Rozdział 18: Bezpiecznie kłamać niż mówić tylko prawdę

Tony od razu wybrał numer do Rhodey’go, gdyż potrzebował pomocy. Na szczęście szybko odebrał.
-Rhodey, musisz jak najszybciej przyjść do zbrojowni. Jest tu Pepper. Znowu ktoś ją szantażował, a ja muszę znaleźć sprawcę. Zaopiekuj się nią.
-Żaden problem. Już tam idę.
Rozłączył się i odpiął ładowarkę. Chwilę potem znalazł się w zbroi.
-Jestem połączony ze zbrojownią, także masz mnie informować o wszystkim.
-Jasne.
Niespodziewanie usłyszał telefon Pepper. Postanowił odebrać.
-Halo? Tu Rhodey.
-Dzień dobry. Jestem mamą Pepper. Mogę z nią porozmawiać?
-Była u nas chwilę, ale zemdlała. Chyba zdenerwowała się jakimś telefonem. Sam nie wiem.
Zaczął wyjaśniać, przenosząc przy okazji rudzielca do domu.
-Zemdlała? Dziwne. Chyba, że o czymś nie wiem. Tak czy owak, przyjadę po nią. Podasz mi adres?
Kobieta była zaniepokojona, a trucizna nie wpłynęła na serce. Zastanawiała się nad powodem omdlenia.
-Tak. Oczywiście.
Położył dziewczynę na kanapę, zaś lekarce podał dokładny adres. Sam zaczął się martwić o przyjaciółkę.
Pół godziny później, pojawiła się Victoria. Zapukała do drzwi. Chłopak błyskawicznie otworzył.
-To pani do mnie dzwoniła?
-Zgadza się, a ja cię chyba skądś kojarzę. Byłeś w szpitalu?
Spytała z ciekawości.
-Jestem przyrodnim bratem Tony’ego. Zapraszam.
Zaprowadził ją do nieprzytomnej. Uklękła przy niej i zaczęła badać.
-W porządku, więc co się dokładnie stało?
-Sam nie wiem. Nie było mnie przy tym. Wiem tylko, że odebrała jakieś połączenie i… zemdlała.
Opowiedział to czego dowiedział się od brata. Była w szoku, gdyż to nie wyjaśniało zbyt wiele.
-Czyli to ją zdenerwowało. Długo utrzymuje się nieprzytomna?
-Z jakieś czterdzieści minut.
-To dość długo.
Zmartwiła się. Starała się lekkim uderzeniem w policzek przywrócić przytomność. Nawet delikatnie szturchnęła. Nie było żadnej reakcji.
-To musiał być mocny stres. Pewnie odezwał się jakiś terrorysta.
Wywnioskowała.
-Powinnam bardziej dowiedzieć się o jej przeszłości, bo jeśli to był atak paniki, wtedy musi zacząć brać na nie leki.
Wyjaśniła, aż przyjaciel zmartwił się.
-Niestety nie wiem nic o tym co ją kiedyś spotkało. Musi sama o tym powiedzieć.
Stwierdził.
-I co z nią? Kiedy się obudzi?
-Nie wiem. Mam nadzieję, że szybko.
Przykryła chorą kocem.
-Musi odpocząć. Potrzebuje spokoju, dlatego też wyłączę jej komórkę.
Zdecydowała się wziąć komórkę i przez przycisk dezaktywować urządzenie, które było głównym źródłem stresu.
-A Tony? Jak z nim sytuacja?
Zapytała z obawą, iż również mógł się zdenerwować.
-Nie olewa zaleceń.
-To dobrze.
Nieco się uspokoiła. Histeryk lekko odetchnął z ulgą. Nie chciał być nękany przez pytania na temat stanu przyjaciela.
-No to trzeba czekać.
Stwierdziła, siadając na krześle. Rhodey zamierzał dowiedzieć się o poczynaniach geniusza. Wiedział, że wtedy opiekunka gaduły mogłaby zacząć coś podejrzewać. Również usiadł obok kanapy. Stres zżerał go z niepewności, lecz nie mógł wyjść.
-Wszystko gra? Dokucza ci coś?
Spytała się dla pewności.
-Nie, nie. Wszystko dobrze. Martwię się tylko o Pepper.
-Mam taką nadzieję. Lepiej mi nie ściemniaj.
Ostrzegła nastolatka.
-Nawet bym nie śmiał.
-To się cieszę.
Uśmiechnęła się lekko do niego, choć wciąż bała się o stan dziewczyny. Nadal się nie obudziła.
-Przepraszam, że pytam, ale czy ona nie powinna się już obudzić?
Wyjął jej tę myśl z głowy. Nie wiedziała co powiedzieć. Pierwsze dni bycia lekarzem i już zderzyła się z kłopotliwym przypadkiem.
-Powinna już dawno, ale coś jest nie tak. Przydałyby się jakieś informacje.
Postanowiła zadzwonić do Ho. Akurat skończył dyżur, więc nie mógł nawet odpocząć od wezwań.
-Słucham.
-Wybacz, że ci przeszkadzam, ale mam sprawę. Masz może chwilkę? Spokojnie. Nie chodzi o Tony’ego.
Od razu go uspokoiła, żeby nie zaczął krzyczeć.
-Chociaż tyle z dobrych wiadomości. W jak poważnym byłby stanie dzisiaj, to bym go nie uratował… O kogo chodzi?
-Wiesz może coś o przeszłości Pepper? Chorowała na coś wcześniej?
-Pepper Potts, tak? Nie przypominam sobie nic takiego. Jako dziecko miała ataki paniki po stracie matki, ale obyło się bez leków.
-To źle, bo prawdopodobnie miała taki atak i jeszcze się nie obudziła. Minęła prawie godzina i nie wiem co robić. Doradzisz coś?
Zmartwiła się i liczyła na pomoc.
-Może spróbuj ją wybudzić jakimś mocnym zapachem. Jeśli to nie pomoże, to użyj leków.
Doradził, sugerując możliwe rozwiązania.
-No dobrze. Dzięki i wybacz za kłopot. Odpocznij.
Poprosiłam, a następnie rozłączyła się.
-Coś nie tak, prawda?
-Muszę ją jakoś ocucić. Zapachem albo lekami.
Wyjaśniła bez nerwów.
-Rozumiem, więc proszę działać.
Przyniósł alkohol oraz leki. Położył na stoliku.
-Dziękuję.
W przeszukanych opakowaniach z lekami nie znalazła odpowiedniego środka. Ostatnią opcją pozostał alkohol. Wlała trunek do kieliszka i dała pod nos Pepper. Wystarczyło poczekać chwilę, a oczy otworzyły się. Rozglądała się spokojnie. Nie na długo, gdyż szybko wpadła w niepokój.
-Co… Co się dzieje? Gdzie Tony? Co… mu zrobili? Nie. Nie!
-Pepper, jesteś bezpieczna i Tony też. Co się stało?
Rhodey starał się jakoś ukoić jej nerwy.
-M… Maggia.
Kobieta przytuliła ją do siebie najmocniej jak potrafiła.
-Hej! Nic ci nie grozi. Spokojnie. Już nie musisz się bać, a Tony jest bezpieczny… Prawda, Rhodey?
Spytała go, aby ją przekonał do tego.
-Oczywiście, że tak.
Musiał skłamać, bo negatywna informacja mogła z powrotem zabrać rudzielca do ciemności.
-Czyli… w… wrócił?
Kobieta widziała jak nastolatka była zmieszana co do stanu rzeczy.
-Rhodey, mogę cię na słówko?
Poprosiła.
-Oczywiście.
Wyszli do innego pokoju. Nie czekała długo na zadanie pytania. Walnęła wprost.
-Wiesz, gdzie jest Tony? Jeśli był ostatnią osobą, która widziała Pepper, to może coś wiedzieć.
-Nie wiem, ale on czasem tak znika. Pewnie coś tworzy.
Zaśmiał się.
-Może ciebie to bawi, ale nie będę ściemniać. Sprawa jest poważna i możliwe, że był świadkiem jej ataku paniki. Muszę wiedzieć, jak się zachowywała.
Wytłumaczyła z powagą, na co sam spoważniał.
-Gdy tylko pojawi się w domu, od razu do pani zadzwonię.
-To dobrze, czyli możemy do niej wrócić. Byłby to kłopot, gdyby tu została nieco dłużej?
-Żaden.
-Nie chcę robić problemu. Wrócę po nią, ale muszę pojechać po jej teczkę.
Wyjaśniła, kierując się w stronę drzwi.
-Za godzinę wrócę. Będziesz przy niej?
-Oczywiście.
Poszedł za nią, a następnie zamknął drzwi. Odczekał trochę, upewniając się, że odjechała. Miał zamiar pójść do zbrojowni, choć najpierw zajrzał do przyjaciółki.
-Potrzebujesz czegoś?
-Nie.
Stwierdziła, wstając z kanapy.
-Już mi lepiej.
Nieco skłamała, bo nie chciała nikogo martwić. Bardziej była skupiona na tym, żeby Tony wrócił.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X