Myliłam się. Gdyby jego serce zaprzestałoby pracy, już byłby
martwy, a tak nie było. On nadal żył, choć było widać, że puls słabł. Niby
umierał, ale i tak nie zrobi tego. Nie on. Nie da rady tak odejść.
Po jakimś kwadransie, uchyliły się drzwi. Wyszedł lekarz.
Mówił coś, czego nie zrozumiałam, choć do mnie dotarła jedna wiadomość. Wkrótce
Tony się obudzi. Na taką wieść czekali wszyscy. Smutek zastąpiła radość, a ja
jedynie nie czułam nic. Zwyczajna obojętność na czyjś los.
Pepper: Wiedziałam… Wiedziałam, że tak będzie.
Anne: Też tak myślałam. Teraz tylko czekać, aż się gamoń
zechce obudzić, bo mam dość przebywania całego dnia w szpitalu.
Pepper: Ja też.
Anne: O! Przynajmniej w tym się zgadzamy.
Rhodey: I tak trzeba uważać na Ducha.
Pepper: Ducha?
Rhodey: Wydawało mi się, że o tym też mówiłem.
Pepper: Widocznie już wtedy musiałam odpłynąć.
Anne: Każdemu się zdarza.
Lekko parsknęłam śmiechem, na co i oni zareagowali w ten sam
sposób. Humor nam dopisywał. Co może się niby stać?
Pepper: To, o co chodzi z tym Duchem?
Rhodey: Whitney ostrzegła przed nim, bo chce zabić Tony’ego.
Pepper: Ktoś musiał go wynająć. A.I.M, Pegaz, Stane,
Hammer, a może…
Rhodey: To Stane.
Anne: Kim jest Stane?
Rhodey: Myślałem, że wiesz. Pracuje z twoim ojcem w tej
samej firmie.
Anne: A! No jakiś łysielec.
Pepper: To on. Nie da się pomylić tego typka z kimś innym.
Takie łysej pały się nie zapomina. Hahaha!
Znowu się zaśmiałam, ale bardziej.
Rhodey: No dobra. Koniec tych żartów.
Anne: Nikt sobie z niczego nie żartował, Rhodey.
Rhodey: Ale obie wiecie, o co chodzi. Jesteśmy w szpitalu.
Trzeba się odpowiednio… zachowywać.
Pepper: Rhodey, co jest? Wyglądasz, jakbyś zobaczył…
Rhodey: Ducha? Tak. On… On tu jest.
Pepper: Cholera!
Przez chwilę nie miałam pojęcia, skąd taki wniosek, lecz
dotarło do mnie dopiero wtedy, kiedy światła zaczęły migotać. Myślałam, że to
jakaś awaria. Mama też się zdziwiła, a cały personel zamarł w bezruchu na
korytarzu. Z różnych stron słyszeliśmy ten sam głos. Odbijał się, jakby echem.
Duch: Nic nikomu się nie stanie. Daję słowo... Przyszedłem załatwić z kimś
sprawę. Gdy to zrobię, będzie po krzyku... Żadnego wzywania policji. To pójdzie
szybko i bezboleśnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi