Kwiecień: Po przyjacielsku

<><>Kwiecień<><>

Po przyjacielsku


**Maria**


Właśnie przygotowywałam obiad dla małego oraz męża, gdy usłyszałam huk drzwi. Tony od razu zaczął raczkować w stronę tatusia. Howard jedynie wziął chłopczyka na ręce i przyniósł mi go do kuchni. Nie odezwał się ani jednym słowem, zamykając drzwi od laboratorium. Postanowiłam zapytać męża, skąd taka złość. Wzięłam maluszka ze sobą. Otworzyłam wejście dodatkowym kluczem, aż moim oczom ukazała się niewyobrażalna sterta złomu, kawałków metalu i mnóstwo narzędzi porozsypywanych po całej pracowni.


Maria: Kochanie, co się dzieje? Znowu sprawy firmy?
Howard: Po części, ale…
Maria: Możesz mi powiedzieć o wszystkim


Cmoknęłam go w policzek, żeby się rozchmurzył. Położyłam dziecko na wolnej kanapie, gdzie zaczęło swoje zabawy rączkami. Chciałam zadać mu pierwsze pytanie, lecz powstrzymałam się, widząc wyświetloną wiadomość SMS.


Twój sekret zostanie ujawniony, jeśli nie dasz mi pół udziału w firmie


Maria: Howard…
Howard: Zdecydowaliśmy z Yinsenem dla dobra Tony’ego z tym implantem… Rozumiesz?
Maria: Wiem o tym i za nic cię nie winię. Wszystko będzie dobrze
Howard: Nie do końca, bo znowu musi być operowany
Maria: Czemu? Przecież nic złego się nie dzieje. On…
Howard: To konieczne. Za pół roku musi mieć wymieniony mechanizm, a Stane nie może o tym wiedzieć
Maria: Znowu pomyśli, że Tony jest twoim królikiem doświadczalnym?
Howard: Tak… Nie mów tego nikomu
Maria: Zgoda… Przygotowałam zupę. Chcesz zjeść?
Howard: Może później, dobrze?
Maria: Muszę wiedzieć teraz, bo chcę zabrać naszego synka na plac zabaw
Howard: Za duże ryzyko
Maria: Nie spędzi dzieciństwa pod kluczem!
Howard: Mario, nie o to chodzi
Maria: Chcę, żeby miał normalne życie


Wzięłam chłopca z kanapy i przygotowałam się do wyjścia. Zabrałam kocyk oraz spakowałam prowiant do plecaka. To powinno wystarczyć.


**Roberta**


Pogoda dopisywała na mały odpoczynek pod cieniem drzewa. Siedziałam na kocu z Rhodey’m, który bawił się figurkami. Uderzał w nie, naśladując odgłosy walki. Ja jedynie rozglądałam się za Patricią i Marią. Może też zabrały swoje pociechy na świeże powietrze. Dostrzegłam tylko żonę Howarda. Czyżby Pepper sprawiała tak wielkie problemy, że nie chciała ryzykować? Być może.
Gdy podeszła razem ze swoją pociechą, zajęła miejsce obok nas, zostawiając jedno wolne dla naszej rudej kumpeli.


Roberta: Hej! Jak tam?
Maria: W porządku, choć mój mąż się przejmuje
Roberta: Chodzi o Tony’ego?
Maria: Tak… Patricia będzie?
Roberta: Chyba nie
Maria: Pepper daje popalić
Roberta: Hahaha! Z pewnością tak jest, ale park wywietrzał od jej bomby


Obie zaśmiałyśmy się, ale jakoś nie miała zbytnio wielkiego nastroju. Pomimo tak pięknej pogody i zabawy dzieci. Gaworzyły między sobą. Rhodey nawet pożyczył mu swoją zabaweczkę, by razem mogli się bawić.


Roberta: Nie przejmuj się. Na pewno się uspokoi
Maria: To wiem, lecz sama się boję o małego. Wspominał coś o operacji
Roberta: Oj! Tak źle? Przecież wygląda na zdrowego. No nie patrząc na przebijające się światełko… Kochana, nie zawracaj sobie tym głowy, uśmiechnij się i pokaż dziecku, że jesteś szczęśliwa. Jest twoim skarbem, prawda?
Maria: Najcenniejszym


Wzruszyła się, roniąc małą łezkę. Przytuliłam ją, dając wsparcie. Na pewno zwalczą wszelkie trudności.


**Patricia**


Nie mogłam spotkać się z dziewczynami przez nadpobudliwą córkę. Od rana sprzątałam po niej rozbite naczynia, wycierałam podłogę i chroniłam porcelanę z dala od niej. Jednak ona rządziła, robiąc mi na złość. Virgil nic z tym nie robił. Dopiero po rozbiciu szklanki w salonie ruszył za nią. Zastawiliśmy pułapkę, łapiąc niegrzeczną rudą do kołyski. Usiłowałam zmusić małą do snu. Kołysałam łóżeczkiem, śpiewając jej ulubioną kołysankę.
Gdy zasnęła, przykryłam łobuziaka kocykiem i dałam pluszaka.


Virgil: Wreszcie spokojna
Patricia: Taa… Ale ruszyć dupę musiałeś dopiero później, Virgil
Virgil: Wybacz… Chciałem dokończyć pić
Patricia: Tak fajnie słońce świeci, a ja utknęłam z wami w domu
Virgil: Mogłaś iść. Zająłbym się Pepper
Patricia: Nie przekonałeś mnie
Virgil: Oj! Skarbie, obiecuję…
Patricia: Że nie spalicie domu, będzie w stanie nienaruszonym, a sąsiedzi nie będą dzwonić po straż?
Virgil: Tak
Patricia: Hmm… I tak zostaję. Mam takie wrażenie, że zaraz zacznie padać deszcz
Virgil: Ej! Wykręcasz się
Patricia: Nie tym razem  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X