Rozdział 1: Strzał w dziesiątkę


**Tony**



Widocznie nie tylko ja zdębiałem na widok tych liczb. To musiała być jakaś pomyłka. Dziesięć sygnatur energetycznych wroga? Coś tu nie gra. Sprawdziłem dodatkowe namiary oraz dane. Wszystkie pochodzenia Makluańskiego. Oj! Gene, przez ciebie cały świat ma przerąbane. Natychmiast włożyłem swoją zbroję, co też zrobiła reszta mojej drużyny. Oni nigdy nie puszczą mnie samego na misję. Nigdy.



Rhodey: A co zrobimy z Claire?
Tony: Faktycznie. Powinien ktoś z nią zostać… Pepper, mogłabyś…
Pepper: Nie, nie, nie! Nie ma mowy! Tylko Rhodey bawi się w niańkę! Niech on zostanie.
Rhodey: Ja pilnuję Tony’ego, żeby nie narobił głupstw, a bez ciebie też damy radę.
Pepper: Ej! To bolało. O tutaj.



Wskazała na miejsce, gdzie było umieszczone jej serce. Posmutniała, odłożyła pancerz i zamilkła.



Pepper: No lećcie, bo wam jaszczurki uciekną.
Tony: Pep…



Objąłem ją i cmoknąłem w policzek, żeby nieco ochłonęła. Byla potrzebna w zespole, ale teraz liczyła się też opieka nad oficerem. Potrzebowała wrócić do swojego świata w jednym kawałku.



Pepper: No dobra. Zostanę, ale uważajcie na siebie. Tyle wrogów nie wróży nic dobrego.
Tony: Będziemy w kontakcie.



Zasalutowałem, uśmiechając się do mojego rudzielca. Wylecieliśmy przez właz, kierując się na Times Square. Tam wykryliśmy obecność obcych. Nie było żadnych robotów ani też kosmitów. Myślałem, że zwariowałem. Rhodey od razu przygotował cały swój arsenał na przeciwników.



Tony: Rhodey, czy ty to widzisz?
Rhodey: Rycerze z pierwszej świątyni. No to będzie zabawnie.
Tony: Wróćmy bez szwanku, dobra?
Rhodey: Mi nie musisz tego mówić.



Zaczęliśmy ostrzeliwać kamienne postacie. Wcześniej powstrzymałem ich, zdając test. Tutaj tego nie było. Musieliśmy walczyć, aż padną. Wykorzystaliśmy większość mocy. Ja jedynie uderzałem z repulsorów, ale oni wstawali na nowo. Odradzali się. Przeklęta magia. Nienawidzę jej.



**Claire**



Znowu zemdlałam? Świetnie. No po prostu świetnie. I ponownie leżę w tym samym miejscu. Na szczęście nie byłam sama. Dziewczyna siedziała na fotelu i obserwowała jakieś funkcje zbroi. Znałam ich technologię. W końcu, to moja powstała na podstawie pierwszych pierwowzorów. Powoli wstawałam, a ból przestał mi dokuczać. Nareszcie zregenerowałam swoje ciało po zadanych ranach. Jedynie kryształ doznał niewielkiego pęknięcia. Trzeba uważać. Wyszłam z pomieszczenia, podchodząc do niej.



Pepper: Wszystko gra?
Claire: Czuję się, jak nowo narodzona… Gdzie twoi przyjaciele?
Pepper: Walczą.
Claire: Pomogę im.
Pepper: A jesteś w stanie?
Claire: Nie takie rzeczy musiałam przeżyć.



Uśmiechnęłam się, zabrałam plecak oraz uzbroiłam się po pas.



Claire: Jak się stąd wychodzi na zewnątrz?
Pepper: Za sobą masz drzwi. Kod to 1139.
Claire: Dzięki. A tak w ogóle, jak masz na imię?
Pepper: Pepper.
Claire: Ładne imię, choć w moim świecie każdy przejął inną nazwę. Poza tym, twoja przyszłość jest w dobrych rękach.
Pepper: Poważnie? Opowiedz mi coś o tym.
Claire: Po walce. Obiecuję.



Wyszłam z bodajże jakiejś świątyni na światło dzienne. Dzięki kryształowi mogłam się teleportować, choć problem polegał na odległości. Rzuciłam na budynek, przenosząc się na sam dach wieżyczki. Skakałam tak całą drogę, aż dostrzegłam walczące zbroje. To na pewno byli oni. Dostawali niezłe baty. Ten w czerwonej ledwo dawał radę. Widziałam, że bardzo się zmęczył, ale szary potrafił porządnie im dowalić. Rycerze? Niedobrze. Wystrzeliłam pociski, które spowodowały eksplozję żywych posągów. Ostatni czaił się za plecami osłabionego blaszaka. Rzuciłam innym klejnotem, zamrażając stwora. Jednym ciosem rozpadł się na małe kawałki. Bitwa wygrana, lecz nie wojna.



Claire: Żyjecie?
Tony: Powinnaś odpoczywać. Źle… zrobiłaś. Ach!
Claire: Jesteś ranny?
Tony: Powiedzmy.
Rhodey: Zjawiłaś się w odpowiednim momencie. Dzięki.
Tony: Claire?
Claire: Wiem, wiem. Dla twojej wiadomości mnie tak łatwo nie da się zniszczyć.
Tony: Claire, musisz…
Claire: Już wracamy, tak? Nie bój się. Koniec walki.
Rhodey: Uwaga!



Krzyknął do nas, a ja ledwo zrobiłam unik. Było bardzo blisko. Szybko chwyciłam za sztylet, zatruwając rycerza, zaś jego części zaczęły się rozpadać.



Claire: No i po… sprawie.
Rhodey: Nie zranił cię?
Claire: Raczej nie.



Skłamałam, bo widziałam, że znowu pojawiło się kolejne pęknięcie.



Tony: Dobrze się… czujesz?
Claire: Wracajmy… Podrzuci mnie ktoś z was?
Rhodey: Ja mogę.



Chwycił mnie z ziemi, zaś drugi blaszak leciał za nami. Ledwo wstał o własnych siłach. Gdzieś kiedyś widziałam coś takiego. No właśnie. Znam pierwowzory z mojego uniwersum. Prawdziwi wojownicy.
Gdy dotarliśmy do bazy, zdjęli pancerze, zaś ruda była przerażona. Chłopak padł na podłogę. Natychmiast zabrała go na kanapę i pozbawiła koszulki, podłączając do czegoś na rodzaj ładowarki. Teraz już wiem, z kim mam do czynienia. Tony Stark, Rhodey Rhodes i Pepper Potts.



Claire: Bardzo oberwaliście?
Rhodey: On potrzebuje tylko naładować implant. A ty?
Claire: Nie mogę pozwolić, by ten kryształ został zniszczony.
Rhodey: A jeśli tak się stanie?
Claire: Wtedy będę martwa.
Pepper: Co ty mówisz?! Serio?!
Claire: Tak. Podczas jednej z akcji zostałam poważnie ranna. Serce nie pompowało krwi. Było martwe i jego miejsce zastąpił ten kryształ.
Pepper: Ale numer! To tak, jakby Tony był w twojej sytuacji. No poza tym, że ma nadal pikawę na miejscu.
Rhodey: Czyli musisz bardzo na siebie uważać… Jak długo jesteś z nim związana?
Claire: Dziesięć lat.



**Rhodey**



Komputer przeskanował klejnot, co miała umieszczony w klatce piersiowej. Musiała obchodzić się z tym, jak ze szkłem. Uszkodzenia wynosiły 10%. Nie martwiła się tym. Bardziej zadręczała się wojną w swoim wymiarze. Tony pomoże jej wrócić do domu, jak sam wydobrzeje. Ładowanie powinno wystarczyć, bo zużyliśmy sporo energii w walce. Siedzieliśmy obok geniusza, a Pepper nie potrafiła być cicho.



Pepper: No to teraz, jak obiecałaś. Mów o mojej przyszłości. Kim będę?
Claire: Nie mogę zbyt wiele powiedzieć, ale nie jesteś człowiekiem.
Pepper: Co takiego?! Czyli będę jaszczurką?! Nie! To nie może być prawda!
Claire: Nie będziesz rasy Makluańskiej. W moim świecie ludzi nie ma, a Ziemia jest inna. Nazywa się planetą Xeno.
Pepper: Ale kim jestem? No powiedz!
Claire: Dowiesz się w swoim czasie.
Pepper: Och! Nie znoszę czekać.
Rhodey: Czyli wiesz, co się stanie później?

Claire: Jak już wcześniej wspominałam, to co się dzieje u was, zmienia się w moim świecie.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X