Rozdział 16: Myśli wstecz doprowadzają do obłędu

Cała trójka poszła do domu Rhodesów. Tony zaprowadził Pepper do pokoju, gdzie miała oczekiwać na jedzenie.
-No dobra. Może tym razem nie spalę kuchni… To co sobie życzysz?
-Oj! No nie wiem. Ty tu rządzisz.
Uśmiechnęła się głupawo.
-Coś zjadliwego.
-Hmm… Może być z tym problem.
-Dlaczego? Przecież Rhodey może ci pomóc. Nie może?
Zaśmiała się, patrząc na bezcenną minę przyjaciela.
-Na no czekasz? Na oklaski?
Rozbawiona zaczęła klaskać i śmiać się. Chłopak od razu zszedł do kuchni, w której razem z bratem czarował nad tostami. Zrobił z serem, szynką, cebulą, kurczakiem oraz dodał do nich keczup. Poszedł do dziewczyny, która poczuła przyjemny zapach.
-Mam nadzieję, że są zjadliwe.
Podał talerz z daniem.
-Sama to ocenię.
Wzięła pierwszy kęs.
-Zjadliwe.
Uśmiechnęła się głupawo, szczerząc zęby.
-A kuchnia cała i zdrowa?
-Tak. Wszystko w porządku.
Stwierdził, choć prawda była inna. Rhodey nadal gasił ścierkę kuchenną, a blat stołu był usmarowany składnikami.
Gdy zjadła tosty, zeszli na dół. Zauważyła jak przyjaciel ogarniał bałagan.
-Dziękuję za tosty. Były pyszne.
Odłożyła puste naczynie do zlewu.
-Nie ma za co.
Podrapał się po karku, a następnie pomógł przy sprzątaniu.
-Następnym razem nie pozwolę ci gotować.
Zaznaczył syn prawniczki, walcząc z brudem.
-Heh! Dobra. Mistrzem kuchni nie jestem.
-Nie musisz być.
Dziewczyna obroniła go.
-Nie zatrułam się, więc to już coś. Może w „Hell’s Kitchen” wypadłbyś w pierwszej rundzie, ale w życiu jeszcze nie przegrałeś.
Zaśmiała się głupawo, lecz humor zniknął na sam dźwięk telefonu z kieszeni Tony’ego. Wyjął go, sprawdzając numer. Był nieznany, lecz i tak postanowił odebrać. Wyszedł z kuchni i odebrał. Dzwoniącym okazał się Yinsen. Porozmawiał z nim chwilę, aż mógł wrócić do przyjaciół.
-Dzwonił doktorek. Mam przyjść na kontrolę.
-Oj! Współczuję. Ledwo się wydostałeś i znowu tam wracasz. Biedny, Tony. Biedny, biedny.
Pogłaskała geniusza po głowie, pocieszając.
-Pepper, ja nie jestem psem. Przestań.
-Ale ja ci naprawdę współczuję. Przynajmniej mi dali już spokój.
Niepotrzebnie to powiedziała na głos, gdyż jej komórka także zadzwoniła. Odeszła od nich na chwilę. Uspokoiła się na głos lekarki, lecz i tak rozmawiała dość krótko. Wróciła do przyjaciół niezbyt zadowolona.
-A niech to. Mnie też ciągną do tego strasznego miejsca. Myślałam, że pozwolą mi się cieszyć życiem. Mam pecha, że nowa mama jest lekarką. Oj! Lekko nie będzie.
Tony również nie czuł się zachwycony, ponieważ nienawidził szpitali. Jednak nie mógł się sprzeciwiać doktorkowi, który jako jedyny mógł mu pomóc, gdyby coś się schrzaniło.
-Miejmy to już za sobą.
Zamówił taksówką. Zostawili przyjaciela, aby ogarnął bałagan, podczas gdy oni załatwią to, co trzeba. W kilka minut znaleźli się na miejscu. Rozdzielili się, idąc w przeciwne strony. Victoria już czekała na nastolatkę, która była bardzo ciekawa co mogła od niej usłyszeć.
-Witaj, Pepper. Mam nadzieję, że nie miałaś jakiś ważnych lekcji.
-Byłam tylko na jednej fizyce.
Skłamała, bo o ucieczce ze szkoły nie mogła powiedzieć.
-No to chyba wybrałam niewłaściwy moment.
Uśmiechnęła się do niej, a następnie wskazała na kozetkę.
-Połóż się. Będę ci zdejmować szwy.
W tym samym czasie, Tony dotarł pod odpowiednie drzwi. Zapukał.
-Dzień dobry. Chciał mnie pan widzieć.
-Tak… Zapraszam.
Pozwolił mu wejść do gabinetu.
-Tony, chciałbym przedyskutować z tobą twój ostatni pobyt tutaj.
-Coś nie tak, prawda?
-Może usiądźmy.
Rozmowa trwała prawie godzinę. Chciał zostawić wszystkie informacje dla siebie.
Po wyjściu z pomieszczenia, trafił na Pepper. Stała na korytarzu.
-Hej, Pepper. Jak tam?
-No hej, Tony. Nie było źle. A ty? Co tam ci powiedział ciekawego?
-Jak zwykle przynudzał o zaleceniach.
Minął się nieco z prawdą, choć ona tego nie dostrzegła.
-To co teraz robimy?
-Nie wiem. Ja chyba wrócę do domu.
Pomyślała.
-Możesz wpaść do mnie, jeśli chcesz.
Zaproponowała.
-Wiesz, Pepper. Nie chcę ci robić kłopotu. Masz nową rodzinę. Może najpierw znajdź z nimi wspólny język, a potem zacznę cię odwiedzać. Jakby nie patrzeć, to dla mnie są obcy.
Wytłumaczył.
-Spokojnie. Są w pracy. Już nawet ich polubiłam. Poza tym, znam agenta od dawna, dlatego nie bój się.
Wyjaśniła na spokojnie.
-Jednak do niczego cię nie zmuszam.
Uśmiechnęła się łagodnie, idąc powoli w stronę wyjścia.
-No dobra. Jedynie musiałbym skoczyć po ładowarkę albo najpierw się naładować, a potem do ciebie. To jak?
Wyrównał z nią krok.
-No dobrze, więc usiądę i poczekam.
-Ale nie tutaj. Chcę stąd wyjść jak najszybciej. Na widok tych białych ścian mam dreszcze.
Na samo wspomnienie o szpitalu poczuł ciarki na plecach.
-To najpierw fabryka, a potem do ciebie.
-No dobrze, dobrze. To chodźmy.
Lekko się zaśmiała.
-Prowadź.
Pojechali taksówką, a jazda im długo nie zajęła. Szybko znaleźli się przed drzwiami zbrojowni.
-Trochę to potrwa, także zapraszam.
Przepuścił ją do środka sanktuarium.
-Spokojnie, Tony. Nigdzie mi się nie spieszy.
Weszła od razu za nim i czekała, aż zabierze ładowarkę. Rozglądała się po pomieszczeniu, dostrzegając naprawione zbroje. Na sam ich widok przebudziły się wspomnienia z dnia, kiedy straciła ojca. Stała bez ruchu, pogrążając się w ich mroku. Tony zauważył to, więc zrezygnował z podpinania implantu. Zaniepokojony podszedł bliżej niej.
-Pepper, wszystko gra?
-Tak. To nic.
Skłamała, aby nie dawać mu powodów do obaw. Starała się panować nad sobą.
-Naładuj się i możemy iść.
-Przecież widzę, że coś jest nie tak.
Zaprowadził ją na kanapę, odkładając ładowanie na później.
-Nie, nie. To nic. Naprawdę… Lepiej zadbaj o siebie.
Poprosiła.
-Doktorek nie będzie zachwycony jak zobaczy cię znowu tego samego dnia.
Przez śmiech ukryła swoje prawdziwe uczucia. Chłopak nie dał się na to nabrać.
-Pepper, przecież wiesz, że się o ciebie martwię.
Spojrzał na bransoletkę, która wyświetlała ilość energii w rozruszniku. Miał jeszcze czas, bo trzydzieści procent mógł wytrzymać.
-Możemy porozmawiać, więc mów co ci na sercu leży.
-To nic takiego. Proszę cię. Zajmij się swoim zdrowiem.
Z większym naciskiem nalegała na posłuszeństwo.
-Dla mnie jest już za późno. Wady serca nie cofnę, ale tobie można pomóc. Po prostu pozwól na to.
Poprosił, patrząc jej w oczy.
-Pogadamy u mnie w domu, dobra? Teraz weź się zajmij tym co trzeba.
Wcisnęła mu urządzenie do ręki.
-Ale już. Nie wymiguj się.
Dłużej nie walczył i zrobił to co trzeba. Zdjął koszulkę oraz odwinął część bandaży. Podpiął rozrusznik.
-Będziemy tak siedzieć bez słowa?
-To zapodaj jakiś temat.
Zaproponowała, a on przez chwilę zastanawiał się nad tym, aż wybrał.
-To może szkoła? Co chcesz robić w przyszłości?
-Oj! Nie wiem. Myślałam nad byciu policjantką, ale lepsze zadania mają agenci T.A.R.C.Z.Y.
Pomyślała nad pierwszym wyborem z zainteresowań.
-A ty? Będziesz Iron Manem do końca życia czy planujesz coś innego?
-Iron Man to dla mnie taka odskocznia, chociaż tak serio, to sam nie wiem. Sportowcem nie zostanę.
Zaśmiał się.
-Chyba nadal pozostanę przy tworzeniu nowych wynalazków.
-O! To jest dobra myśl.
Zgodziła się z tym. I ponownie pojawiła się niezręczna cisza. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X