Rozdział 28: Przyjacielskie odwiedziny

Pepper chciała krzyczeć na lekarza za blef, ale bardziej cieszyła się na wieść, że nic nikomu się nie stało. Poza agentami, więc ciekawość się włączyła.
-A doktorek wie… co się… stało?
-Nie chcę cię już denerwować. Leki działają, bo nie dostałaś ataku. Jeszcze dzisiaj dostaniesz wypis.
Podał pudełko z tabletkami.
-Jedna dziennie. Musisz je brać regularnie, a z czasem może staną się zbędne.
Uśmiechnął się do niej.
-Dziękuję. Bardzo… dziękuję.
Odwzajemniła uśmiech, zaś głowa opadła na poduszkę. Zasnęła. Mężczyzna również był zmęczony, dlatego też poszedł do pokoju lekarskiego. Oparł się na fotel i zdrzemnął.
Podczas kiedy on odpoczywał, Rick obudził się. Pamiętał całą akcję, lecz nie był pewien czy misja została wykonana. Wyszedł z sali, krocząc powoli po korytarzu. Minął rannych, a dokładnie swoich agentów, którzy brali udział w całym zdarzeniu. Nie pytał ich o nic i szedł dalej. Zauważył Rhodey’go przy jednej z sal.
-Witaj, Rhodey. Coś się stało?
Spytał, bo liczył na brak ofiar w cywilach.
-Nie wiem… Czemu pan pyta?
-Muszę wiedzieć. Może… Może widziałeś… kogoś?
Spytał z opanowaniem, choć ból dał o sobie znać.
-Czy ktoś… został ranny? Tony… Pepper?
-Może pójdę po lekarza. Niech pan wraca do sali. Tam mogę opowiedzieć o wszystkim.
Podniósł się miejsca i martwił się o niego, bo nie wyglądał dobrze.
-Bez obaw. Bywało… gorzej. Jednak coś… wiesz. Mów.
Nalegał na odpowiedź z obawą o bliskich.
-Proszę. Najpierw wejdźmy do pańskiej sali.
Poprosił chłopak.
-Przykro mi. Najpierw… odpowiedzi.
Zaczął iść dalej, szukając agenta, który przejął dalszą część planu.
-No dobrze. Powiem panu.
Poszedł za nim.
-Pepper miała kolejny atak, a Tony’ego znalazłem nieprzytomnego w domu.
-Maggia…
Na samą myśl o terrorystach przypomniał sobie serię zdjęć z martwymi agentami.
-Co z nimi?
-Wracają do zdrowia.
Uśmiechnął się do niego, na co mąż lekarki odetchnął z ulgą. Mimo wszystko, nie zaprzestał poszukiwań agenta.
-Dobrze, że… żyją… Cieszę… się.
 Z każdym krokiem czuł się gorzej, ale nie chciał dać się złamać słabości. Nastolatek widział, że coś nie pasowało w zachowaniu Ricka.
-Niech pan wraca. Ma pan rodzinę! Proszę pomyśleć o nich!
-Nie rozumiesz… dziecko! Muszę… wiedzieć. Muszę… znać… prawdę.
Na moment się zatrzymał, aby złapać tchu.
-Co chciałby pan wiedzieć? Przecież wszystko panu powiedziałem!
Na te krzyki zbudziła się Victoria. Przyjaciel nadal drzemał, więc bez problemu zabrała mu swój pager. Przykryła go kocem, pozwalając mu nabrać sił.
Gdy wyszła na korytarz, była wściekła na nich.
-Co wy wyprawiacie?! Ty wracaj do łóżka!
Wskazała na ukochanego.
-A ty przestań krzyczeć!
Pokazała palcem na brata Tony’ego. Ten tylko na chwilę spojrzał na kobietę.
-Przepraszam.
-Rhodey, idź do Pepper. Nie chcę, żeby była sama.
Histeryk zgodził się i poszedł do dziewczyny, zaś ona wzięła męża na wózek. Zabrała do sali, w której ostatnio leżał. Od personelu medycznego poznała numer pokoju. Położyła chorego na łóżku, podpinając do monitora.
-I leżeć. Nie będę się powtarzać, chociaż dobrze cię widzieć żywego.
Cmoknęła w policzek, a następnie delikatnie przytuliła. Nie naciskała pytaniami. Wiedziała, że po porażeniu prądem potrzebował dużej ilości odpoczynku.
Gdy ona siedziała przy mężu, Rhodey usiadł na krześle obok, czekając na przebudzenie dziewczyny. Nie musiał zbyt długo czekać, bo szybko otworzyła oczy.
-Eee… Hej, Rhodey.
Nastolatek nieco przestraszył się na jej głos.
-O matko. Cześć, Pepper. Jak się czujesz?
-Matką nie jestem.
Wstała z łóżka bez uczucia bólu.
-Żyję, jak widzisz. Zaprowadź mnie do Tony’ego.
-Na pewno jesteś w stanie?
Nieco się zmartwił.
-Pewnie.
Uśmiechnęła się do niego.
-Chyba wróciłam z nieba.
Zaśmiała się głupawo.
-No dobra. Twoja mama mnie za to zabije.
Otworzył drzwi, zerkając na korytarz. Był pusty, więc mogli wyjść z pomieszczenia. Zaprowadził ją na cyberchirurgię pod odpowiednią salę.
-Jesteś pewna, że chcesz tam iść? Znowu jest popodpinany do kilku maszyn.
-Pewnie doktorek go przykuł, żeby nie uciekł.
Zaśmiała się ponownie.
-Widzę, że humor dopisuje.
Ucieszył się i razem weszli do środka.
-Hej, Tony. Przyszliśmy cię nawiedzić.
Uśmiechnęła się do niego.
-Wolę, żebyście mnie odwiedzali, a nie nawiedzali. Zaświaty są straszne.
Uśmiechnął się na ich widok, zdejmując przy okazji maskę tlenową. Pepper usiadła obok łóżka chorego. Była zadowolona, bo wszyscy tryskali dobrym nastrojem.
-No to opowiadaj. Co się wydarzyło?
-Naprawdę muszę?
-No dobrze. Dowiem się w inny sposób. Może kogoś dorwę.
Odpuściła mu i zadała inne pytanie.
-To powiedz mi jak się czujesz? Wszystko gra?
Geniusz zastanawiał się nad powiedzeniem prawdy.
-Dobrze. No i może w tym tygodniu mnie wypiszą.
Mimo tej odpowiedzi, dziewczyna nadal była zamyślona.
-Chcesz wiedzieć, dlaczego tu leżę, prawda?
-To też. Ma to coś wspólnego z agentami? Nie chcę naciskać, Tony. Odpocznij.
Zdecydowała się pożegnać z nim i wyszła. Nie zdążył jej zawołać. Wykorzystała brak personelu i zaczęła szukać ojca. Długo nie potrwały jej poszukiwania, gdyż ktoś szedł w kierunku oddziału. Wróciła do przyjaciela, chowając się za jego łóżkiem.
-Mnie tu nie ma. Cii… Elfy mnie zabrały.
-Minęło tyle czasu, a ja nadal nie rozumiem. Przed kim się chowasz?
-Ja im się nie dam. Nie ma bata, że mnie dopadną. Gdyby ktoś pytał, to zwiedzam Nibylandię.
Schowała się bardziej, żeby nikt nie dostrzegł nawet czubka głowy. Na twarzach młodzieży rysowało się zdziwienie.
-Pepper, wytłumaczysz? Nie lubię się domyślać.
-No dobra. Ja też tu jestem pacjentką, ale doktorek pozwolił mi, że dziś dostanę wypis, lecz jakoś go nie ma, a mama też gdzieś zniknęła, więc chowam się, żeby nie wpaść w kłopoty.
Powiedziała na jednym wydechu, a potem wzięła głęboki wdech i ponownie wypuściła powietrze z płuc.
-To tak w skrócie. Błagam. Nie wyrzucajcie mnie!
Przez maszyny nie mógł się odwrócić w stronę podopiecznej lekarki.
-Nikt cię stąd nie wyrzuci. Możesz sobie usiąść. Rhodey cię podsiadł, więc możesz usiąść na łóżku.
-Osz ty!
Usiadła po turecku we wskazane miejsce, gdyż nie chciała marnować sił na walkę.
-No to opowiadaj, jeśli chcesz. Nie będę zadawać wszystkch pytań, więc mów to co chcesz powiedzieć.
Stark odetchnął głęboko, zaczynając swoją wypowiedź.
-Gdy byłem u ciebie, dostałaś dwóch ataków paniki.
Wrócił wspomnieniami do tamtego dnia.
-Udało nam się opanować twój stan, ale twoja nowa mama zaczęła się martwić o swojego męża. Nie odbierał, a ja postanowiłem to sprawdzić.
Na moment się zatrzymał, żeby nie gadać jak najęty.
-Poleciałem tam jako Iron Man. Twój tata razem z agentami walczył przeciwko Maggi. Był tam Nefaria i… Duch. Ten pierwszy został aresztowany, a ten drugi… mnie zaatakował.
Miał wrażenie, że ręka najemnika ponownie grzebie mu we wnętrzu ciała. Jednak to był tylko wymysł wyobraźni.
-Przeniknął przez zbroję i gdyby nie twój tata… zginąłbym. Potem został zaatakowany jakąś siatką, która poraziła prądem… Wszystko działo się tak szybko, ale zabrałem go do szpitala, a sam zemdlałem w zbrojowni. Obudziłem się dopiero tutaj.
Zrobił dłuższą pauzę na przekazanie diagnozy.
-Jest jeszcze jedna rzecz. Wada serca się powiększyła.
Nie wiedziała co miała powiedzieć, a na samą nazwę organizacji czuła się słabo. Zacisnęła ręce w pięści.
-Tony, ja… Ja cię przepraszam. To znowu moja wina. Przeze mnie… Przeze mnie jesteś w takim stanie. Nigdy sobie tego nie wybaczę.
Przez wspomnienia o kryminalistach cały humor prysł. Z oczu próbowały wykraść się łzy.
-Pepper, to nie twoja wina.
Chciał ją przytulić, ale maszyny nie pozwalały mu na to.
-Mogłem ci tego nie mówić.
-Nie, Tony. Ja muszę wiedzieć. Ja muszę… Muszę wiedzieć co jest grane! Nie mogę być… utrzymywana… w niewiedzy! Nie mogę!
Była załamana, aż nawet pomyślała o ucieczce ze szpitala.
-Pepper, błagam cię. Nie rób nic głupiego. Ja… nie przeżyję, jeżeli coś ci się… stanie.
Bał się jej pomysłów, a znał przyjaciółkę dość długo. Wiedział, do czego była zdolna.
-Zrób to dla mnie i nie zadzieraj z nimi… Proszę.
-Oni… Oni was skrzywdzili! Was wszystkich! Moją rodzinę! Ciebie! Nowego tatę! K… Każdego na kim… mi… zależy.
Dłużej nie potrafiła powstrzymać łez. Rozpłakała się. Tony nie był w stanie patrzeć na rozpacz dziewczyny. Odpiął od siebie urządzenia i przytulił ją.
-Dlatego nie pozwól, żeby skrzywdzili… ciebie.
-T… Tony.
Ledwo wydusiła z siebie.
-Nic nie rób. Z… Zostań. Zadbaj o… siebie.
Kiedy to powiedziała, przypomniała słowa biologicznej matki, która powiedziała to do swojego męża po jednej z misji. Przez wspomnienia zamarła. Te dwa słowa usłyszała przed śmiercią rodzicielki.
-P… Pepper? Wszystko w porządku?
Od razu zbudził się niepokój. Z transu wybudził ją pisk bransoletki. Wzięła kilka miarowych wdechów, żeby do ataku paniki nie doszło. Powoli się uspokajała.
-T… Tak. Jest dobrze.
Wyłączyła gadżet.
-Zaraz wrócę.
Wstała z łóżka, idąc do łazienki. Czuła, że potrzebowała chwili spokoju. W samotności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X