Rozdział 35: Do domu

Pech chciał, żeby Victoria utknęła w korku. Ze zdenerwowaniem wybrała numer do Tony’ego. Nie witali się, bo czas uciekał.
-Niech się pani pospieszy. Obudziła się, ale jest bardzo słaba.
-Co się znowu stało?!
Nie potrafiła zachować spokoju.
-Ja… Ja nie wiem.
Był załamany, a chciał pomóc.
-Spokojnie, Tony. Pechowo wpadłam w korek. Postaram się wydostać, ale na razie będę cię instruować. Wyjmij z jej plecaka apteczkę.
Poprosiła z lekkim opanowaniem, a nie zamierzała doprowadzać nastolatka do stresu. Nastolatek sprawnie odnalazł poszukiwaną rzecz.
-Mam ją. Co teraz?!
-Dobrze, więc mnie posłuchaj. Po pierwsze: bądź spokojny. Po drugie: zerknij na bransoletkę. Powiedz mi co widzisz.
Podała mu pierwsze kroki, które miał zrobić i w tym samym czasie walczyła z kierowcami na drodze. Oboje byli zdenerwowani.
-No dobra.
Sprawdził przedmiot, doprowadzając się do porządku.
-Jest czerwona.
-Czyli ma atak. Jest nadal przytomna?
Spytała, aby mieć pewność jak bardzo było źle. Przy okazji trąbiła jak szalona.
-No dalej! Ruszcie się!
Powoli wydostawała się z korku, gdyż kilku z nich ustąpiło miejsca. Tony był przerażony całą sytuacją, lecz musiał odpowiedzieć na pytanie.
-Tak, ale jest zbyt słaba, żeby mówić!
Lekarka próbowała coś wymyślić, chociaż nie widziała co dokładnie się działo z ciałem Pepper.
-A zdenerwowała się tylko raz? Przez te wspomnienie?
Dopytała, bo mogła jedynie zgadywać, czy atak był lekki lub silny. Chłopak nie kłamał, gdyż zależało mu, żeby przyjaciółka nadal żyła.
-No może kilka razy. Niech mi pani powie, jak jej pomóc.
-Kilka razy?! Co wyście robili?!
Zalewało ją od środka z przerażenia.
-Trzeba było powiedzieć wcześniej.
Na szybko usiłowała przypomnieć sobie postępowanie w takim przypadku.
-Przepraszam za moje krzyki, ale naprawdę nie jest dobrze. Spróbuj utrzymać ją przytomną. Raczej nie odważysz się wbijać jej strzykawki.
-Nie… dam… rady.
Zrezygnowany usiadł na kanapie. Podszedł do niego Rhodey.
-Tony, dasz radę.
-Nie, bo przeze mnie jest w takim stanie. Zawiodłem.
-Tony, jesteś tam? Co się stało?
Słyszała jego zdenerwowanie. Była coraz bliżej ucieczki z potrzasku. Dziewczyna na słowo o strzykawce zaczęła wstawać z kanapy. Powoli szła w stronę wyjścia. Stark znowu odezwał się do słuchawki.
-Jestem, ale Pepper ucieka!
-Co?! Nie może się ruszać! Jeszcze sobie bardziej zaszkodzi!
Histeryk podbiegł do niej i zatrzymał ją, zaś nastolatek starał się uspokoić tętno.
-Tony, zaraz będę na miejscu. Jeszcze dwie minuty. Dasz radę ją zatrzymać?
-Dam… radę.
Podniósł się i podszedł do przyjaciół, a rozmowa została zakończona.
-Pepper, uspokój się. Błagam.
-Ja… muszę wrócić… do… domu.
Wydusiła z siebie, starając się oddychać.
-Do… domu.
Wyrwała im się, chwytając za klamkę. Kobieta widziała ją jak szła chodnikiem. Zatrzymała się na poboczu.
-Pepper!
Zawołała ją. Wyszła z auta, podbiegając do niej.
-M… Mama?
Zatrzymała się na jej głos, aż upadła. Victoria chwyciła dziewczynę na ręce i weszła do domu Rhodesów. Położyła ją na kanapie.
-Przepraszam, że wam sprawiam kłopot. Zaraz z nią zrobię porządek. Dziękuję za pomoc.
Sprawdziła odczyty z bransoletki, które nie były zbyt dobre. Wyjęła strzykawkę z apteczki, wypełniając lekarstwem. Wstrzyknęła dożylnie, więc nie pozostało jej nic innego jak czekanie.
-Nic nikomu się nie stało?
Spytała, upewniając się o brak ran. Nie odpowiedzieli, więc zapytała jeszcze raz, ale z większym zmartwieniem.
-Czy wszystko gra? Mogę pomóc.
-Wszystko… gra.
Powiedział Tony dopiero po chwili. Nadal był w szoku.
-Nie brzmisz przekonująco. Może lepiej cię zbadam.
Zmartwiła się na tak słabą odpowiedź, a nie chciała dręczyć Ho. Po raz kolejny sprawdziła stan Pepper. Bransoletka nie świeciła się na czerwono, więc przeszła atak. Mimo wszystko, miała obawy, że panika się może pojawić zaraz po przebudzeniu.
Nagle zadzwonił Rick. Odeszła do nich na bok.
-Mów.
Nalegała na odpowiedź.
-Rick, nie jesteś w domu, prawda?
-Jestem, ale musisz zostać z Pepper. To ważne.
Była w szoku, przez co kolejne zmartwienia pojawiły się w głowie.
-Co jest grane?
-Pepper… jest w niebezpieczeństwie.
Powiedział zdenerwowany. Kobieta nie potrafiła nic z siebie wydusić przez przerażenie.
-Victorio?
-Zaraz z nią wrócę. O ile nie dostanę nocnej zmiany w szpitalu.
Wyjaśniła, lecz on żądał większej ilości informacji.
-Ej! Co się stało?
-Miała atak.
Odparła krótko. Tylko tyle mu powiedziała, bo sygnał zniknął, aż ich rozłączyło.
-Co… się dzieje?
Stark dostrzegł jej nerwy.
-A co z tobą?
Spytała, bo nie wyglądał za dobrze, a stres mógłby mu zaszkodzić.
-To… nic. Nie doładowałem się po prostu… Niech się pani zajmie Pepper.
-Martwię się o was oboje, więc połóż się.
Wyjęła lekarstwo, dając mu do ręki.
-Naprawdę nie… trzeba… było.
-Spokojnie. Weźmiesz to, a ja od razu wezmę się za nią.
Zapewniła nastolatka.
-A jak z Pepper?
-Będzie spać, ale nic jej nie jest. Nie martw się. Po prostu po takim ataku organizm potrzebuje odpoczynku.
Uspokoiła go.
-Mogłem jej nie pytać o przeszłość i nie mówić co się stało w szpitalu.
Spuścił głowę, patrząc na podłogę. Czuł wyrzuty sumienia. Jednak wziął tabletkę, która niczego nie zmieniła. Domyślał się, że niedoładowanie było przyczyną.
-To był silny atak. Jesteśmy ludźmi i mamy swoje granice wytrzymałości.
Wyjaśniła, sprawdzając odczyty z bransoletki. Stan poprawiał się.
-Tak jak mówiłam. Dochodzi do siebie. Po prostu śpi.
Geniusz nie chciał siedzieć z nimi po tym co zrobił dziewczynie. Wyszedł z domu, a Rhodey został w mieszkaniu. Victoria myślała, żeby iść za nim, lecz nie mogła zostawić chorej samej.
-Tony bardzo to przeżywa?
-Od samego początku. Ma wyrzuty sumienia, ale pewnie posiedzi sam i mu przejdzie.
-Mam taką nadzieję. Nie może się denerwować w swoim stanie. Jego serce tego nie wytrzyma.
Przyznała szczerze.
-Mówił mi o pogłębieniu wady, ale nie wiedziałem, że jest z nim tak źle.
Posmutniał.
-Taki młody i ma takie problemy. To samo Pepper.
-Nikt sobie tego nie wybiera, ale bez obaw. Jeśli będą uważać i pamiętać o zaleceniach, to będzie dobrze.
Poklepała go pokrzepiająco po plecach.
-Z Tony’m może być problem. On bardziej martwi się o innych niż o siebie.
Wyrzucił z siebie prawdę o bracie.
-Więc musi ktoś o niego zadbać. Wbić mu do głowy, że jeśli nie będzie dbać o siebie, to nikomu nie pomoże.
Wyjaśniła, a następnie sprawdziła parametry życiowe podopiecznej.
-No dobra. Zabieram ją i jeszcze raz przepraszam za kłopot.
-Nie… To my przepraszamy, że przez nas Pepper jest w takim stanie.
-Następnym razem pokażę jej pewne metody, aby łatwiej znosiła ataki. Oboje muszą na siebie uważać.
Wzięła dziewczynę i wyniosła z domu. Położyła na tyłach, zapinając pasami i ruszyła. Minęło kilka minut, aż żona agenta wpadła w szał. Ponownie utknęła w korku. Przeklinała bez opanowania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X