Rozdział 36: Cisza

Dźwięk klaksonów zbudził Pepper. Słyszała podenerwowanie matki. Jej wiązanka wulgaryzmów nie miała końca. Lekko rozciągnęła się i usiadła.
-Coś mnie ominęło?
-Trochę na pewno, ale nie martw się. Zajmę się tobą i nie dopuszczę, żeby coś ci się stało.
Odwróciła się do niej i złożyła obietnicę, kładąc jedną rękę na sercu, a drugą trzymała ku górze.
-Znowu odpłynęłam?
Spytała, choć domyślała się odpowiedzi.
-Miałaś silny atak paniki. Musisz odpocząć. Jak wrócimy, to masz położyć się spać.
Dziewczynie nie podobał się ten pomysł.
-Muszę się uczyć, mamo. Mam jutro test.
Wyjaśniła.
-Zdrowie ma się jedno, kochana. Powinnaś je szanować.
-Mamo, proszę cię.
Teraz rozumiała, dlaczego Tony nie znosił matkowania.
-Masz mi coś do powiedzenia?
Zapytała, a ona czekała, aż więcej powie.
-Co cię tak zdenerwowało, że zemdlałaś? Jakieś niemiłe wspomnienia czy coś innego?
Spojrzała w lusterko, obserwując kierowców, którzy ominęli ją i zostawili wolną przestrzeń. Nastolatka nie chciała wracać do wspomnień.
Zanim zaczęła wymieniać listę, przypomniała sobie o przyjaciołach. Martwiła się o geniusza, bo mógł nabawić się kiepskiej kondycji fizycznej.
-Pepper, wszystko gra?
-Tak, tak. Trochę odpłynęłam. Mam opowiedzieć cały dzień?
W odpowiedzi kobieta kiwnęła głową. Nabrała powietrza do płuc, rozpoczynając swój słowotok. Opowiedziała o wspomnieniach, niepokojących dźwiękach, obawach przez bycie obserwowaną, a także o wiadomości i wspomnieniach z dnia, kiedy została postrzelona. Pominęła część z Iron Manem, ponieważ ten sekret nie mógł ujrzeć światła dziennego.
-No to widzę, że chyba wracają ci siły. Bardzo mnie to cieszy.
Gaduła zauważyła w lusterku jak uśmiechała się do niej.
-A jak się Tony trzyma?
Nadal troski o przyjaciela nie zamierzały odpłynąć.
-Dałam mu coś na uspokojenie, ale bez obaw. Nic mu nie jest.
Nieco była spokojniejsza, ale dla pewności wybrała numer do niego. Akurat siedział w zbrojowni, próbując zająć się budowaniem kolejnych ulepszeń do zbroi. Zauważył, że dzwoniła dziewczyna. Nie odebrał, a jedynie schował telefon do kieszeni. Było jej przykro, że nie chciał rozmawiać. Napisałam mu krótką wiadomość, aby nie niepokoił się.
„Hej. Tu Pepper. Jestem cała i zdrowa. Mam nadzieję, że nie sprawiłam ci kłopotu. Spróbuję opanować te ataki.
PS: Pouczysz mnie przed lekcją trochę matmy?”
Stark znowu zajrzał do komórki. Odczytał SMS-a. Niezbyt wiedział co odpisać. Obwiniał się za ostatni atak, dlatego też streszczał się w słowach.
„Pepper, przepraszam za dzisiaj. Chyba najlepiej będzie, jeśli ograniczymy nasze spotkania do minimum. Wybacz.”
Rudzielec nie pojmował przekazu Tony’ego. Nie odpisała mu. Po prostu załamała się. Pierwszą rzecz jaką zrobiła po powrocie do domu, to poszła do swojego pokoju. Zamknęła drzwi, padając na łóżko. Zalewała się łzami.
Podczas gdy ona rozpaczała, kilka ulepszeń zostało zrobionych. Przez przypomnienie o niskim poziomie implantu skończył majstrować. Ledwo doszedł do kanapy przez ból, aż opadł na nią. Podpiął się do ładowarki.
Nastał nowy dzień, który wiązał się ze szkołą. Bez witania się z rodzicami wzięła swoje rzeczy i wyszła. Nie poszła do klasy, lecz na dach. Próbowała przemyśleć parę spraw bez względu na to czy Duch nadal w nią mierzył. Usiadła, wpatrując się w budynki. Brat Rhodey’go również niechętnie wybrał się do Akademii Jutra. Wolał zająć się aktualizacjami, lecz poprzednią zdołał dokończyć minionej nocy. Osiągnął zamierzony cel, czyli zbroja, wyglądająca jak plecak. Na korytarzu nie widział dziewczyny, więc już wiedział, gdzie była. Dotrzymał słowa i nie poszedł do niej. Wszedł do klasy, zajmując miejsce na końcu sali.
Po dziesięciu minutach, nastolatka miała dość siedzenia na dachu. Zeszła na dół i wymknęła się z budynku. Szła wzdłuż ulicy. Nie zwracała uwagi czy było bezpiecznie.
Przyjaciele nie widzieli cały dzień swojej przyjaciółki. Wyszli ze szkoły od razu po lekcjach, kierując się do domu.
-Co ty taki nie w sosie dzisiaj?
-A też byś był, gdybyś kogoś naraził na niebezpieczeństwo!
Na te słowa zamilkli oboje. Szli w ciszy, zaś dziewczyna wyłączyła bransoletkę. Nawet telefon, więc nic już nie było w stanie rozproszyć myśli. Wrzuciła je do plecaka, idąc dalej. Lekarka martwiła się o nią, lecz większe zmartwienia spowodował mąż, który przyszedł zakrwawiony. Nie krzyczała na niego i zaprowadziła go na kanapę, zajmując się wszelkimi ranami. Nie miała sił na kłótnie, więc milczała.
Po opatrzeniu ran, założyła opatrunki. Z wdzięczności ucałował ją w policzek, a ona tylko wstała z kanapy. Spojrzała na zegarek.
-Odezwiesz się do mnie w końcu? Ile można milczeć?
Był lekko poirytowany, lecz nadal nie zamierzała rozmawiać.
-Skarbie, powiedz mi. Co cię ugryzło.
Nieco zniżył ton.
-Victorio, powiedz.
-Najpierw ty mi coś wyjaśnij, Rick.
Zaczęła naciskać na wyjaśnienia, gdyż wcześniej skłamał, że był w domu.
-No dobra, a ty mi powiesz co się stało Pepper. Wiesz, że obiecałem Virgilowi ją chronić, dlatego muszę wiedzieć czy wszystko gra.
Kiwnęła głową na zgodę.
-To mów.
-Skłamałem, bo nie byłem w domu. Musiałem iść na misję, bo Duch nadal śledzi Pepper.
Nie było to nic nowego. Pozwoliła mu kontynuować.
-Podsłuchałem rozmowę najemnika z Maggią. Rozesłał ich wszystkich po mieście, aby mu meldowali o każdym jej ruchu. Kiedy dowiedziałem się co może się z nią stać, wybuchłem złością. Wybiegłem na nich, strzelając rykoszetem.
-A ja myślałam, że panujesz nad sobą. Chyba zafunduję wam wszystkim specjalną terapię.
Zasugerowała pewne rozwiązanie.
-Jednak zrozum mnie. Byłem wściekły, a kiedy było po całej akcji, dowiedziałem się o tym ataku paniki. To mnie jeszcze bardziej rozjuszyło, więc uderzyłem sam.
-Zwariowałeś do reszty, Rick?! Gdzie twój rozsądek?!
Była wściekła na męża.
-Nie miałem wyboru. Czułem się… bezsilny, rozumiesz? Bałem się o nią. Naprawdę chcę załatwić tę sprawę, żeby już nikt nie czuł się osaczony.
Wyrzucił z siebie, aż zamilknął. Przytuliła ukochanego do siebie.
-Pepper przeżyła silny atak paniki dzięki swoim przyjaciołom. Gdy nie oni, nie wiem, co by było. Bo widzisz…
Nie zdążyła dokończyć przez telefon. Odebrała połączenie od dyrektora. Kazał jej stawić się na dyżur, bo znowu brakowało rąk do pomocy przy pacjentach. Wspomniał o rannych agentach, dlatego zgodziła się. Szybko rozłączyła się. Zabrała swoje rzeczy, żegnając się z Rickiem.
-Wybacz, ale obowiązki wzywają. Bądź ostrożny.
Poprosiła, a następnie ucałowała czule w usta. Pocałunek trwał kilka sekund. Potem rozstali się, bo musiała pojechać do szpitala. Wsiadła do auta, jadąc do miejsca pracy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X