[1] Niby zwykły dzień


[]5 lat później[]




[1] Niby zwykły dzień


**Maria**


Długo nic nie pisałam w pamiętniku, dlatego przydałoby napisać, co wydarzyło się przez minione lata. Stane zrezygnował z szantażu i dlatego pozostał w firmie. Tony zniósł dzielnie wymianę implantu, wracając szybko do zdrowia. Lekarz nadal zalecał uważać, a problem tkwił w codziennych ładowaniach, co cztery godziny. Jedynie, kiedy śpi, implant nie potrzebuje naładowania. Dzieciaki chodziły wspólnie do przedszkola. Mieli duże pole do popisu.
Gdy zostawiliśmy maluchy pod opieką przedszkolanki, Roberta zaproponowała udać się do pobliskiej kawiarni na kawę. Zgodziłam się, a Patricia też była chętna. Oczywiście ona musiała nawijać całą historię na szpulach.


Maria: Kochana, zwolnij! Co ona zrobiła?
Patricia: Ech! No przegina i to za bardzo, a po tym, jak Virgil wrócił do pracy, to przy niej dostaję kręćka. I czego tu nie rozumiesz?
Maria: Przynajmniej Tony nie sprawiał problemów
Patricia: A właśnie… Jak on się czuje?
Maria: Bardzo szybko doszedł do siebie, ale męczy go to ciągłe ładowanie
Patricia: Człowiek- bateria. Hahaha!
Maria: To nie jest śmieszne. Gdybyś miała tak chorą córkę, nie bawiłoby cię to
Roberta: Mario, ona nie chciała źle… Czasem trzeba zażartować
Maria: Taa… Niby tak
Patricia: Hej! Zamawiamy kawę, czy nie?
Maria: Jestem za


Zgodziłyśmy się wspólnie i poszłam złożyć zamówienie. Posiedzimy z godzinkę i wrócimy po nasze pociechy.


**Roberta**


Powiedziałam przyjaciółce, że także i mój mąż wrócił do wykonywania swego zawodu. Był daleko od miasta, bo poleciał do Europy. Cieszyłam się z jednej sprawy. Pomógł mi w wychowaniu synka, jak należy. Wspomniałam o pisanych listach przez niego oraz samej tęsknocie za nim. Rhodey najbardziej odczuwał brak ojca.


Roberta: Co jakiś czas odpisze na list lub zadzwoni, ale bardzo rzadko
Patricia: A mój się melduje codziennie w sprawie misji, lecz ostatnio coś się stało
Roberta: Co takiego?
Patricia: Zaczął mieć przede mną tajemnice, a tak nie można!
Roberta: Nikt tego nie lubi. Nie jesteś jedyna
Patricia: Tylko, że boję się. Jest agentem FBI… Obiecał nas chronić i dotrzyma słowa. Problem w tym, że…
Roberta: Tracisz do niego zaufanie?
Patricia: Dokładnie, dlatego martwię się. Nie mówi mi o wszystkim, a pewnie zna jakąś ważną informację
Roberta: Patricio, będzie dobrze. Dzieci są pod opieką. Raczej nikt nie pomyślałby…
Patricia: Maria?


Popatrzyła w jej kierunku. Zauważyłam strzaskaną filiżankę z napojem. Od razu podbiegłam do przyjaciółki. Poczuła się słabo, bo zemdlała. Czy to stres?


Roberta: Mario, słyszysz mnie? Powiedz coś
Maria: Nasze… Nasze dzieci
Roberta: Co się stało?
Patricia: Porwali je
Roberta: A ty skąd masz takie myśli?
Patricia: Dostałam wiadomość od męża. A ty?
Maria: Z przedszkola
Roberta: Dasz radę wstać?
Maria: Tak


**Patricia**


Byłyśmy przerażone. Nie tego chciałyśmy. Sama wykrakałam zagrożenie. Mam za swoje. Na pewno się boją, bo tak nagle zostały porwane przez jakich porywaczy. Nie otrzymałyśmy jeszcze żądań, ale FBI już pracowało nad akcją ratunkową.


Maria: To przecież tylko dzieci
Patricia: Są dzielne. Pepper łatwo nie da się nastraszyć
Maria: Musimy tam jechać!
Roberta: Tylko bez paniki, dobra? Najpierw skontaktujmy się z agentami i dowiemy się, jaka jest sytuacja
Maria: Żeby tylko nic im nie zrobili
Patricia: Szczerze? Z moim mężem nie mają szans… Wybaczcie, że was w to wciągnęłam
Maria: Nie rozumiem
Roberta: Ja też niezbyt
Patricia: Praca Virgila naraża mnie i córkę na atak terrorystów różnego typu… Przepraszam
Maria: Ej! Nie masz za co przepraszać. Teraz siedzimy w tym razem

Roberta: Właśnie, więc głowa do góry. Chodźmy odbić nasze skarby  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X