Rozdział 10: Victoria Bernes

Kobieta odebrała za pierwszym sygnałem. Była zadowolona, że mąż o niej pamiętał.
-Hej, Rick. Jak tam w pracy? Obyś nie spóźnił się na dzisiejszą kolację.
Czuł jak się uśmiechała przez słuchawkę. Żałował, że musiał zepsuć jej dobry humor.
-Mam do ciebie małe pytanie. Chodzi o antidotum na środki, które stosuje Maggia przy porwaniach i torturach. Pamiętasz co pomagało?
Spytał, podając podstawowe informacje.
-Hmm… To zależy, ale jaką masz sytuację?
-Może podam ci lekarza do słuchawki.
-Jasne. Żaden problem.
Agent podał telefon Yinsenowi.
-Proszę z nią porozmawiać.
-Dzień dobry. Nie lubię rozmawiać przez telefon, ale tym razem, muszę zrobić wyjątek. Mam tutaj dziewczynę. W jej krwi wykryłem jakąś substancję. Powoduje paraliż. Tak przypuszczam…, ale moja odtrutka nie zadziałała, a sytuacja jest naprawdę poważna. Muszę działać szybko.
-Cóż… A jakieś inne objawy? Potrzebuję więcej informacji.
-Raczej nie zauważyłem nic innego. Problemy z oddychaniem mogą być spowodowane złamanymi żebrami. Hmm… Może utrata przytomności?
-A krwawienie? Jakieś rany?
-Zaszyłem ranę po nastawieniu żeber. Dwa razy ją rozerwała, więc podałem szczepionkę na tężec. Krew też podałem. Może lepiej niech pani przyjedzie i sama się jej przyjrzy.
-Nie trzeba. Wygląda na to, że ma pan do czynienia z niebezpieczną mieszanką paraliżująco- krwotoczną. Stąd bezwład ciała i strata krwi.
-Rozumiem. Ma może pani jakiś skład tej mieszanki? Lub może odtrutkę? Nie chcę, żeby się wykrwawiła, a nie mogę jej też ciągle podawać krwi. Są też inni pacjenci.
-W porządku. To zaraz przyjadę.
-Dobrze. Dziękuję.
Po rozmowie, rozłączył się i oddał telefon Rickowi. Czekał na przyjazd kobiety. Znalazła się w szpitalu po godzinie wraz z walizką, która zawierała najważniejsze elementy. Mąż poszedł sprawdzić, czy była w pobliżu. Znalazł ją na korytarzu. Ucałował w policzek i przytulił.
-Myślałem, że później się zobaczymy.
-Jak widzisz, to jestem tu bardziej zawodowo.
Wskazała na walizkę.
-No tak, więc zapraszam.
Zaprowadził ją do odpowiedniej sali.
-Tutaj masz swoją pacjentkę. Patricia Potts. A to lekarz, który się nią zajmuje.
-Witam.
-Podała rękę.
-Liczę, że wspólnymi siłami pomożemy pacjentce.
Łagodnie się uśmiechnęła, a następnie wyjęła cały sprzęt do tworzenia odtrutki. Przyjrzała się dziewczynie, która na jej oczach straciła przytomność.
-Czas się kończy.
Sprawdziła ze zmartwieniem wszelkie rany oraz parametry. Nie były dobre, bo trucizna rozprzestrzeniła się po całym organizmie.
-Trucizna niebawem dosięgnie serca. Nie można na to pozwolić.
Podała listę lekarzowi, wskazując na kolejność dodawania składników. Całą zawartość zmieszała i zaaplikowała do strzykawki. Podała przez wenflon.
-Teraz pozostało tylko czekać.
Rick usiadł obok rannej, dając jej siłę do walki. Liczył na to, że odtrutka zadziałała.
-Nie martw się. To powinno jej pomóc.
Położyła mu rękę na ramieniu, dodając nieco otuchy.
-Oby, ale gdybym bardziej jej pilnował, nie doszłoby do tego.
Nadal czuł się współwinny tej sytuacji.
-Maggia jest bezlitosna. Wiesz o tym. Pamiętasz, ile razy z Virgilem musiałeś się z nimi ścierać?
-Tak. Pamiętam.
Na samo wspomnienie o zmarłym przyjacielu poczuł się źle. Martwił się zarówno o Pepper jak i o Tony’ego. Na szczęście lekarz zajął się nim.
-Dziękuję pani bardzo. Gdyby nie pani, pewnie ta dziewczyna już byłaby martwa… No to teraz muszę zająć się tobą.
Spojrzał na Tony’ego.
-Jak jeszcze raz odepniesz się od kardiomonitora, to nie będę cię dalej leczył, a beze mnie długo nie pociągniesz. Zdejmuj tę koszulę, bo muszę przyjrzeć się czy wszystko ładnie się goi.
Posłusznie wykonał prośbę. Doktor powoli odwijał bandaże. Nie widział powodu do niepokoju. Za to Victoria sprawdziła odczyty z kardiomonitora nastolatki. Sytuacja wyglądała na lepszą, więc spakowała wszelkie narzędzia do walizki.
-No to chyba nic tu po mnie. Także do widzenia.
-Niech pani zaczeka chwilę. Naprawdę świetna robota. Nie chciałaby pani może zacząć pracować w tym szpitalu? Przydałaby mi się pomoc, a przecież sam też nie będę żył wiecznie.
-Rozumiem, ale ja niewiele umiem. Jestem niezbyt obeznana w medycynie. Wiem tyle co uczyłam się na studiach i z życia.
Wyjaśniła, chociaż po części była zainteresowana propozycją.
-Dlatego będę cię uczył. Tę technologię…
Wskazał na implant.
-Znam tylko ja, a przecież nie zawsze będę w szpitalu. Fajnie by było, gdyby ktoś mógł mnie czasem zastąpić. Jak dla mnie, to pani nadaje się idealnie.
-No nie wiem. Naprawdę nie chcę nic zwalić i… I mieć czyjegoś życia na sumieniu przez głupią pomyłkę.
-Victorio, zgódź się. Jesteś świetna. Właśnie ocaliłaś życie Patricii. Kto wie, ile jeszcze możesz zdziałać?
Mąż potrafił dodać jej motywacji do działania.
-Naprawdę pan tego chce?
-Ależ oczywiście. Już pokazała pani co potrafi. Jestem nawet w stanie ręczyć za panią u dyrektora szpitala.
Powiedział zgodnie z prawdą. Zależało mu na jej pomocy. Akurat natrafił na nią w najbardziej dogodnym momencie.
-To jaka jest pani decyzja?
Kobieta bała się odpowiedzialności, choć czuła, że lekarz będzie potrzebował jej. Widziała, że był zmęczony „przygodami” na ostrym dyżurze.
-Dobrze. Zgadzam się.
Doktor ucieszył się.
-Świetnie. To możemy od razu pójść do dyrektora.
-Poczekajmy z tym, bo nie wiem, czy odtrutka zadziałała. Poza tym, pana pacjent też potrzebuje pilnego oka.
Stwierdziła z lekkim uśmieszkiem, bo chłopak nie wyglądał na amatora, jeśli chodzi o ucieczki z jednego oddziału na drugi.
-No dobrze. Do tego chłopaka, to ja już nie mam cierpliwości.
-Czyżby były z nim same problemy? W razie czego, jestem obok.
Zaśmiała się, lecz wiedziała, że w takich miejscach trzeba zachować powagę.
-Kompletnie nie przestrzega zaleceń. Mimo, iż wie jak to może się dla niego skończyć.
Zdecydował się nie zabierać go znowu na OIOM, bo stan był stabilny. Jedynie podpiął chorego do kardiomonitora.
-Jest całkiem dobrze jak to, co wczoraj przeszedłeś.
-To chyba… dobrze?
-Tak, ale nadal musisz odpoczywać.
Założył nowe bandaże, a stare wywalił, bo nie nadawały się do niczego.
-Tylko tym razem, już nie uciekaj.
-Nie mam takiego… zamiaru.
-Jeszcze zobaczymy.
Mężczyzna czuł się dziwnie, bo nie znał tożsamości lekarki, więc przedstawił się jej.
-Ho Yinsen.
-Victoria Bernes.
Podała rękę na znak zawarcia znajomości.
-Miło mi. Mam nadzieję, że stworzymy zgrany duet lekarzy.
-Też na to liczę. O ile prędzej nie wyrzucisz mnie za specyficzne metody. Zresztą, opowiem o tym innym razem.
-Hehe. Jego rozrusznik już jest technologią eksperymentalną.
Wskazał na Tony’ego.
-Hmm… Więc chyba nie muszę się bać.
Lekko się uśmiechnęła, lecz humor drastycznie spadł na sam dźwięk kardiomonitora.
-Wiedziałam. Coś jest nie tak.
Od razu podeszła do łóżka Pepper. Tak jak maszyna wskazywała. Puls słabł.
-I o takich pomyłkach mówiłam. Prawdopodobnie to moja wina. Pomożesz mi?
-No to do dzieła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X