Rozdział 15: Bezradność

Tony po raz kolejny wyprzedził Rhodey’go, wychodząc z domu godzinę przed lekcjami. Poszedł na dach i usiadł gdzieś w rogu. Histeryk nie chciał męczyć prawniczki, więc pojechał do szkoły. Na korytarzu znalazł przyjaciółkę.
-Hej, Pepper. Jak tam u ciebie?
-Nawet dobrze. Tak sądzę.
Przyznała szczerze.
-A gdzie Tony?
-Sam chciałbym to wiedzieć.
-To go poszukajmy.
Zaproponowała.
-Sprawdzałem już w domu i fabryce. Nie ma go tam.
-Widocznie jest szybszy od ciebie, a tak, poza tym… Jak się trzyma?
-Nie miałem jeszcze okazji z nim porozmawiać od momentu jego wyjścia ze szpitala.
Zasmucił się.
-Chyba ma nam za złe za to, że ukrywamy przed nim prawdę.
-Dziś mu powiem, Rhodey. Tylko znajdźmy go.
Złożyła obietnicę.
-Mam nadzieję, że jest cały i zdrowy.
-Też tak myślę. Gdzie zaczniemy szukać?
Spytała zmartwiona, bo byli braćmi i nie powinni unikać ze sobą kontaktu.
-Rhodey?
Chłopak na moment się zastanowił.
-Sam nie wiem, ale skoro w domu i fabryce go nie ma, to został szpital, szkoła oraz firma. Gdzie najpierw?
-Zacznijmy od szkoły. W końcu w niej jesteśmy.
Zaproponowała.
-Niech będzie. To co? Na dach?
-Tak. Chodźmy.
Poszli w odpowiednie miejsce, wchodząc po schodach. Na początku nikogo nie widzieli, lecz po jakimś czasie dostrzegli Tony’ego, który siedział w rogu. Od razu do niego podeszli.
-Ej! Dlaczego tak nagle zniknąłeś?
-Widoczne miałem ku temu jakieś powody.
-Tony, jest coś co chcę ci powiedzieć.
Przyznała, że powinien poznać prawdę.
-Naprawdę? Już myślałem, że macie mnie dość! Może słusznie.
-Tony, spokojnie. Chciałam z tym poczekać, aż wyjdziemy ze szpitala. Nie bądź zły.
Poprosiła go, a wiedziała, że stres źle na niego wpływał. Geniusz był nieco zagubiony. Nie rozumiał ich zamiarów.
-A Rhodey wiedział o tym wcześniej!
Z nerwów poczuł ból w klatce piersiowej. Jednak nie dał po sobie tego poznać.
-Wiecie co? Nie mam ochoty na rozmowę. Idę na lekcję.
Podniósł się i ruszył w stronę wyjścia z dachu.
-Hej! Daj mi powiedzieć!
Starała się go zatrzymać.
-Poczekaj!
-Proszę cię, Pepper. Odpuść.
-Chcesz znać prawdę, to ci powiem. Mieszkam z inną rodziną, bo mój ojciec nie żyje, dlatego nie mówiłam ci o tym… Tony, przepraszam. Nie wiedziałam jak na to zareagujesz. Bałam się.
Wyrzuciła wszystko z siebie, aż serce chłopaka zamarło. Miał wrażenie, jakby ktoś oblał go wiadrem zimnej wody.
-J… Jak… to?
-Chciałeś prawdy, to masz. Jednak nie jest źle. Nawet są mili dla mnie. Myślałam, że będzie gorzej.
Stwierdziła z lekkim uśmiechem na twarzy.
-T… to stało się wtedy, gdy… mnie zranili… tak?
Spojrzał na nią z przerażeniem wypisanym na twarzy.
-Nie. To się stało później, ale nie rozpamiętujmy tego. Najważniejsze, że Maggia zniknęła z mojego życia i nikogo z was nie skrzywdzi.
Poprosiła go, choć on nadal się tym przejmował.
-Tony, nikt nie mógł temu zapobiec.
-J… Ja mógłbym.
Upadł na kolana i zakrył twarz dłońmi.
-Gdyby nie… ja… Nie musiałabyś przechodzić przez to samo!
Był wściekły na samego siebie, przez co ból jedynie wzrósł na sile.
-Tony!
Przyjaciółka zmartwiła się, widząc go w tak złym stanie.
-To nie twoja wina. Tylko moja… Ja zawsze miałam przekichane z Maggią. Rozchmurz się
Położyła mu rękę na ramieniu.
-Ale to ja obiecałem twojemu… tacie was chronić. Zawiodłem… Nigdy sobie tego nie wybaczę.
Spojrzał na nią ze smutkiem. Rhodey też próbował go pocieszyć, ale nie udało się. Zszedł z dachu, mając zamiar załatwić parę spraw. Dziewczyna czuła się winna, gdyż wybrała niewłaściwy moment na spowiedź.
-Co teraz? Mamy biec za nim?
-Nie wiem, ale ja bym poszedł. Nie wiem co jest w stanie zrobić w takim stanie.
Dwa razy nie musiał powtarzać. Pobiegli za przyjacielem, który złapał już taksówkę. Kątem oka zauważył Pepper i Rhodey’go. Nie dogonili go, bo kierowca szybko ruszył. W pięć minut znalazł się przy domu. Zapłacił taksówkarzowi i wszedł na teren fabryki. Wpisał kod, wchodząc do zbrojowni.  Zaczął wyszukiwać miejsca, w których aktualnie znajdowała się Maggia. Długo nie pobył sam, bo pozostała dwójka dorwała innego kierowcę. Bez większego namysłu weszli do zbrojowni. Tony nadal szukał współrzędnych na komputerze. Rhodey od razu żądał wyjaśnień.
-Tony, co ty robisz?!
-To co powinienem zrobić na samym początku.
-Czyli?
-Zlikwiduję Maggię.
Pepper była przerażona. Pragnęła mu przemówić do rozsądku, aby nic głupiego nie zrobił.
-Tony, już po wszystkim. Nie musisz tego robić. Jesteśmy bezpieczni. Nie skrzywdzą nas.
Próbowała uspokoić przyjaciela, żeby niepotrzebnie się nie denerwował.
-Ale przez nich straciłaś ojca. Nie zasługują na życie!
W kilka minut komputer zdołał wykryć ich sygnaturę.
-Tony, tak nie postępują bohaterowie.
Załamała się, winiąc siebie za działania geniusza.
-Rhodey, powiedz coś!
-Tony, błagam cię. Nie rób głupstw. Potrzebujemy cię, a nie chcę, żeby Iron Man został przestępcą! Będziesz taki sam jak oni!
Słowa brata przemówiły do rozsądku Starka. Odszedł od zbroi i usiadł na kanapie. Rudowłosa odetchnęła z ulgą.
-Mogłam ci tego nie mówić. Jednak nie chciałam, żebyś był na mnie zły.
-Przepraszam… Po prostu myślałem, że już mi nie ufacie.
-Gdyby tak było, nie rozmawialibyśmy tu i teraz.
Stwierdziła.
-No i wybacz za tatę… To z kim teraz mieszkasz?
-Z rodziną Bernes. Nawet są fajni. Poza tym, co z obiadem?
Uśmiechnęła się głupawo, pytając.
-Jestem ci winny minimum dwa obiady… To kiedy chciałabyś iść?
-Heh! Kiedy zechcesz.
-Hmm… To może teraz?
Wciąż czuł się źle, bo nie uratował jej ojca, ale przez obiecany posiłek starał się, żeby jak najmniej myślała o wyrządzonej krzywdzie.
-A czujesz się na siłach? Może lepiej odpocznij.
Spytała z niepokojem, gdyż marnie wyglądał. Chłopak zignorował to.
-Czuję się dobrze. Nie przesadzaj jak Rhodey.
-No to chodźmy
Uśmiechnęła się do niego. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X