Rozdział 25: W sidłach wroga

Pepper na nowo wpadła w panikę, więc Tony znowu zaczął ją uspokajać. Ostrożnie się do niej przysunął.
-Pepper, nikt mnie nie skrzywdzi. Jesteśmy bezpieczni. Ty i ja. Nie bój się.
-Kłamiesz. K… Kłamiecie.
-Pepper, ich tu nie ma! Zostali aresztowani!
Nowa matka próbowała jakoś do niej przemówić.
-Te wiadomości są fałszywe. Oni chcą tylko, żebyś się bała. Karmią się twoim strachem.
Powiedziała półprawdą.
-Już nie zrobią ci krzywdy. Spokojnie.
Geniusz również próbował opanować jej nerwy.
-Pepper?
Nie odpowiedziała nic. Przechyliła się na bok, mdlejąc. Kobieta skontrolowała jej funkcje życiowe poprzez bransoletkę, a następnie podała leki uspokajające.
-Jednak nici z waszego wyjścia. Wybacz.
-Czy… Czy ona z tego wyjdzie?
Był przerażony jej atakami, a także wściekły za swoją bezradność.
-Na razie wszystko jest pod kontrolą. Nie martw się. Od tego przecież jestem, żeby jej pomóc.
Zauważyła, że oddech się unormował, więc leki działały. Nie zdradzała swoich obaw, gdyż wiedziała, że chłopak miał za dużo wrażeń jak na jeden dzień. Przykryła chorą kocem i zajęła się sprzątaniem puzzli.
-Przepraszam, że musiałeś być tego świadkiem. Nie powinieneś w swoim stanie doświadczać takich rzeczy.
-Przeżyłem już gorsze chwile, a mi przecież nic nie jest.
Wyjaśnił spokojnie.
-Jeżeli będę w pobliżu, to zawsze mogę jej pomóc.
-Wiem, ale nie chcę, żebyś przechodził przez to samo. Już wystarczająco masz kłopotów.
Kobieta nie zamierzała mieć kolejnego pacjenta, a przyjacielowi wolała oszczędzić rollercoaster przygód.
-Obyło się bez ataków po śmierci mojego ojca. Takie widoki to dla mnie błahostka.
Uśmiechnął się do lekarki.
-Więc przywykłeś do tego? Gratuluję. Jestem naprawdę z ciebie dumna.
Pochwaliła go za taką postawę. Zastanawiała się nad zadzwonieniem do męża, gdyż wiadomość o ofiarach i zdjęciach zmarłych nie była czymś normalnym. Po wybraniu numeru czekała na odzew. Nie odbierał, przez co zmartwiła się.
-Coś się stało?
-Nie wiem, ale na razie niczego się nie dowiem.
Stwierdziła z lekkim opanowaniem, a wewnątrz drżała ze strachu. Stark domyślał się, że sprawa dotyczyła jej męża. Chciał to sprawdzić.
-To może ja już pójdę.
-Poczekaj.
Sprawdziła bransoletkę, upewniając się o pełnym ładowaniu.
-No dobra. Jeśli chcesz, to cię nie zatrzymuję.
-Dziękuję.
Odpiął ładowarkę, założył koszulkę, zaś urządzenie wziął do ręki.
-Do widzenia.
Wyszedł z domu Bernesów, łapiąc taksówkę. Od razu, kiedy dotarł pod swoje lokum, skierował się w stronę fabryki. Tam założył zbroję i wyleciał na miasto. Ostatnią aktywność FBI odnalazł na jakiś magazynach na nadbrzeżu. Bez wahania poleciał w tamtym kierunku. Agenci krzyczeli, zaś Rick jako ich dowódca nie wiedział, jak działać. Byli w potrzasku tak samo jak kiedyś Virgil Potts.
Kiedy Iron Man wylądował między dwoma grupami, które ze sobą toczyły walkę, odwrócił się w kierunku agentów.
-Zabierzcie rannych i wynoście się stąd.
Pojawienie się bohatera jedynie bardziej sprowokowało przeciwników do większego ostrzału. Podniósł jeden z kontenerów, tworząc ochronę dla ludzi Ricka. Szef wykorzystał pomoc herosa, przegrupowując oddziały.
-Oddział Alfa na lewo! Brawo na prawo! Reszta robi za barykadę! Nie pozwólcie im uciec!
Krzyczał do nich, zaś sytuacja robiła się coraz bardziej poważna. Tony nie zamierzał im przeszkadzać, więc podszedł do ich dowódcy.
-Może na coś się przydam?
-Gdybyś mógł, to obroń moich ludzi. Ja idę po większą rybę.
Wstał, idąc do magazynu. Na widoku miał Nefarię, który wysłał kolejne zdjęcia z podpisem o ofiarach. Teraz miał dowód, że to on dręczył dziewczynę. Przeładował broń, czekając na odpowiednią okazję.
Nagle znikąd pojawiła się zjawa.
-Duch.
Chłopak nie chciał zostawić agenta samego, dlatego poszedł za nim. Akurat miał czystą linię strzału, lecz nie zdołał wymierzyć przez szybkie zniknięcie przeciwnika. Dostrzegł go później jak wszedł ręką w pancerz Iron Mana.
-No i proszę. Mamy nieproszonych gości.
Zacisnął dłoń na prawie niedziałającym sercu. Ból był na tyle ogromny, że pilot wydał z siebie krzyk. Czuł, jak uciekały z niego siły życiowe. Rick strzelił mu w obronę, a następnie wskazał gestem ręki na agentów z poszczególnych grup. Cały magazyn został otoczony, dlatego nikt nie mógł uciec. Jednak brakowało mu amunicji i jedynie ciosem z pięści znokautował Ducha. Najemnik zostawił bohatera w spokoju, ale terroryści tylko czekali na polecenie hrabi.
-Teraz!
Rzucili siatkę na agenta, aż poczuł piekielny ból. Długo nie ustał na nogach, gdyż serce zwalniało. Usiłował walczyć dla swojej rodziny. Przegrał, pogrążając się w ciemności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X