(3) Liczy się wyłącznie prawda


(3) Liczy się wyłącznie prawda

**Rhodey**

Fakt, że to pierwszy dzień, ale już miałem dość. Fizyka? Największe zło na świecie. Wolałbym siedzieć na historii i słuchać, co było ciekawsze od poznawania wiedzy ścisłej. Tylko Tony mógłby znieść tę lekcję. No właśnie. Gdzie go wcięło? Widziałem, że był w szatni. On nie ominąłby zajęć z naszym wychowawcą. Postanowiłem wykręcić się wymówką. Poprosiłem o wyjście do łazienki. Zgodził się.
Gdy wyszedłem z sali, czułem się wolny. Chwilowo, bo długo nie mógłbym szwendać się po szkole. Zszedłem po schodach do toalety. Zdziwiłem się, że pod ścianą był Tony. Wyglądał kiepsko. Podbiegłem do niego.

Rhodey: Tony, co ty tu robisz? Dobrze się czujesz? Mamy teraz fizykę, pamiętasz?
Tony: Pamiętam… Muszę wracać… do domu
Rhodey: Co się stało?
Tony: Sprawy… rodzinne
Rhodey: No dobra, ale na pewno nic ci nie jest? Przypominasz trupa
Tony: Rhodey… co wiesz… o tamtym… porwaniu?
Rhodey: Nawet nie chcę o tym pamiętać, lecz tak naprawdę nie potrzebowali kasy. Mama twierdzi, że chcieli zemsty
Tony: Na moim ojcu! Ach! To ma… sens
Rhodey: Wszystko gra?
Tony: Tak… Idź już
Rhodey: Na fizykę? Chłopie, to nie moja bajka. Mogę pomóc
Tony: Nie mogę wstać
Rhodey: Chwyć mnie za rękę

Wiedziałem, że przyjaciel coś ukrywał. Nie miał na nic sił. Ledwo zdołał wyciągnąć rękę, lecz nie ścisnął na tyle mocno, by się udźwignąć. Podparł się mojego ramienia i jakoś wstał. Ostrożnie zszedłem z nim na dół. Nie wiedziałem, dlaczego trzymał się za klatkę piersiową i tak ciężko oddychał. Może lepiej byłoby zadzwonić po pogotowie. Tak na wszelki wypadek.
Po tym, jak znaleźliśmy się na ławce przed wejściem do budynku, dostrzegłem jakiś samochód. Z pojazdu wysiadła jakaś kobieta. Pamiętałem ją. Podbiegła do nas przerażona, jakby bardzo się zmartwiła.

Maria: Już jestem, Tony. Nadal bez zmian?
Tony: Nadal
Rhodey: Pani Stark, co się z nim dzieje?
Maria: Biegł za dziewczyną, a tego nie może robić
Tony: Wybacz… Taka… ze mnie… kaleka
Rhodey: Jesteś na coś chory?
Tony: Nigdy… nic… nie mówiłem… bo nie chciałem… cię martwić
Maria: Jesteście najlepszymi przyjaciółmi i naprawdę mu nie powiedziałeś?
Tony: Nie mogłem
Rhodey: Mogę jakoś jeszcze pomóc?
Tony: Dzięki… Rhodey… Jestem twoim… dłużnikiem
Rhodey: Drobiazg… Gdybyś potrzebował odpisać lekcje, przyniosę je tobie do domu
Tony: Dziękuję
Maria: Ja też jestem ci wdzięczna, a teraz leć na lekcje
Rhodey: Ma pani rację… To do zobaczenia, Tony

Pomogła mu wstać i zabrała syna do domu. Musiałem wrócić do szkoły, choć wolałbym być w innym miejscu. Pobiegłem schodami na samą górę, aż dostałem zadyszki. Wparowałem do klasy, przepraszając.

Prof. Klein: Co to za spóźnienie, panie Rhodes? Tak długo siedzieć z łazience?
Rhodey: Przepraszam, profesorze. Musiałem pomóc przyjacielowi. Źle się poczuł i pomogłem mu wstać. Jeśli pan mi nie wierzy…
Prof. Klein: Spokojnie. Teraz rozumiem. Siadaj

Poszedłem na swoje miejsce, udając skupienie w książce. Ciągle spoglądałem w okno, martwiąc się o przyjaciela.

**Tony**

Leżałem na łóżku w pokoju, myśląc nad słowami Pepper. Potrzebowałem porozmawiać o tym z mamą, bo może ona wiedziała, skąd takie przypuszczenia u niej. Unikała mnie, bo mój własny ojciec mógł stać za tym przestępstwem, gdzie straciła swoją rodzicielkę. Usiadłem, półleżąc i zacząłem przeszukiwać na laptopie danych z Stark International. Jeśli miał z porwaniem coś wspólnego, rzecz tkwiła w interesach firmy. Poza rozliczeniami różnych transakcji, natrafiłem na jedną nieprawidłowość. Brakowało informacji. Były niepełne.

Tony: Co ty ukrywasz, tato?
Maria: Ja wiem, co zrobił
Tony: Mamo, długo tu stoisz?
Maria: Cały czas, bo muszę się tobą zająć. Jak będziesz robił takie wybryki, skończysz w szpitalu na dość długo
Tony: Chciałem poznać...
Maria: Prawdę? Wiem, synku. Powiem ci wszystko, ale pod jednym warunkiem
Tony: Jakim?
Maria: Przestaniesz pracować dla firmy
Tony: Chwila… Ty wiesz?
Maria: Nic dziwnego, że mdlejesz i jesteś słaby, skoro przesiadujesz ciągle w laboratorium… Masz dbać o siebie, dobrze?
Tony: Więc powiedz… Czy to przez niego doszło do porwania przez tych ludzi w maskach?
Maria: Zgadza się
Tony: Jak to?
Maria: Okazało się, że miał dla nich wyprodukować broń
Tony: Co?! Kłamiesz!
Maria: Mówię to, co sama się dowiedziałam… Szantażowali go, że zrobią tobie krzywdę. Chcieli wyrwać implant i zarobić na tym
Tony: Nie wierzę
Maria: To spróbuj uwierzyć… Odpocznij, Tony. Zaraz zrobię coś do jedzenia

Wzięła komputer, kładąc na biurku, a następnie ucałowała mnie w czoło. Próbowałem poukładać myśli. Jedyny sposób na poznanie prawdy… No jasne. Musiałem się włamać do firmy. Przydałby się kamuflaż i coś, co mogłoby zawierać mnóstwo gadżetów szpiegowskich. Eureka! Wpadłem na pewien pomysł. Chwyciłem za kartkę, szkicując coś na rodzaj zbroi. Obronna przed kulami, niewidzialna, a do tego z pełnym arsenałem do dochodzenia w tej sprawie. Teraz jedynie pozostało pracować nad projektem po kryjomu. Znałem grafik taty. 6 godzin wystarczy w tygodniu na konstruowanie wynalazku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X