Rozmawiałyśmy w najlepsze. Wymieniłyśmy się wieloma myślami
na raz, a poza nami nikt nie rozumiał tego bełkotu. Niestety, lecz cały czar
prysł, kiedy pojawił się Tony. Otworzył drzwi i od razu szedł do swojego
pokoju. Ledwo stał, więc chyba ktoś potraktował go, jak worek treningowy.
Howard: Tony, zaczekaj! Nie zostaniesz z nami?
Głupek odwrócił się, a ja zaczęłam się śmiać. Nigdy nie
potrafiłam być poważna albo po prostu nie odczuwałam nic. Byłam nieczuła. No
mam problemy z wyrażaniem emocji.
Howard: Co ci się stało? Boże! Jak ty wyglądasz?!
Tony: Nic mi nie jest.
Howard: Na pewno?
Tony: Tak… Jestem zmęczony, a jeszcze muszę się pouczyć.
Howard: W porządku, ale odpowiedz na jedno pytanie. Kto cię
pobił?
Tony: Ech! Trochę poszarpałem się z Rhodey’m.
Pepper: Nie wierzę. On nie mógł ci tego zrobić. Coś tu
śmierdzi i to nie chodzi o twoje skarpetki.
Tony: Pep, nic się nie stało. Naprawdę.
Kłamał. Wszyscy to wiedzieli. Poszedł do siebie, a ja z rudą
nadal nawijałam, jak na szpule.
Pepper: On kłamie. Na sto procent Rhodey go nie tknął. Nie
posunąłby się do czegoś takiego, chociaż gdyby zabrał mu książkę od historii,
to mógłby troszeczkę “pobawić się” Tony’m, ale raczej to jest bardzo mało
prawdopodobne.
Anne: Wierzę ci. Nie umie kłamać. Nieudolny kłamca.
Mama: Może pójdę zobaczyć, czy na pewno wszystko z nim w
porządku.
Pepper: Ja pójdę!
Natychmiast zerwała się do biegu, aż mi się przykro zrobiło.
Wolała pobyć z tym gamoniem niż ze mną. No trudno. Musiałam to jakoś przeboleć.
Siedzieliśmy w milczeniu. Nikt się nie odzywał. Po prostu martwa cisza.
Nagle usłyszałam krzyk. Pewnie Pepper jest jego dziewczyną,
chociaż… To był odgłos faceta, a nie kobiety. Okej. Dziwne. Od razu poszłam
sprawdzić, co się tam działo. Dziewczyna klęczała nad nim, usiłując zatamować
silne krwawienie z brzucha.
Anne: MAMO, TONY UDAJE TRUPA!
Pepper: I to cię bawi? On tu się zaraz wykrwawi! Trzeba
zabrać go do szpitala!
Anne: Eee… Okej.
Chyba mnie usłyszeli, bo do pokoju wparowali rodzice. Ojciec
był opanowany i wybrał odpowiedni numer alarmowy.
Howard: Karetka zaraz przyjedzie. Musisz wytrzymać, Tony.
Słyszysz mnie?
Tony: Tak.
Niby nie udawał, bo ta krew wydawała się prawdziwa, ale nie
potrafiłam odpowiednio zareagować. Obserwowałam jedynie, co się działo. Brat
długo nie wytrzymał i zemdlał, co bardzo przeraziło jego przyjaciółkę, naszą
mamę, a tata nadal miał poważną minę.
Gdy pojawiło się pogotowie, zdołali zatamować krwawienie i
znieśli go na noszach.
Pepper: Muszę zadzwonić do Rhodey’go. On musi coś wiedzieć!
Anne: Nie krzycz tak, bo mi uszy pękną. Och! Wyliże się. Nic
mu nie będzie.
Howard: Chodźcie do samochodu. Pojedziemy za nimi.
Wskazał na pojazd przed domem. Zgodziliśmy się, a ta dalej
dzwoniła do jednej i tej samej osoby. Krzyczała coraz głośniej, na co każdy
zwrócił uwagę. Nie mogła się uspokoić, chociaż moja mama próbowała uspokoić ją.
Bezskutecznie.
Po pojawieniu się na miejscu, podeszliśmy pod salę
operacyjną. Za bardzo dramatyzują. Już mają ochotę w nim grzebać? Fakt. Nie
było z nim dobrze. Powoli zaczynało do mnie docierać, że mógł umrzeć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi