Przed salą znowu stała mama, ale uśmiechała się. Miała do
tego dobre powody. Lekarz powiedział, że Tony obudził się i chce gadać ze mną.
Zdziwiłam się, bo nie wiedziałam, co miał mi do powiedzenia, a jako jedyna nie
bałam się o niego. Nie czułam żadnych emocji i on woli rozmawiać akurat z
siostrą, która go nie znosi. No nic. Zgodziłam się. Weszłam do środka. Nadal
wyglądał słabo, co było widać po wymuszonym uśmiechu na twarzy. Próbował ukryć
grymas bólu, lecz nie udawało mu się.
Anne: Cześć. Jak tam? Przestaniesz już straszyć mamę i
wszystkich innych?
Tony: Dziękuję.
Anne: Za co? Czekaj… Pogubiłam się. Przyszłam tu, bo
chciałeś pogadać, a zamiast tego, ty mi dziękujesz za coś.
Tony: Słyszałem, co zrobiłaś.
Anne: Nadal nie jesteś bezpieczny. Co z tego, że cię
przenieśli, jak on pewnie nie odpuści, bo gadanie o kasie raczej niewiele dało,
choć pewnie przez chwilę nad tym myślał.
Tony: Nie rozumiem, jak można tyle gadać.
Anne: Problem?
Tony: Mały na pewno.
Anne: Mam coś im przekazać?
Tony: Nie.
Anne: Więc, czego jeszcze chcesz?
Tony: Nie tak wyobrażałaś sobie wakacje, co?
Anne: Szczerze? Jest ciekawie i podoba mi się. Zero
monotonii, ciągła adrenalina i w ogóle tyle się dzieje.
Tony: Z Duchem nie ma żartów.
Anne: A wiesz, że znam twój sekret? Wiem, kim naprawdę
jesteś.
Tony: No twoim bratem, a kim miałbym być?
Anne: Iron Manem.
Zamilknął. Chyba próbował to jakoś strawić, bo poznałam jego
największą tajemnicę. Powiedziałam coś bardzo cicho, co szybko zapomniałam.
Pożegnałam się z nim i wyszłam. Mama weszła do sali, a my siedzieliśmy.
Pepper: O czym gadaliście?
Rhodey: Pepper, nie bądź taka ciekawska. Może mają jakieś
rodzinne sprawy.
Anne: Nie gadaliśmy za wiele, bo go męczyło moje gadulstwo,
ale jakoś żyje. Heh! Nawet się zdziwił, że wiem o blaszaku.
Rhodey: Powiedziałaś mu?!
Anne: Co w tym złego?
Rhodey: Nie powinien wiedzieć.
Anne: Wy macie też przed nim jakieś sekrety? Nieładnie. Tacy
z was przyjaciele, jak pies z kotem.
Pepper: Cóż… Kot z psem mogą być przyjaciółmi.
Anne: Ech! Wiesz, co mam na myśli.
Pepper: Tak.
Niespodziewanie przy nas pojawiła się jakaś zakrwawiona postać. Trzymała się za
ranę, jaką miała przy klatce piersiowej. Długo nie została w masce i
rozpoznaliśmy blondynę. Ta sama, co wtedy ostrzegła przed atakiem, umierała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi