**Tony**
Czyli to Claire miała na myśli, mówiąc o wojnie. Prawdziwe pobojowisko. Poza piaskiem mogliśmy dostrzec elementy zepsutego uzbrojenia. Hełmy, napierśniki i inne elementy od osób, które walczyły na polu bitwy. Pepper chyba nadal miała przed oczami oderwaną rękę Gene’a, bo nie odzywała się ani jednym słowem. Martwiłem się.
Tony: Pepper, dobrze się czujesz?
Pepper: A jak myślisz?! Zadajesz głupie pytanie tak, jak zawsze! Ech! Nie dość, że nasza pani oficer robi dziwne rzeczy, to jeszcze utknęliśmy w jej wymiarze!
Tony: Uspokój się. Wydostaniemy się stamtąd. Obiecuję.
Pepper: Na pewno?
Tony: Coś wymyślę… Claire, gdzie my dokładnie jesteśmy?
Claire: Tu walczyłam przed pojawieniem się portalu. Broniłam ostatniej twierdzy, która nadal stoi w jednym kawałku. Muszę poszukać Kapitan Asir i reszty ekipy. Chodźcie za mną i pod żadnym pozorem nie atakujcie… Gene, ciebie też to dotyczy, jasne?
Gene: Nie mam wyboru, ale niepotrzebnie mnie sprowokowałaś!
Claire: Tak? Niby czym?
Gene: Nikt normalny nie odjebie ci ręki bez powodu!
Pepper: Błagam was. Nie mówcie… o tym.
Tony: Pepper!
Schyliła się, odsłaniając hełm. Zwymiotowała na piasek. Biedna. Dłużej nie mogła wytrzymać. Pomogłem wstać rudej. Przez pozbycie się pożywienia straciła sporo energii na dalszy ruch. Potrzebowała pomocy.
Tony: Już dobrze?
Pepper: Chyba… Chyba tak.
Claire: Musimy ruszać. W swoich zbrojach nie zdołacie przeżyć ataku obcych.
Rhodey: Czekaj, bo nie rozumiem. Jacy obcy?
Claire: Wyglądają, jak zwyczajni ludzie, ale pod hełmem mają przerażającą twarz. Zabijają bezlitośnie. Nie będę mówić, co robią z pokonanymi, ponieważ nie wszyscy to zniosą.
Tony: Możemy się domyślić, co masz na myśli.
Claire: No to w drogę.
Całą piątką zaczęliśmy przemierzać przez pustynię. W oddali było widać niezdobytą twierdzę. Tam mieliśmy się udać. Dotarliśmy na miejsce bez problemu. Nikt nas nie zaatakował. Chwilowa cisza przed burzą.
Claire: Nikogo nie ma? Dziwne… Mówi oficer drugiego stopnia Galactica Corps. Czy ktoś mnie słyszy?
Skontaktowała się przez bransoletkę, lecz usłyszała tylko ciszę. Nikt nie odpowiadał.
Tony: Może są w innym miejscu?
Claire: Nie wiem… Halo! Kapitan Asir? Słyszysz mnie?
Gene: Nic tu po nas. Jak można stąd uciec?
Claire: Od twierdzy najbliższa baza znajduje się pięć kilometrów dalej. Nie potrafię oszacować, ile nam zajmie dotarcie. Jednak tylko w ten sposób będziemy bezpieczni, a wy wrócicie na swoją planetę. To znaczy tak teoretycznie na niej jesteście, chociaż w innym wymiarze.
Tony: Przeskanuję teren.
Gene: Stark, moje pierścienie tu nie działają. Myślisz, że twoja puszka…
Tony: Chyba coś mam. Bardzo słabe oznaki życia.
Claire: Gdzie?
Tony: Analiza pokazuje jakieś ruiny.
Claire: No jasne! Ukryli się!
Pepper: O nie!
Tony: Pepper, co jest? Znowu będziesz haftować?
Pepper: Nie jesteśmy tutaj sami.
Coś poruszyło się pod nami. Natychmiast odskoczyliśmy na bok, unikając ciosu. Domyśliłem się, że to są ci kosmici. Mieli hełmy, więc zakrywali twarze, a do tego mówili niezrozumiałe słowa. Żaden tłumacz nie zdołał rozgryźć komunikatu wroga.
Claire: Uciekajcie! Zajmę się nimi!
Rhodey: To samobójstwo! Walczymy z tobą!
Claire: Nie dacie rady! Idźcie!
Tony: Zostaję z tobą… Rhodey, zajmij się Pepper i idźcie z Gene’m do ruin. My dołączymy później.
Rhodey: Uważajcie na siebie.
Poprosił i pobiegli przed siebie. Razem z oficer próbowałem pozbyć się stworów. Strzelałem z repulsorów, które nie działały na nie. Zmieniłem nawet częstotliwość na posiadaną przez cel. Wykorzystałem też atak soniczny. Również zero.
Nagle dostrzegłem, jak kryształ Claire migocze. Zupełnie, jakby odczuwał jej bicie serca. Uderzenia z pistoletów przyniosły porażkę, a do tego męczyliśmy się coraz szybciej.
Tony: Jakiś pomysł?
Claire: Jeden.
Skierowała dłoń w stronę przeciwnika, unosząc go nad pustynią. Drugą dołączyła, aż zaczęła zgniatać uzbrojenie najeźdźcy. Pokonała jednego. Wystrzeliłem rakiety, spowalniając kolejnego obcego. Niezbyt podziałało, gdyż szybko zbliżył się do mojego karku, ściskając dłońmi. Próbował udusić z całej siły. Nie mogłem oddychać.
Claire: Trzymaj się, Tony.
Tony: Claire…
Przed oczami pociemniał się obraz. Tak mam skończyć? Bezradnie czekać na śmierć? Nie ma mowy. Przekierowałem moc do unibeamu, odrzucając kosmitę daleko. Powoli wstawałem, łapiąc oddech. Niestety, lecz nie było jeszcze końca walki. Pozostał jeden. Na szczęście cios ze sztyletu poskutkował, zabijając drania. Podszedłem do niej.
Claire: Udało się. Ach! To była… ciężka... walka.
Tony: Trafili cię?
Claire: Znowu w kryształ… Jak tak… dalej pójdzie… umrę.
Tony: Nie bardzo rozumiem.
Claire: To moje… serce.
Tony: Claire!
Chwyciłem ją, nim upadła. Przeskanowałem dziewczynę, czy nie dostała poważnych urazów. Jedynie klejnot miał 34% uszkodzeń.
**Pepper**
Znaleźliśmy najbliższe ruiny, co mogły pasować do możliwej kryjówki żołnierzy. Nie wchodziliśmy tam. Czekaliśmy, aż Claire z Tony’m wrócą. Bałam się o nich. Oboje mieli taką samą słabość. W głowie pojawiło się mnóstwo pytań, lecz ściszyłam myśli, widząc towarzyszy za sobą. Nie potrafiłam się powstrzymać.
Pepper: Co się stało? Byli bardzo silni? Pokonaliście kosmitów? Znaleźliście kogoś?
Tony: Pepper, za dużo pytań. Wygraliśmy walkę, ale Claire mocno oberwała. Wiedzieliście, że kryształ zapewnia jej życie.
Claire: Mówiłam im… kiedy ty… spałeś.
Rhodey: Trzeba zregenerować siły.
Claire: Najpierw sprawdzę… czy ktoś… jest… tutaj.
Tony: Ostrożnie.
Wstała na równe nogi, lecz na zdrową nie wyglądała. Odkopała jakiś kamienny panel z korbą. Nie chcieliśmy stać i patrzeć. Pomogliśmy kręcić, aż pojawiło się przejście. Z niego wyskoczyli ludzie w kombinezonach, mierzących z jakiegoś działa.
Żołnierz: Kim oni są, Claire? Twoi przyjaciele?
Claire: Nie wszyscy, ale tak. Gdzie Kapitan?
Żołnierz: Dobrze cię widzieć żywą. Martwiliśmy się o ciebie. Wiemy, że zostałaś ranna.
Claire: Wyleczyłam się. Dzięki tej trójce.
Wskazała na nas, uśmiechając się lekko.
Claire: Ale kryształ…
Żołnierz: Potrzebujesz wymiany, a w tej bazie tego nie zrobimy. Musisz iść do centrali.
Claire: Daleka droga.
Żołnierz: No to wchodźcie, bo zaraz zajdzie zmrok i tych kreatur wypełznie więcej.
Byliśmy wdzięczni za danie dachu nad głową. Mogliśmy odsapnąć na kilka godzin. Zdjęliśmy swoje zbroje, bo w bazie był tlen. Tony był zafascynowany technologią. Neonowe kostiumy z ogromnym wyposażeniem. Zostaliśmy zaprowadzeni do głównego pokoju, gdzie ludzie odpoczywali, grając w wirtualną rozrywkę. Trójwymiarowe figurki walczyły przeciwko sobie na wyznaczonej arenie. Usiedliśmy na białych siedzeniach, oddychając w spokoju.
Claire: Nie odpowiedziałeś na pytanie. Gdzie jest Kapitan Asir?
Żołnierz: Dużo się wydarzyło od twojego zniknięcia.
Claire: To znaczy?
Żołnierz: Kapitan Asir nie żyje.
Claire: Co?!
Żołnierz: Eris dowodziła jednostkami w zastępstwie za ciebie.
Claire: Czyli, że ja…
Żołnierz: Jesteś nowym Kapitanem.
Pepper: Brawo, Claire. Zasłużyłaś sobie na to.
Claire: Nie wierzę. To nie może się dziać!
Żołnierz: Poradzisz sobie.
Claire: Jak zginęła?
Żołnierz: Broniąc twierdzy. Była jako ostatnia na linii frontalnej. Przebili się przez barierę i kazała wycofać się reszcie jednostek.
Claire: Ale twierdza stoi.
Żołnierz: To iluzja. Przegraliśmy.
Współczułam jej. Na pewno traktowała tą Kapitan na bardzo bliską osobę. Jeśli przegrali, to znaczy, że kosmici najadą na nasz wymiar? Oj! Się pokiełbasiło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi