Grudzień: Świąteczny prezent

<><>Grudzień<><>

Świąteczny prezent



**Maria**

Zdecydowaliśmy z Howardem nadać synowi imię Tony. Wciąż musiał leżeć w inkubatorze, ale na karmienie mogłam go zabrać i poczuć jego bicie serduszka. Może takie maleńkie oraz słabe, lecz żywe. Lekarz potwierdził chorobę genetyczną dziecka. Musi to mieć po moim ojcu, który trzy lata temu zmarł. Mąż wziął wolne w firmie, dając przyjacielowi mnóstwo obowiązków na głowie. Nigdy nie przepadałam za Stane’m. Jednak nie powiedziałam otwarcie, co o nim myślałam.
Gdy maluch znowu leżał w moich ramionach, do drzwi zapukała Roberta. No tak. Minął już miesiąc. Spadł śnieg, a do tego szykowały się Święta. Przytuliła mnie, uważając na chłopczyka.

Roberta: Witaj, Mario. Dawno się nie widziałyśmy. Jak się czujesz?
Maria: Ze mną wszystko gra. Inaczej jest z Tony’m
Roberta: Biedactwo. Co oni mu zrobili?
Maria: To coś na rodzaj sztucznego serca. Ma podtrzymywać go przy życiu
Roberta: Widać, że tylko Rhodey urodził się bez wad
Maria: A Patricii dziecko?
Roberta: Urodziła dziewczynkę i też leży w szpitalu. Ponoć może mieć coś z głową, bo długo nie chciała wyjść
Maria: Oj! To kiepsko
Roberta: Przyniosłam coś dla ciebie

Podała mi pudełko z owiniętym papierem. Powoli otwierałam, odkrywając zawartość. Z paczki wyjęłam kubek ozdobiony reniferem, a do tego niebieski kocyk dla maluszka.

Maria: Dziękuję, Roberto. Jesteś wielka
Roberta: Hehe! Niezupełnie
Maria: Oj! Jesteś, jesteś

Przytuliłam ją, roniąc jedną łezkę. Cieszyłam się, mając tak wspaniałą przyjaciółkę. Wiedziała, czego mi brakowało. Cały ten urok przerwało pojawienie się Howarda z doktorem. Ponownie zabrali Tony’ego do badań.

**Roberta**

Współczułam im. Obie miały ciężko przy chorych dzieciach. Tony z chorym sercem, zaś Pepper mogła mieć poważne szkody w mózgu. Pożegnałam się z Marią, by wpaść w odwiedziny do drugiej osoby. Leżała kilka sal dalej, ale trafiłam w dobre miejsce. Nie wyglądała na przytłoczoną, lecz promieniowała szczęściem. Śmiała się ze słów Virgila. On potrafi każdego rozbawić do łez. Uprzedziłam, że wchodzę, pukając do okienka.

Patricia: Wchodź, wchodź… Kochanie, mógłbyś skoczyć po kawę z automatu?
Virgil: Naprawdę chcesz pić, czy szukasz pretekstu do wykurzenia mnie stąd?
Patricia: I jedno i drugie
Virgil: Ach! Te kobiety
Patricia: Hahaha!
Virgil: No to zostawiam was same
Patricia: Idź już
Virgil: Ty w ogóle mnie kochasz?
Patricia: Nie zadawaj głupich pytań i szoruj po kawę
Virgil: Dobra, dobra

Dłużej nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. Od razu, jak poszedł, dałam upust swoim emocjom. Szybko ogarnęłam się do porządku, witając z Patricią przez przytulenie. Miałam zamiar pytać o wiele, lecz w porę się powstrzymałam, żeby sama coś zaczęła mówić. Jak już zacznie, nie ma końca. Nie ma stop.

Patricia: Pepper jest zdrowa. Tak straszyli uszkodzeniem mózgu, a tu się okazuje, że będzie jedynie bardzo nadpobudliwa, co sprawi trochę kłopotów przy wychowaniu, ale z Virgilem damy radę
Roberta: Hahaha! Dużo mówisz. Ciekawe, czy weźmie po tobie tę cechę
Patricia: Mam nadzieję, że nie, bo on chyba oszaleje, mając dwie gaduły
Roberta: Och! Wiadomo… Czyli wrócisz z nią do domu?
Patricia: Jeszcze tydzień i będę wolna
Roberta: To się cieszę

**Patricia**

Roberta coś ukrywała. Widziałam po jej wyrazie twarzy. Starała się zataić jakiś fakt przede mną. Przy mnie nie ma tajemnic. Szybko rozgryzłam, skąd te zdenerwowanie i ten smutek. Wystarczyło zadać jedno pytanie, a wszelkie wątpliwości zostały rozwiane.

Patricia: Nie mówisz mi wszystkiego, Roberto. Mów, co się dzieje?
Roberta: Aż tak widać?
Patricia: Zapomniałaś, że nic nie ukryjesz przed Patricią Potts
Roberta: A! Pamiętam
Patricia: Więc słucham
Roberta: Maria ma chorego synka na serce
Patricia: Poważnie? A może pomylili się?
Roberta: Raczej nie… Widziałam jakiś mechanizm w jego klatce piersiowej
Patricia: Oj! Powinnam ją odwiedzić i sprawdzić, jak się miewa, ale Pepper trudno spuścić nawet na sekundę z oka. Naprawdę jest nieznośna. Wczoraj połknęła kolczyki i musiałam wezwać lekarza, by mi pomógł. Jakoś się udało je wyjąć, a ona tylko głupio się uśmiechała
Roberta: Przynajmniej Rhodey nie sprawia kłopotów
Patricia: Ty się tak nie ciesz, bo zrobi ci bigos

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X