Rozdział 20: Będą ofiary

Tony spojrzał błagalnym wzrokiem na przyjaciela. Nie mógł się ruszyć przez ładowanie, więc musiał go poprosić o coś.
-Ja stąd nie ucieknę, ale proszę cię. Idź za nią.
-No a ty?
-Zostaję.
-No dobra. Nie ma sprawy.
Rhodey wyszedł zaraz za Pepper i od razu ją zawołał.
-Chodź do nas do domu. Twoja nowa opiekunka za chwilę powinna po ciebie przyjechać.
-Poważnie?
Była w lekkim szoku.
-No nie wiem.
-Byłaś przez większość czasu nieprzytomna, a to ona cię ocuciła.
Wyjaśnił, a następnie wskazał na dom.
-Zapraszam.
-Eee… No dobra.
Niezbyt chętnie się zgodziła, aby wejść do środka. Mimo wszystko, zgodziła się.
-A ty pilnuj Tony’ego.
Poprosiła, a raczej nalegała.
-Tony’ego pilnuje ładowanie. Daleko bez tego nie zajdzie, więc nie musisz się tak o niego martwić.
Uspokoił ją.
-Ale lepiej mieć na niego oko.
Nadal nalegała, a potem udała się do łazienki.
-Zaraz będę. Muszę się ogarnąć.
I zniknęła za drzwiami pomieszczenia, gdzie dokładnie umyła twarz, wycierając ją ręcznikiem. Jako że dużo czasu minęło, to chciała sprawdzić godzinę. Dostrzegła wyłączony telefon. Od razu go uruchomiła, spoglądając na cyfry.
-Dwunasta? Może być.
Powiedziała sama do siebie i z powrotem dołączyła do przyjaciela. Czekali w salonie na pojawienie się Victorii, zaś Tony nadal się ładował.
-Posprawdzaj, czy masz wszystko ze sobą. Powinna się tu lada chwila pojawić.
-Tak… Wszystko mam. Dzięki.
Dość szybko sprawdziła swoje rzeczy, upewniając się, że nic jej nie brakowało.
Nagle otrzymała wiadomość. Lekko się zdenerwowała, ale sprawdziła jego treść.
„Kolejne spóźnienie, bo korki się dłużą. Wybacz”
-Znowu jakiś szantaż?
Zmartwił się histeryk, gdyż SMS-y nie były ostatnio łaskawe.
-Nie, nie. To mama. Znowu się spóźni.
Lekko posmutniała.
-Więc chyba jeszcze trochę sobie poczekam.
Niespodziewanie usłyszeli pukanie do drzwi. Chłopak od razu podszedł i rozpoznał znajomą kobietę. Wpuścił ją do środka. Nie minęło kilka chwil, a tuż za nią wparował Tony. Brat od razu chwycił za jego nadgarstek, aby sprawdzić poziom implantu. Był naładowany w pełni.
-Dzień dobry.
Przywitał się z nią.
-O! Widzę, że mamy komplet.
Uśmiechnęła się do nastolatków.
-No dobrze. Przyszłam po moją zgubę.
-Mama?
Nieśmiało wyszła do niej i przytuliła. Cieszyła się, bo zaakceptowała ją jako nową matkę.
-Już cię zabieram do domu.
Ucałowała dziewczynę w czoło.
-A wam dziękuję za pomoc. Tak przy okazji, Tony. Mogłabym z tobą na chwilę porozmawiać?
Spytała, aby dowiedzieć się więcej o ataku rudzielca.
-Spokojnie. Nie chodzi o ciebie.
Wytłumaczyła, bo był zdezorientowany. Jednak zgodził się z nią zamienić kilka słów. Udali się do innego pokoju, aby nikt ich nie słyszał.
-Chodzi o Pepper, tak? Jest bardzo źle?
-Słyszałam, że byłeś z nią, gdy miała atak paniki. Przypominasz sobie co się z nią działo?
Spytała spokojnie.
-Nie denerwuj się. Po prostu muszę wiedzieć jak jej pomóc.
Geniusz próbował przypomnieć sobie każdy detal z tamtego momentu.
-Siedzieliśmy na kanapie i rozmawialiśmy. Potem przypomniała sobie o tacie i rozglądała się wokół. Chyba miała jakieś halucynacje, bo widziała jak ktoś mnie ranił.
Na moment się zatrzymał i znów przemówił.
-Później ją uspokoiłem i do tej pory jest dobrze.
Opowiedział wszystko zgodnie z prawdą.
-Podobno wcześniej też miewała ataki, ale dużo słabsze i obyło się bez leków.
-Dobrze… Tyle mi wystarczy. Nawet nie wiesz jak bardzo mi pomogłeś, Tony. Dziękuję.
Podziękowała i razem wrócili do pozostałych. Pożegnała się z nimi, zabierając Pepper do domu. Dziewczyna siedziała z tyłu, patrząc na mijany krajobraz. Opiekunka próbowała z nią pogadać, lec ona błądziła myślami po innym świecie. Dopiero przez lekkie stuknięcie palcem w ramię przywróciło nastolatkę do rzeczywistości.
-Wszystko gra, Pepper?
-Tak, ale nie musiałaś po mnie przyjeżdżać. Potrafię trafić.
Wyjaśniła.
-Z pewnością tak jest. Jednak musimy wreszcie szczerze porozmawiać.
-Mam się… bać?
Spytała z lekkim niepokojem.
-Pepper, chcę ci pomóc i wiem, że coś cię dręczy. Szczera rozmowa jeszcze nikomu nie zaszkodziła.
Lekko się zaśmiała, przez co gaduła sama skusiła się na pokazanie uśmiechu. Czar prysł wraz z dźwiękiem telefonu. Zastanawiała się nad twórcą wiadomości. Nie był to nikt z dobrych ludzi. Przekonała się o tym, kiedy ciekawość zwyciężyła. Na widok zdjęć martwych agentów zasłoniła usta. Prawie chciała krzyczeć. Pod fotografiami znalazł się podpis.
„Ostrzegałem, Patricio. Ostrzegałem, że będą ofiary”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X