Rozdział 26: Wszystko ma swoje granice

Po uwolnieniu z miażdżącego uścisku Ducha, Tony powoli dochodził do siebie. Zdołał zauważyć, jak Rick padł na ziemię. Nie ruszał się.
-Cholera. Tylko nie to!
Od razu do niego podbiegł i zrzucił siatkę, a następnie otoczył polem siłowym. Reszta agentów strzelała do napastników.
-Komputerze, sprawdź jego funkcje życiowe.
Słysząc o spadku tętna nie zwlekał z zabraniem rannego do szpitala. Całą drogę monitorował jego stan, aż oddał agenta w ręce Yinsena. Nikomu więcej nie ufał.
-Agent porażony prądem. Proszę mu pomóc.
-Czy wszyscy bawią się z wysokim napięciem? Zrobię wszystko co w mojej mocy, aby mu pomóc.
-Dziękuję.
Po tych słowach wyleciał ze szpitala, zaś lekarz wziął się za swoją pracę. Zabrał chorego do jednej z sal, podłączając elektrody do klatki piersiowej.  Przez kardiomonitor zauważył nierówne działanie serca. Na szczęście podane leki unormowały bicie organu. Chwycił za telefon, dzwoniąc do Victorii. Wiedział, że powinien powiedzieć jej o stanie Ricka. Odebrała, choć nadal zajmowała się Pepper. Oddychała bardzo niespokojnie, a leki przestały działać.
-Powiedz mi coś, co mnie ucieszy. Błagam.
Mężczyzna słyszał w jej głosie zmęczenie oraz załamanie.
-Dzwonię nie w porę? To może nie będę cię jeszcze bardziej katował. Pogadamy jutro.
Słowa przyjaciela ani trochę nie uspokoiły żony rannego.
-Co masz na myśli? Nic mi nie ściemniaj.
-Nie mam serca cię okłamywać, a i tak się dowiesz. Zajmuję się twoim mężem, bo był porażony prądem. Jednak opanowałem sytuację. Muszę jedynie siedzieć przy nim te kilka godzin, więc przydałabyś mi się do nagłych wypadków. Jesteś w stanie przyjechać? Mogę powiadomić kogoś innego.
Wytłumaczył spokojnie.
-Mogę pomóc, chociaż potrzebuję też zająć się Pepper. Leki przestały działać i jestem bezradna.
Przyznała z trudem.
-Przepraszam cię, Ho. Chcę ci pomóc i to zrobię, ale muszę też i jej pomóc.
Przełączyła się na mini słuchawkę, zabierając ze sobą walizkę, do której włożyła apteczkę oraz dokumenty.
-Zaraz będę.
-Dziękuję, Victorio. A co dokładnie się dzieje z Pepper?
Ciekawość wzięła górę.
-Ciężko oddycha i jest nieprzytomna. Zaraz ją zabiorę do szpitala. Może będziesz w stanie znaleźć jakieś lekarstwo na te ataki paniki.
Szybko wzięła kluczyki i wzięła chorą ze sobą dość ostrożnie. Położyła na tyłach wraz z walizką, a potem już tylko wsiadła za kierownicą, wyruszając w drogę. Ciągle utrzymywała kontakt z przyjacielem.
-Leki nie pomogły? To dziwne… Nie wiem, czy da się jej inaczej pomóc.
Czuł obawy, iż dziewczyna nigdy nie wyjdzie z tych ataków.
-Gdybym wiedziała więcej, ale zaczęła się przede mną zamykać. Nie wiem co robić, Ho. To mnie naprawdę przerasta!
Wydusiła z siebie poddenerwowana. Miała fart, bo nie trafiła na korki. Była coraz bliżej placówki medycznej.
-To może być spowodowane zmianą sytuacji i otoczenia. Może coś znajdziesz w jej kartotece medycznej.
-Sprawdzałam ją ostatnio. Nawet mam przy sobie wraz z innymi pacjentami z cyberchirurgii.
Po kilku minutach, znalazła się na miejscu. Rozłączyła się, próbując zaparkować na parkingu szpitalnym. Zdołała trafić na ostatnie wolne miejsce. Wzięła ze sobą walizkę oraz dziewczynę w swoje ramiona. Zabrała gadułę do sali obserwacji, kładąc na łóżku. Podłączyła do urządzeń i wyszła szukać Ho. Strach o męża nadal nie zniknął.
Tymczasem Rhodey zamartwiał się o Tony’ego. Nie widział go w domu, więc zajrzał do zbrojowni. Zamarł, wchodząc do środka. Brat leżał nieprzytomny na podłodze. Bez dłuższego namysłu zadzwonił po pogotowie. Wyniósł chorego przed fabrykę od razu na dźwięk syren.
-Zabieramy go.
-Mogę jechać z wami?
Chwilę się zastanawiali, ale widząc nieznaną technologię zgodzili się, aby wsiadł. Na monitorze widział bardzo nieregularne linie. Takie same jak po wypadku samolotu, a tętno… zwalniało.
-Tracimy go. Przygotować defibrylator.
-Nie! To go zabije!
-Dzieciaku, on już umiera.
-Błagam. Jedźcie szybciej i pomóżcie mu samymi lekami.
Nie sprzeczał się i przyspieszyli na prostej, aż trafili na miejsce. Szukał specjalisty po szpitalu. Nie potrafił go odnaleźć. Na szczęście zauważył znajomą mu lekarkę.
-Niech mu pani pomoże. Błagam!
Był zrozpaczony, gdyż nie chciał stracić brata. Kobieta wzrokiem widziała jak implant słabo pobudzał serce. Podała leki, żeby unormować rytm. Wzięła chłopaka na cyberchirurgię, gdzie podłączyła do maszyn. Wysłała przez pager jeden sygnał do przyjaciela. Lekarz usłyszał dźwięk, lecz bał się zostawiać Ricka bez opieki. Poprosił znajomego doktora do sali.
-Pilnuj go. Jeżeli coś zacznie się dziać, masz mnie zawiadomić.
Z tymi słowami wyszedł, kierując się do miejsca, gdzie znajdowała się przyjaciółka. Nie cieszył się na widok znajomego pacjenta.
-Co mu się stało? Przecież on umiera!
-A ja mam wiedzieć? Co robić?!
Zaczęła krzyczeć, a wiedziała, że w tym zawodzie potrzebny był spokój. Ho przyjrzał się mechanizmowi oraz wynikom.
-Obawiam się, że wada serca się pogłębiła. Nie ominie się bez zabiegu. Pomożesz?
Powiedział to na tyle spokojne, żeby i partnerka z pracy się uspokoiła.
-Powiedz mi co mam robić. Nie chcę mu bardziej zaszkodzić.
Oboje ubrali się odpowiednio do zabiegu, czyli fartuch, rękawiczki oraz czepek. Kobieta wzięła kilka głębokich wdechów na opanowanie nerwów. Poczuła się lepiej, więc tylko czekała na wytyczne.
-Implant jest połączony bezpośrednio z jego sercem. Trzeba go ostrożnie wyjąć i ustawić na mocniejsze impulsy. Musimy też sprawdzić, na jakim etapie zaawansowania jest wada. Damy radę, nie?
Uśmiechnął się do niej.
-Musimy.
Nie wiedziała co więcej powiedzieć. Zżerał ją stres, a mimo tego, starała się być w pełni opanowana. Najpierw uśpili chłopaka, aby nie obudził się podczas ingerencji chirurgicznej. Wykonała lekkie nacięcia w celu wyjęcia implantu. Ciągle monitorowali funkcje życiowe. Serce było w opłakanym stanie.
-Tak było wcześniej?
Mężczyzna także był przerażony na widok organu.
-Nie, ale módlmy się, żeby wzmocnienie pracy rozrusznika pomogło. Inaczej obawiam się, że będzie konieczny przeszczep… a on tego nie przeżyje.
Spojrzał na kobietę przygnębionym wzrokiem.
-Trzymajmy kciuki. Uda się nam. Po prostu musi być tak, a nie inaczej.
Usiłowała podbudować motywację, a także chęć walki o jedno życie. O życie, które już miało przed sobą wiele prób.
Gdy Yinsen ustawiał implant, Victoria wpatrywała się w odczyty.
-Już prawie skończyłem. Mam nadzieję, że serce zaakceptuje nowe ustawienia.
Podpiął wszystkie kable z mechanizmu, ale nie wkładał go.
-Zaraz zrestartuję implant. Musimy być gotowi na wszystko.
Opiekunka Pepper przygotowała sprzęt do defibrylacji.
-Zrób to.
Nie musiała dwa razy powtarzać. Wyłączył urządzenie, przez co zmiany na monitorze były widoczne od razu. Serce nie wysyłało wymaganego impulsu.
-Musimy odczekać chwilę. Podaj mu tlen. Ułatwimy mu życie.
Po chwili, włączył implant, zaś ona dała maskę tlenową. Czekali na zmianę stanu Tony’ego. Wystarczyło parę minut, żeby coś zaczęło się dziać. Nic dobrego.
-Jego serce przestało bić, a defibrylator go zabije. Co robić?
Spytała, licząc na szybką reakcję.
-Zwykła reanimacja. Już nie da się mu bardziej zaszkodzić.
Wyjaśnił na spokojnie. Zaczął uciskać klatkę piersiową, zaś implant nadal nie działał, jak należy.
Nagle mężczyzna otrzymał telefon. Zmartwił się jeszcze bardziej.
-Przejmij uciskanie. Muszę się zająć kimś jeszcze.
-Ho, nie teraz! Potrzebuję cię!
Była załamana.
-Wrócę, a poza tym i tak dasz radę. Wiem to.
Uśmiechnął się, pocieszając i wyszedł. Kobieta przejęła reanimację.
-No dalej, Tony. Walcz. Całe życie przez tobą.
Zmęczenie dało o sobie znać, lecz resztkami sił walczyła za niego. Nie przerywała czynności ratowniczych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X