Whitney umarła mimo walki lekarzy o jej życie. Duch już się
nie pojawił, a Tony mógł wrócić do domu. Powinnam zakończyć na tym swój
pamiętnik, ale było coś jeszcze, co powinnam opisać. Otóż Pepper odważyła się
powiedzieć temu pacanowi, że go kocha. Jak zareagował? Zdziwił się, ale na
szczęście czuł to samo do rudej. To był spokojny dzień. Ostatni dzień.
Siedzieliśmy we czwórkę w ogrodzie, aż do naszych uszu dotarł odgłos strzał.
Natychmiast padliśmy na ziemię. Jednak rodzice nie wiedzieli nic o tym i nieświadomie
przyszli do nas. Od razu dostali kulkę w łeb. Nie potrafiłam krzyczeć.
Zamurowało mnie, ale czułam strach. Dlaczego wszystko, kiedy szło po naszej
myśli, coś musiało nam przeszkodzić? Tony chronił dziewczynę całym swoim ciałem
i nie chciał, żeby stała się jej krzywda.
Nagle strzały ucichły. Rhodey lekko wychylił się,
sprawdzając, czy faktycznie zaprzestano ataku.
Rhodey: Czysto. Możemy…
Tony, Pepper: RHODEY!
I ponownie zaczęła się strzelanina. Zostaliśmy we trójkę, a
jego już nie dało się uratować.
Pepper: Zginiemy. My zginiemy!
Tony: Pepper, opanuj się. Wyjdziemy z tego cało.
Pepper: Obiecujesz?
Tony: Obiecuję.
Anne: Lepiej go nie słuchaj, bo sam nie wie, co mówi, a my
nawet nie mamy dobrego schronienia, żeby to przeżyć, choć sam strzelec nie wie,
ilu nas zostało, ale na pewno zaatakuje ponownie.
Pepper: No racja, ale ja chcę przeżyć. Damy radę.
Poświęcenie Rhodey’go nie pójdzie na marne.
Tony: I rodziców.
Anne: Byli głupi, że tu przyszli. Mogli tego nie robić, a
nie zginęliby.
Znowu nastała cisza. Nikt się nie wychylał. Jednak on był
wariatem. Po co mu mówić, by tego nie robił, skoro za chwilę sam to zrobi.
Anne: Zostajesz!
Tony: Pójdę po zbroję.
Pepper: Nie ma mowy!
Tony: Rany! Nie rozumiecie, że potrzebujemy się bronić?
Anne: Prędzej zginiesz, durniu! Masz tu zostać, jasne?!
Tony: Czy ty się o mnie martwisz?
Anne: Wydaje ci się.
Tony: Wrócę.
Pepper: Obiecujesz?
Anne: Zamknij się! Nie pytaj o to! Nie wróci żywy, bo jest
głupi!
Pepper: Obrażasz mojego chłopaka, przyszłego męża i…
Anne: Guzik mnie to obchodzi! Nikt stąd nie wychodzi,
jasne?!
Powiedziałam stanowczym głosem, ale ten kretyn wybiegł. Ruda
już chciała za nim płakać. Nie lepiej ryczeć na pogrzebie?
Anne: Debil, idiota, patelnia i jeszcze raz debil.
Pepper: Patelnia?
Anne: Tak. Jest tak płaska, jak jego mózg.
Ponownie była strzelanina, a Tony nie zdołał nawet opuścić
ogrodu. Krzyknął i upadł. Chyba też zarobił w łeb.
Anne: Ostrzegałam.
Pepper: Zostałyśmy same. Co teraz?
Anne: Zostajemy.
Pepper: Ale…
Anne: Nic nie możemy zrobić.
Pepper: Świetnie. Cały życie mamy spędzić tutaj?
Anne: No bez przesady. W końcu sobie pójdzie i zostawi nas.
Pepper: Nie! Ja tak nie mogę! Nie chcę być sama! Chcę być z
Tony’m!
Anne: Pepper!
No i kolejna osoba padła. Zostałam tylko ja. Jako jedyna
byłam w ukryciu. Nie wiedziałam, jak długo musiałam czekać.
Kiedy minęło pół dnia, rzuciłam kamień, skąd zwykle snajper
celował. Było cicho. Postanowiłam wyjść. Szłam powoli. Powoli, powoli…
Ukrywałam strach, dlatego szłam bardzo wolnym tempem. Minęłam zwłoki i poszłam
do łazienki. Zdjęłam ubrania i zaczęłam brać prysznic. Nie spodziewałam się, że
zacznę płakać. Nie wytrzymałam. Pękłam.
Anne: To juz koniec.
Duch: Zgadza się.
Przestraszyłam się, słysząc wrogi głos. Trafił mnie w klatkę
piersiową trzykrotnie, a następnie odchodząc, sam sobie strzelił w głowę.
Umierałam. Krew mieszała się z wodą. Traciłam siły. Upadłam, uderzając o
krawędź wanny i odpłynęłam. Przegrałam ze śmiercią.
---***---
I kolejne opowiadanie kończy się w podobny sposób, gdzie wszyscy giną. Nie było pomysłu na dalsze notki, a tak pojawiło się nowe opo. To straszne, bo taka mania do tego serialu, że piszę dalej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi