady!
Claire: Pomogę wam. Nie bójcie się. Od tej potyczki będą zależeć też losy Xeno.
Pepper: Ale pocieszyłaś. No po prostu elegancko.



Śmiałam się, nie mając pojęcia, czym dokładnie był ten stwór.



**Tony**



O rany! Znowu to samo? Świetnie, ale przynajmniej byli wszyscy. Nawet Rhodey. Czułem się dziwnie, bo nie miałem implantu. Wyleczyli moje serce? Błąd. Wstawili inne ustrojstwo.


 Za to Claire nie narzekała na swoją sytuację. Miała nowy kryształ, co świecił tym samym światłem, co moje dziadostwo w klatce piersiowej. Powinienem się cieszyć, bo przeżyłem. Wszyscy nadal żyli, a nawet nabrali kolorów. Nie było mi słabo, dlatego wstałem o własnych siłach z łóżka. Gaduła rzuciła się na mnie, aż wylądowaliśmy na podłodze, budząc połowę żołnierzy.



Pepper: Tony! Tak się cieszę, że żyjesz! Więcej mnie tak nie strasz, bo zabiję! Hahaha! Mówię serio.
Tony: Ja za tobą nie tęskniłem.
Pepper: No wiesz ty, co? Będę mieć focha do końca życia.
Tony: Pepper?
Pepper: Tak, Tony?
Tony: Złaź ze mnie.



Przez chwilę patrzyła się w moje ślepia, jakby coś w nie wpadło. Oprzytomniała, jak zarobiła w twarz z ręki przyjaciela. Ojoj! Rhodey, nie kuś losu.



Pepper: Rhodey!
Tony: No i masz.



Zaczęli się gonić po bazie. Demolowali wszystko, co było możliwe, aż wkurwili sporą ilość załogi. Teraz mi brakowało kamery, żeby nagrać tę scenkę.



Claire: Długo będą się tak bawić, jak dzieci?
Tony: Hahaha! Zależy, ale powinni szybko przestać. Droczą się ze sobą od zawsze.
Claire: Gdy ty sobie tak odpoczywałeś, pokazałam im, z czym będziecie musieli się zmierzyć.
Tony: Kolejne potwory? Co tym razem?
Claire: Nie powiedziałam zbyt wiele, więc wyjaśnię, jak się opamiętają.
Tony: Ej! Drużyno, koniec tych zabaw! Mamy misję!



Zawołałem przyjaciół, a oni przestali bawić się w kotka i myszkę. Szybko spoważnieli. Ledwo wstałem, a ruda ponownie na mnie wpadła. Co oni jej dali?



Tony: Pepper, znowu?
Pepper: Wybacz. Nie wiem, co było w tej kroplówce. Chyba jakieś dopalacze.
Claire: Zwyczajne witaminy oraz składniki, które potrzebuje ludzki organizm. Białka, cukry i inne takie.
Pepper: Aha?
Rhodey: Kiedy zadziała portal?
Claire: Skalibruję na wasz wymiar, ale najpierw coś otrzymacie. To, co pozwoli wygrać tę bitwę.
Tony: Jakaś broń?
Claire: Nie. Coś innego. Chodźcie za mną.



Doprowadziłem się do porządku, wracając do poprawnej postawy ciała. Żeby Pep znów nie zrobiła tego samego, chroniłem się Rhodey’m. Tak. Był moją tarczą. Ktoś musiał nią być.
Po kilku minutach, odnaleźliśmy się w miejscu, które pasowało do naszej zbrojowni. W komorach leżały skafandry kosmiczne z neonowymi światłami. Byłem w szoku. Wyglądały podobnie do naszych dawnych zbroi. Wygląd był inny, ale reszta się zgadzała.



Claire: Oto wasze stroje bojowe. Mają te same uzbrojenie, co ziemska technologia, ale z małą zmianą. Do nich macie możliwość dryfowania w przestrzeni kosmicznej, komunikator do każdej częstotliwości, wzmocnioną latarkę, zasilanie, a do tego tryb niewidzialności oraz repulsory o wzmocnionym promieniu lasera.
Tony: Wow! Jak to możliwe, że wygląda identycznie do tej, którą stworzyłem?
Claire: Pomogłeś mi w tym.
Tony: Czyli ja… Ja tu gdzieś jestem?
Claire: Tak, ale nie możesz zobaczyć swego wcielenia. Musicie już wyruszać. Już ustalam koordynaty, a wy do skafandrów wskakiwać. Ziemia sama się nie obroni.



Uśmiechnęła się, a my nadal byliśmy pełni podziwu rozwoju technologii z innego wymiaru.







**Rhodey**



Claire długo nie zajmowało ustawienie odpowiednich współrzędnych. W skafandrach weszliśmy na okrągłą platformę, zaś przed nią miała się otworzyć szczelina. Również uzbroiła się w swój kostium, choć był inny.





Claire: Calistia jest kreacją stworzenia, mająca jeden cel. Gładzić cywilizacje. Jeśli ją spotkamy, trzeba walić mocno i zdecydowanie. Nie na oślep… Jesteście gotowi do powrotu?
Tony, Rhodey, Pepper: JESTEŚMY!
Claire: No to odpalamy.



Uruchomiła generator, otwierając przejście. Przeszliśmy przez nie, trzymając się za ręce, żeby nikt nie zgubił się w otchłani. Byliśmy drużyną i nie mogliśmy się rozstać. Przed oczami była widoczna czerń. Zamknąłem oczy, pozwalając ponieść ciało w nieznane.



Ziemia-904913, Nowy Jork






**Claire**



Wszystko poszło zgodnie z planem. Promień wyrzucił nas gdzieś w centrum, choć po wyglądach ruin mogliśmy trafić w zupełnie inne miejsce. Nie potrzebowali treningu do walki z pogromczynią, dlatego od razu zaczęliśmy szukać przeciwnika. O dziwo złapaliśmy sygnał blisko portalu. Niebo spowiło mrok, a z szczelin wypełzały kreatury. Szły za swą panią w naszym kierunku. Nie miała słabych punktów, więc jedyny sposób na jej pokonanie było wrzucenie w portal, ale zanim do tego dojdzie, trzeba uporać się z strażą.



Claire: Kiedy zobaczycie w jej oku błysk, zmiatać, jak najdalej się da. Może was zabić jednym gestem.
Tony: Coś jeszcze musimy wiedzieć?
Claire: Eee… Nie dajcie się. Bądźcie w jednym kawałku.
Pepper: Tony chciał powiedzieć, czy jest szansa, żeby ją zniszczyć.
Claire: Tylko wrzucić do przejścia i nic więcej. Nic trudnego, prawda?
Pepper: Nie.
Claire: Do dzieła, blaszaki.



Ruszyliśmy w stronę przeciwnika, osłaniając się nawzajem. Głównie zajęliśmy się pionkami. Wykorzystałam kryształ, zamrażając im nogi, a następnie jednym cięciem odcięłam je od ciała. Pepper zajęła się strzelaniem w głowy i nie miałam pojęcia, dlaczego akurat tam celowała. Rhodey zaś strzelał z rękawic w pozostają zgraję, zaś geniusz już jako pierwszy atak wykorzystał unibeam.



Claire: Nie szarżuj tak, młody. Powoli, dobra?
Rhodey: Uwaga! Zbliża się!
Claire: Uciekajcie daleko. Strzelajcie z dystansu.
Pepper: O cholera! Jaka wielka!
Claire: Do tyłu, Pepper! Już!
Pepper: Nie pokonamy jej!
Claire: Powiedziałam, żebyś się cofnęła.
Pepper: Przegramy! Już jesteśmy martwi!
Rhodey: Pepper, zamknij japę i odsuń się!



Tym razem posłuchała i wycofała się kilka kroków wstecz. Była większa od tej, jaką kiedyś spotkała dawna Kapitan Asir. Opowiadała o bezlitosnej bestii. Właśnie o niej.


 Zaczęliśmy atakować z daleka, wykorzystując każdą możliwą broń z arsenału. Lasery, pistolety, kryształy oraz potężne działa. Wszystko na nic. Nie zamierzała zatrzymać się.



Rhodey: Brak amunicji!
Pepper: Kurwa! U mnie to samo! Tony, co u ciebie?!
Tony: Zero… Claire?
Rhodey: Claire?
Pepper: Ja pierdolę! No odezwij się!
Claire: Odwrót.
Pepper: Co?
Claire: Wycofać się. Zaraz strzeli! Już! Uciekajcie!
Tony: Zatrzymam ją.
Claire: Stark, nie bądź idiotą! Ratuj się!
Rhodey: Skończcie się drzeć i spieprzamy!
Claire: Za późno.

Calistia wykorzystała potężny ładunek, otwierając paszczę, aż wszystko w jej zasięgu zaczęło się dematerializować. Tony nadal chciał coś zrobić, ale pochłonęło go. Potem Pepper, a następnie Rhodey’go. Ja wydałam ostatni krzyk, zmieniając się w pył.



**Narrator**


Ziemia 904013 została zniszczona. Cała planeta uległa destrukcji, a reszta wymiarów nadal istniała. Jednak bohaterowie zginęli. Nie zdołali ochronić swojego wymiaru przed totalną anihilacją. Wróg ich przerósł swoją siłą. To koniec.

--**--

I tu miał się skończyć blog, ale jeszcze mam jedną historię plus projekt z odcinkami. Blog będzie trwał tak długo, aż będę miała wenę na IMAA. Kocham ten serial mimo bycia starą na animacje :) Ostatnie opo, które do tej pory powstało będzie o siostrze Iron Mana. Można powiedzieć, że moje wcielenie pojawia się tam jako Anne Stark. Opowiadanie pojawi się w poniedziałek, a tymczasem do zobaczenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X