Rozdział 13: Najwyższa pora na decyzję

Ledwo zamknęły się drzwi, aż języki im się rozplątały do mówienia. Tony chciał zrozumieć, z czym boryka się przyjaciółka. Obwiniała się, a on nie rozumiał tego.
-Jak to twoja wina? To ja się zdezorientowałem i zostałem pokonany. Nie wiń siebie.
-Moja, bo… Bo nie byłam czujna. Poza tym, tak mnie załatwili, że nie mogłam go ochronić. Nie mogłam.
-Ochronić? Kogo?! Pepper, nie kryj niczego przede mną.
Błagał o wyjaśnienia.
-Tony, ja… Ja nie chcę cię denerwować. Wiem, że ściemniasz przed doktorkiem. Nie warto. Uwierz mi. Gdybym ukrywała tak jak ty, nawet nie pomyśleliby o truciźnie.
Wyjaśniła i sama poczuła troskę o jego zdrowie. Z tego też powodu nie tłumaczyła więcej.
-Pepper…
Nie zdołał dokończyć, bo w sali pojawił się Rhodey.
-Jak dobrze was widzieć żywych.
-Tak. Też się cieszę.
Przytulił brata, który starał się nie pokazywać po sobie cierpienia.
-Pepper, a co u ciebie?
-Chyba wiesz. Poza tym, to lepiej i mam pytanie. Czy twoja mama jest w szpitalu?
Spytała, żeby mieć już to wszystko za sobą.
-Nie, bo pojechała do pracy. Mam coś przekazać?
-Muszę z nią porozmawiać. Wiesz o czym.
Mrugnęła okiem porozumiewawczo. Tony spojrzał na nich pytająco.
-Super, czyli wszyscy mają przede mną jakieś tajemnice, tak?
-A czy musisz wszystko wiedzieć? Powiem ci jak będziesz gotowy.
Stwierdziła na spokojnie.
-Tony, powiem ci, ale sama nie wiem, jak to będzie. Na pewno się dowiesz o wszystkim, ale… Ale daj czas.
Poprosiła przyjaciela bez kłamania. Całe jej życie stało pod znakiem zapytania. Nawet Victoria miała dylemat nad rozmową z dyrektorem. Czekała co powie.
-Jesteś pewien, Ho? Da sobie radę
-Ależ oczywiście. Ręczę za nią. Ma ogromną wiedzę i na pewno sobie poradzi.
-Hmm… No dobrze… Zostajesz zatrudniona. Mam nadzieję, że szybko zaaklimatyzujesz się w tej placówce.
-Dziękuję. Postaram się nie zawieść.
Podziękowała, żegnając się z nim. Razem wrócili do nastolatków. Geniusz nie zdołał dokończyć pytania, więc zakończył temat.
-No to co? Chcecie wrócić do domu?
Spytała się ich lekarka.
-Tak, bo nie mam zamiaru tu dłużej siedzieć.
Chłopak miał także dość tajemnic. Niecierpliwił się, czekając na decyzję lekarza oraz wypis.
-No to moim zdaniem, Pepper potrzebuje jedynie psychologa, ale wizyta w szpitalu już może się skończyć.
-No a co ze mną?
Zapytał doktorki, która pytająco spojrzała na Ho.
-Hmm… Niech Victoria zadecyduje. To będzie twój pierwszy test.
-No chyba sobie żartujesz. Pierwszy raz… Ekhm! Ja nie znam jego przypadku
Była w szoku co sobie ubzdurał. Czuła, że ten test był spalony na samym starcie.
-Powiem w skrócie wszystkie potrzebne informacje do podjęcia decyzji. Chłopak jest po poważnym wypadku, w którym jego serce zostało poważnie uszkodzone i nie spełniało swojej funkcji. To urządzenie na jego piersi, to rozrusznik, który wysyła impulsy elektryczne do pobudzenia organu. Trzeba je ładować i jest zasilane kylitem. No to jak? Podejmujesz się wyzwania?
Uśmiechnął się do kobiety.
-Hmm… Podejmuję, ale jeśli coś pójdzie nie tak, to idzie na ciebie?
-Jeżeli źle zadecydujesz, poprawię cię. Dopiero zaczynasz. Nie będę dla ciebie taki ostry, żebyś od razu uciekła.
-Dobra, więc mam podjąć decyzję o wypisie?
Zapytała dla pewności.
-Tylko tyle?
-Najpierw liczę, że go przebadasz, a potem postanowisz, czy go wypisać. Spokojnie. Nawet, jeżeli się pomylisz, to cię poprawię. Po prostu chcę cię sprawdzić.
-Dobra… No to nie bój się, Tony. Raczej cię nie zabiję.
Zaśmiała się, podchodząc do Tony’ego. Sprawdziła odczyty z kardiomonitora, szwy, działanie implantu oraz oceniła własnymi oczami czy wyglądał na tyle dobrze, aby mógł wyjść ze szpitala.
-No dobra, Tony. Jak się czujesz od 1 do 10?
-Hmm… 7,5?
-O! Czyli coś jest nie tak. Powiesz mi co ci dokucza?
Zapytała, szukając powodu takiej oceny stanu zdrowia.
Chłopak wypuścił powietrze z płuc, żeby znowu je po chwili nabrać.
-A nie możemy sobie tego odpuścić? Naprawdę chcę wrócić do domu. Nic mi nie jest.
-No dobra. Moim zdaniem, nie powinieneś dostać wypisu, ale chyba możesz wyzdrowieć w domu. Nie ma powodu do obaw. Także najlepiej będzie, jak wyjdziesz ze szpitala. Znając życie, nie lubisz tu siedzieć, prawda?
-Jakby czytała mi pani w głowie.
Nieco później odezwał się Yinsen.
-Świetnie ci poszło. Oj! Coś czuję, że kiedyś godnie mnie zastąpisz. To ja idę po wypisy.
Z tymi słowami wyszedł z sali. Chłopak był w szoku, że tak łatwo poszło, zaś kobieta również nie ukrywała zdziwienia. Jednak zdany test coś znaczył.
Po kilku minutach niezręcznej ciszy, doktor wrócił z niezbędnymi papierami. Tony zabrał swoją dokumentację i wyszedł z sali. Wpierw wstąpił do łazienki, żeby przebrać się w swoje ubrania, a następnie skierował się do wyjścia szpitala. Przy drzwiach złapał go Rhodey.
-Tony, gdzie ty idziesz?
-Na zewnątrz, a nie widać?
-Ej! Chłopie, coś ty taki nerwowy?
-Mam dosyć tajemnic, dobra? A teraz dajcie mi spokój.
Wyszedł z budynku, kierując się w stronę zbrojowni, zaś Pepper wyszła na korytarz. Roberta od razu do niej podeszła.
-Już cię wypuścili?
-Tak. Nawet Tony’ego.
Przełamała się, odważając się na podjęcie decyzji.
-Długo myślałam nad tym, z kim być. Nie chcę sprawiać kłopotów, bo ma pani chłopaków na głowie, dlatego chyba… Chyba zostanę z agentem Bernes.
-Oczywiście, Pepper. Uszanuję twoją decyzję. Cieszę się, że znajdziesz nowy dom.
-Dziękuję. Dziękuję, że chciała pani mi pomóc.
Pożegnała się z nią, a prawniczka pojechała od razu do domu. Krótko czekała na agenta oraz jego żonę.
-Jesteś pewna, że tego chcesz, Patricio?
-A czy sprawię tym jakiś kłopot dla pana?
-Heh! Mów mi po imieniu.
Uśmiechnął się lekko.
-Zgoda, więc Rick, tak?
Spytała dla pewności.
-Tak.
-To mi proszę mówić Pepper.
-Mam gadać do ciebie „pieprz”?
-Albo papryka.
-Wystarczy Pepper.
Wtrąciła się Victoria, która była mężem agenta, a jej nową matką.
-No to jesteśmy w komplecie. Gdyby ktoś pytał, zdołałem zabrać twoje rzeczy z domu.
Wyjaśnił mężczyzna.
-Czyli wiedziałeś, że tak wybiorę?
Szybko przestawiła się na „ty”.
-Nie, ale zabrałem je, bo zajmowałem się twoją ochroną. Gdybyś zamieszkała z Robertą, pojechałbym po nie i miałabyś je u Rhodesów.
Wyjaśnił krótko, na co lekarka lekko ziewnęła.
-No dobra, moi mili. Możemy już jechać.
Wyszli ze szpitala, kierując się do samochodu. Nie był furgonetką, a zwykłym pojazdem na czterech kółkach. Czuła się lekko skrępowana, ale z jakiegoś powodu nie czuła paniki.
~~~~***~~~~
Mata. Najgorsze co mogło być na maturze. Trzymam kciuki za wszystkich maturzystów ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X