Rozdział 34: Nie będzie litości dla córki agenta FBI

Pepper powoli się uspokajała, a Tony nie wypuszczał jej z uścisku. Dopiero przez przypomnienie musiał się odsunąć. Alarm w bransoletce był wyłączony, więc konieczność ładowania zdradził ból w klatce piersiowej.
-Naładuj się.
Poprosiła.
-Już… jest dobrze. Teraz zadbaj o siebie.
Wstała z podłogi i zaprowadziła chłopaka na kanapę.
-Proszę.
Podała mu ładowarkę.
-Skąd wiedziałaś, że muszę naładować implant?
Poklepał kanapę, dając jej znak, żeby usiadła obok. Kątem oka zauważył Rhodey’go zaczytanego w książce od historii.
-Już trochę cię poznałam, Tony.
Stwierdziła z lekkim uśmieszkiem, siadając w wyznaczone miejsce.
-Zaczynam się bać.
Uśmiechnął się do niej. Zdjął koszulkę i podpiął się do ładowarki.
-To ciągłe ładowanie robi się nudne.
-Wpadanie w ataki paniki i uciekanie przed Maggią też robi się nudne.
Zaśmiała się głupawo.
-Jeszcze trochę i ich dorwę. Ducha też.
Postanowił bez wahania.
-A co zrobiłeś ze zbroją? Jakie to ulepszenia?
Spytała z ciekawości.
-Ulepszenia? Na pewno wcisnę ją w plecak, żeby zawsze mieć ją przy sobie. Reszta to takie ogólne poprawki. Muszę być przygotowany, Pepper.
-FBI też ich szuka. Nie jesteś jedyny. Tatuś na pewno już leci na poszukiwania. Nie usiedzi w domu.
Na samo wspomnienie o nim zadzwonił jej telefon. Nawet nie zdążyła odebrać, bo połączenie zostało rozłączone natychmiast. Jednak zadzwonił jeszcze raz. Ledwo chwyciła za komórkę i anonim rozłączył się.
-Co to ma być?!
Zapytała z poirytowaniem. Za trzecim razem był tylko dźwięk otrzymania wiadomości. Wahała się czy zobaczyć treść. Ciekawość wzięła górę i zerknęła. Zaniemówiła.
-Tony?
-Co się stało?
-Miałam… rację. Obserwował… mnie.
W wiadomości widniało zdjęcie dziewczyny jak wychodziła ze szkoły. Pod nim był podpis.
„Ładnie dziś wyglądałaś. Ciekaw jestem jak jutro się ubierzesz.”
Nie chciała denerwować przyjaciela i nie pokazywała komórki.
-Dostałaś SMS-a, tak? Pokaż mi go.
Nalegał, a ona bała się mu pokazać. Drżącymi rękoma podała urządzenie. Odsunęła się od przyjaciół, biorąc głęboki wdech i wydech. Nie potrafiła ukoić nerwów, aż z tego wszystko poczuła ucisk w klatce piersiowej. Nastolatek zdawał sobie sprawę, że była w ogromnym niebezpieczeństwa. Nie zamierzał jej zostawić z tym, a widział jak źle się czuła. Podszedł do niej i przytulił.
-Pepper, spokojnie. Zaraz go znajdę.
Na nic były jego słowa. Nie miała wpływu na swoje ciało, które przechyliło się na bok, upadając na zimną powierzchnię. Pogrążyła się w czerni.
-Pepper!
Geniusz podniósł ją z ziemi, a nie była ciężka. Położył na kanapie, sprawdzając czy wszystko grało. Oddychała, więc nie martwił się. Czekał, aż się obudzi.
Nagle zadzwonił telefon od rudzielca. Tony postanowił odebrać, gdy brat zajmował się przyjaciółką.
-Słucham.
-Witaj, Tony. Jest może z tobą Pepper? Nie wróciła do domu, a obiad stygnie.
Przywitała się z nim bez zdradzania obaw o przyszywaną córkę.
-Jest i za niedługo wróci.
Nie chciał zdradzać prawdy, ale ona znała te sztuczki. Wiedziała, iż coś próbował zataić.
-A możesz ją dać do telefonu?
-Aktualnie nie.
-Dlaczego? Coś się stało?
Teraz ujawniła swój niepokój.
-No dobrze. Ma mnie pani… Pepper miała kolejny atak.
-Jak to miała? Przecież ma leki na nie.
Kobieta nie pojmowała stanu rzeczy, a to nie brzmiało zbyt dobrze.
-Jak do tego doszło? Zestresowała się jakimś testem?
Chłopak nie zamierzał okłamywać lekarki, więc wyznał prawdę.
-Wspomniała coś o swojej mamie.
-No tak. Trudne dzieciństwo. To zrozumiałe, ale powiedz mi jedno. W jakim jest stanie? Mogę po nią przyjechać. Chyba, że nie jest to konieczne.
Victoria próbowała zrozumieć przyczynę ataku, a jednorazowe wspomnienie nie powinno być winowajcą.
-Straciła przytomność, ale oddycha i żyje. Niech się pani nie martwi.
Uspokoił ją.
-W porządku, lecz jako jej matka mam prawo się niepokoić. Poza tym, coś się szykuje i wolę, aby była w domu cała i zdrowa.
Nieco odetchnęła z ulgą.
-A ten oddech jest spokojny czy przyspieszony?
Dopytała dla pewności. Stark na moment spojrzał na dziewczynę.
-Wcześniej oddychała szybko, ale teraz oddech wraca do normy.
-Czyli wzięła leki i działają. To dobrze. Zaraz po nią przyjdę. Dziękuję za pomoc.
Podziękowała, kończąc rozmowę. Zamknęła dom i wyszła. Kierowała się pod dom Rhodesów.
-Cholera, Rhodey. Musimy ją zabrać.
Brat pomógł mu ją podnieść, a on sam wziął dziewczynę na ręce, aby zanieść do domu. Czuła, że była gdzieś zabierana. Gwałtownie się obudziła.
-Rhodey? Tony?
Spojrzała na chłopaków zagubiona.
-Pepper, nie teraz. Musimy cię zabrać z fabryki przed przyjazdem twojej mamy.
Położył ją na kanapie w salonie. Pepper była na wpółprzytomna, licząc na jakieś odpowiedzi.
-Tony… co się… stało? Znowu atak?
-Nic nie mów. Musisz odpocząć.
Uspokajał ją.
-Proszę… powiedz mi. Co… ja… zrobiłam?
Czuła się zmęczona.
-Nic, Pepper.
Przykrył przyjaciółkę kocem.
-Odpocznij.
-Tony…
Próbowała powiedzieć więcej słów, lecz nie miała na to siły. Słabła coraz bardziej.
-Nic nie mów.
Poprosił, choć sam był przerażony tym, że lekarki nadal nie było, a była potrzebna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X