Podane leki przez Victorię unormowały pracę serca. Dla pewności sprawdziła opatrunki. Uspokoiła się, gdyż szwy nie zerwały się, a krew nie wylewała się z rany.
-Victorio, co z nią?
Zapytał Ho, podchodząc do łóżka Pepper.
-Czy wszyscy muszę mnie o to pytać?!
Lekko podniosła ton zmęczona wrażeniami.
-Chcę ci pomóc. Uspokój się.
Powiedział spokojnym tonem, aż wreszcie zrozumiała, że nie była sama.
-Przepraszam, ale… Ale mam dość użerania się z Maggią. Przez nich nie mogę mieć normalnego życia. Nikt… Nikt nie może.
Wydusiła z siebie, biorąc głębszy oddech.
-Snajper zranił ją w ramię, a wcześniej doświadczyła ataku paniki.
-Rozumiem twoje obawy, ale na razie rytm serca wrócił do normy.
Przyjaciel współczuł jej, bo nie miała łatwego życia, a przez adopcję dziewczyny psuła sobie nerwy bardziej.
-Może Iron Man się wreszcie z nimi rozprawi. Nie martw się. Będzie dobrze.
-Chciałam, żeby… Żeby Rick poprosił T.A.R.C.Z.Ę. o pomoc. Wiem, że… Wiem, że tego nie zrobił. Gdyby… mnie posłuchał, Duch nie zraniłby Pepper.
Wyjaśniłam, zaś głos łamał się. Spisała wszelkie odczyty na kartę i kontrolowała sytuację.
-Zajmij się Tony’m. Jeśli będziesz mnie potrzebował… zjawię się.
-To ty chyba go nie znasz. Siedzi przed salą i dziwię się, że jeszcze tutaj nie wszedł.
Uśmiechnął się do niej, próbując jakoś podnieść na duchu.
-Zrób sobie dzień wolnego. Odpocznij.
-Nie mogę… Nie w tej chwili. Jestem potrzebna… Nie mogę.
Usiadła ze zrezygnowaniem obok łóżka rudzielca. Odnosiła takie wrażenie, iż nastolatka jedynie spała. Jednak znała prawdę.
-Chcesz, żeby tu wszedł?
-Nie wiem… Jeszcze nie wiem jakie mogą być skutki uszkodzenia serca.
Usiadł obok lekarki.
-Nie możesz się poddać.
-Nawet nie zamierzam. Będę walczyć.
Wstała na nogi.
-Zajmij się nim. Nie chcielibyśmy mieć kolejnego zmartwienia.
-Jeżeli nie chcesz wrócić do domu, to zajmij się chłopakiem. Ja przypilnuję Pepper.
-Bez obrazy, Ho. Nie miałeś jeszcze styczności z tym badziewiem. Wiem czego można się spodziewać po ludziach Nefarii. Znam każdą ich metodę. Poza tym, ty ogarniasz implant, więc bardziej pomożesz Tony’emu.
-No dobrze. I tak nie będę go dłużej trzymać. Dzisiaj dostanie wypis.
Kobieta nie miała nic przeciwko opinii doktora. Zgadzała się z nim. Wyszedł z sali, informując geniusza o wypisie. Nie poszedł za nim, aby go odebrać. Nadal siedział przed salą. Martwił się o przyjaciółkę. Kobieta widziała to, dlatego wyszła na korytarz.
-Najgorsze za nami. Niebawem powinna odzyskać przytomność.
Uspokoiła nastolatka, aby ten nie wpędzał się w rozpacz. Wyszła po kawę. Z trudem powstrzymywała się od łez, lecz trzymała się twardo. Wzięła kubek kawy i usiadła, patrząc na podłogę.
Gdy Tony zauważył brak Victorii w zasięgu wzroku, wszedł powoli do sali. Otworzył drzwi bez wydania żadnego dźwięku. Jego serce krajało się na widok rudzielca w tak złym stanie. Bał się do niej podejść, lecz po kilku minutach bicia się z myślami, usiadł na krześle, chwytając delikatnie za rękę chorej.
-Pepper, walcz. Musisz żyć.
Lekarka nadal wpatrywała się bez celu w ten sam punkt. Akurat Ho wyszedł z gabinetu, trzymając wypis. Od razu rozpoznał przyjaciółkę. Podszedł do niej.
-Mogę usiąść?
Wolał zapytać, gdyż widział, że była w psychicznej rozsypce.
-Możesz.
Zgodziła się bez wahania.
-Przepraszam, że wcześniej tak zareagowałam. Nie powinnam… Nie powinnam była krzyczeć. Po prostu to już jest dla mnie za wiele.
Wydusiła z żalem, dopijając resztki kawy. Mężczyzna usiadł obok, dając swoje wsparcie.
-Spokojnie. Rozumiem cię, ale teraz już wszystko będzie dobrze. Nawet znalazłem leki, które skutecznie przeciwdziałają atakom paniki. Dałem je Pepper, więc powinna mieć je w torebce.
Liczył, że ta informacja podniesie ją na duchu.
-Dziękuję, Ho. Wiedziałam… Wiedziałam, że coś wymyślisz.
Rzuciła się w jego ramiona i rozpłakała. Odwzajemnił uścisk, gdyż właśnie czułości brakowało kobiecie najbardziej.
-Będzie dobrze, Victorio.
Pocieszająco tarł dłonią jej plecy.
-Dziękuję ci, ale już muszę wracać do obowiązków.
-Oczywiście. Pójść z tobą?
-Nie widzę powodu, aby było inaczej.
Wyrzuciła kubek do kosza i razem przeszli kilka kroków na intensywną terapię. Nie byli ani trochę zdziwieni na widok Starka przy pacjentce. Weszli do środka, a chłopak ze strachem w oczach spojrzał na Yinsena.
-Mam przechlapane, prawda?
Doktor z rozbawieniem popatrzył na Victorię.
-Nie masz. Jeśli chcesz, możesz tu być jako jej stróż.
Uśmiechnęła się łagodnie.
-No chyba, że masz dość tych widoków i wolisz wrócić do domu.
-Zostanę. Dziękuję.
Uśmiechnął się do niej, a następnie zerknął na specjalistę.
-Twój wypis, Tony. Uważaj na siebie.
-Postaram się.
Lekarz wyszedł na korytarz, lecz i tak pytania musiały być zadane.
-Co z Pepper? Czy ona… przeżyje?
-Przeżyje. Nie martw się.
Uspokoiła go.
-Już nic jej nie powinno zagrażać. Gdyby coś się działo, to jej pomogę.
-Dziękuję bardzo.
-Twój doktor też się do tego przyczynił.
Przyznała, a uśmiech nie znikał z twarzy. Spisała kolejne odczyty. Jednak nie pasował w nich jeden element. Dla pewności pobrała próbkę krwi. Z walizki wyjęła mikroskop, dlatego mogła bez wychodzenia do laboratorium sprawdzić jej składniki.
Gdy przyjrzała się dokładnie, zauważyła zielone plamy. Świadczyły o obecności trucizny, gdyż poprzednia mieszanka pozbawiła części z niej. Wiedziała, że teraz potrzebowała odtrutki.
-Chcesz o coś zapytać, Tony?
Zaczęła odmierzać proporcje, wlewając do fiolki.
-Coś nie tak, prawda?
Nie ukrywał zaniepokojenia.
-No i co pani robi?
Kobieta nie kryła się ze swoimi działaniami.
-To odtrutka.
Potrząsnęła fiolką, dodając do niej kolejny składnik. Chłopak był w szoku.
-I pani mówi to z takim spokojem?
-Muszę być opanowana. Poza tym, Pepper jest silna. Wiele zniosła i teraz też wygra.
Po kilku minutach, dodała ostatni składnik. Wstrząsnęła kilka razy, aż barwa zmieniła się z czerwonej na białą.
-No i gotowe.
Całość wessała do strzykawki, której zawartość podała przez kroplówkę.
-Teraz pozostało tylko czekać.
-Mam nadzieję, że to jej pomoże.
Spojrzał na przyjaciółkę.
-Tak jak mówiłam. Musimy czekać na efekty. Chcesz tu nadal być?
Spytała dla pewności.
-Może zrobić się nieprzyjemnie.
-Nie zostawię jej w takiej chwili.
Powiedział stanowczo.
-Jak chcesz, ale ostrzegałam.
Spoglądała na funkcje życiowe dziewczyny. Przygotowywała się na wszelkie niespodzianki.
-Jeśli masz jakieś pytania, to pytaj.
Tony zastanowił się na chwilę.
-Mam jedno pytanie. Jest jakakolwiek szansa, że pozbędzie się ataków paniki?
-Sama nie wiem, ale myślę, że z czasem będą bardziej znośnie.
Uspokoiła go.
-Chociaż tyle z dobrych wiadomości.
Nagle w pomieszczeniu rozległ się pisk kardiomonitora. Lekarka zauważyła, jak odczyty wariowały, bo serce biło jak szalone. To był dobry znak. Pepper budziła się.
-Victorio, co z nią?
Zapytał Ho, podchodząc do łóżka Pepper.
-Czy wszyscy muszę mnie o to pytać?!
Lekko podniosła ton zmęczona wrażeniami.
-Chcę ci pomóc. Uspokój się.
Powiedział spokojnym tonem, aż wreszcie zrozumiała, że nie była sama.
-Przepraszam, ale… Ale mam dość użerania się z Maggią. Przez nich nie mogę mieć normalnego życia. Nikt… Nikt nie może.
Wydusiła z siebie, biorąc głębszy oddech.
-Snajper zranił ją w ramię, a wcześniej doświadczyła ataku paniki.
-Rozumiem twoje obawy, ale na razie rytm serca wrócił do normy.
Przyjaciel współczuł jej, bo nie miała łatwego życia, a przez adopcję dziewczyny psuła sobie nerwy bardziej.
-Może Iron Man się wreszcie z nimi rozprawi. Nie martw się. Będzie dobrze.
-Chciałam, żeby… Żeby Rick poprosił T.A.R.C.Z.Ę. o pomoc. Wiem, że… Wiem, że tego nie zrobił. Gdyby… mnie posłuchał, Duch nie zraniłby Pepper.
Wyjaśniłam, zaś głos łamał się. Spisała wszelkie odczyty na kartę i kontrolowała sytuację.
-Zajmij się Tony’m. Jeśli będziesz mnie potrzebował… zjawię się.
-To ty chyba go nie znasz. Siedzi przed salą i dziwię się, że jeszcze tutaj nie wszedł.
Uśmiechnął się do niej, próbując jakoś podnieść na duchu.
-Zrób sobie dzień wolnego. Odpocznij.
-Nie mogę… Nie w tej chwili. Jestem potrzebna… Nie mogę.
Usiadła ze zrezygnowaniem obok łóżka rudzielca. Odnosiła takie wrażenie, iż nastolatka jedynie spała. Jednak znała prawdę.
-Chcesz, żeby tu wszedł?
-Nie wiem… Jeszcze nie wiem jakie mogą być skutki uszkodzenia serca.
Usiadł obok lekarki.
-Nie możesz się poddać.
-Nawet nie zamierzam. Będę walczyć.
Wstała na nogi.
-Zajmij się nim. Nie chcielibyśmy mieć kolejnego zmartwienia.
-Jeżeli nie chcesz wrócić do domu, to zajmij się chłopakiem. Ja przypilnuję Pepper.
-Bez obrazy, Ho. Nie miałeś jeszcze styczności z tym badziewiem. Wiem czego można się spodziewać po ludziach Nefarii. Znam każdą ich metodę. Poza tym, ty ogarniasz implant, więc bardziej pomożesz Tony’emu.
-No dobrze. I tak nie będę go dłużej trzymać. Dzisiaj dostanie wypis.
Kobieta nie miała nic przeciwko opinii doktora. Zgadzała się z nim. Wyszedł z sali, informując geniusza o wypisie. Nie poszedł za nim, aby go odebrać. Nadal siedział przed salą. Martwił się o przyjaciółkę. Kobieta widziała to, dlatego wyszła na korytarz.
-Najgorsze za nami. Niebawem powinna odzyskać przytomność.
Uspokoiła nastolatka, aby ten nie wpędzał się w rozpacz. Wyszła po kawę. Z trudem powstrzymywała się od łez, lecz trzymała się twardo. Wzięła kubek kawy i usiadła, patrząc na podłogę.
Gdy Tony zauważył brak Victorii w zasięgu wzroku, wszedł powoli do sali. Otworzył drzwi bez wydania żadnego dźwięku. Jego serce krajało się na widok rudzielca w tak złym stanie. Bał się do niej podejść, lecz po kilku minutach bicia się z myślami, usiadł na krześle, chwytając delikatnie za rękę chorej.
-Pepper, walcz. Musisz żyć.
Lekarka nadal wpatrywała się bez celu w ten sam punkt. Akurat Ho wyszedł z gabinetu, trzymając wypis. Od razu rozpoznał przyjaciółkę. Podszedł do niej.
-Mogę usiąść?
Wolał zapytać, gdyż widział, że była w psychicznej rozsypce.
-Możesz.
Zgodziła się bez wahania.
-Przepraszam, że wcześniej tak zareagowałam. Nie powinnam… Nie powinnam była krzyczeć. Po prostu to już jest dla mnie za wiele.
Wydusiła z żalem, dopijając resztki kawy. Mężczyzna usiadł obok, dając swoje wsparcie.
-Spokojnie. Rozumiem cię, ale teraz już wszystko będzie dobrze. Nawet znalazłem leki, które skutecznie przeciwdziałają atakom paniki. Dałem je Pepper, więc powinna mieć je w torebce.
Liczył, że ta informacja podniesie ją na duchu.
-Dziękuję, Ho. Wiedziałam… Wiedziałam, że coś wymyślisz.
Rzuciła się w jego ramiona i rozpłakała. Odwzajemnił uścisk, gdyż właśnie czułości brakowało kobiecie najbardziej.
-Będzie dobrze, Victorio.
Pocieszająco tarł dłonią jej plecy.
-Dziękuję ci, ale już muszę wracać do obowiązków.
-Oczywiście. Pójść z tobą?
-Nie widzę powodu, aby było inaczej.
Wyrzuciła kubek do kosza i razem przeszli kilka kroków na intensywną terapię. Nie byli ani trochę zdziwieni na widok Starka przy pacjentce. Weszli do środka, a chłopak ze strachem w oczach spojrzał na Yinsena.
-Mam przechlapane, prawda?
Doktor z rozbawieniem popatrzył na Victorię.
-Nie masz. Jeśli chcesz, możesz tu być jako jej stróż.
Uśmiechnęła się łagodnie.
-No chyba, że masz dość tych widoków i wolisz wrócić do domu.
-Zostanę. Dziękuję.
Uśmiechnął się do niej, a następnie zerknął na specjalistę.
-Twój wypis, Tony. Uważaj na siebie.
-Postaram się.
Lekarz wyszedł na korytarz, lecz i tak pytania musiały być zadane.
-Co z Pepper? Czy ona… przeżyje?
-Przeżyje. Nie martw się.
Uspokoiła go.
-Już nic jej nie powinno zagrażać. Gdyby coś się działo, to jej pomogę.
-Dziękuję bardzo.
-Twój doktor też się do tego przyczynił.
Przyznała, a uśmiech nie znikał z twarzy. Spisała kolejne odczyty. Jednak nie pasował w nich jeden element. Dla pewności pobrała próbkę krwi. Z walizki wyjęła mikroskop, dlatego mogła bez wychodzenia do laboratorium sprawdzić jej składniki.
Gdy przyjrzała się dokładnie, zauważyła zielone plamy. Świadczyły o obecności trucizny, gdyż poprzednia mieszanka pozbawiła części z niej. Wiedziała, że teraz potrzebowała odtrutki.
-Chcesz o coś zapytać, Tony?
Zaczęła odmierzać proporcje, wlewając do fiolki.
-Coś nie tak, prawda?
Nie ukrywał zaniepokojenia.
-No i co pani robi?
Kobieta nie kryła się ze swoimi działaniami.
-To odtrutka.
Potrząsnęła fiolką, dodając do niej kolejny składnik. Chłopak był w szoku.
-I pani mówi to z takim spokojem?
-Muszę być opanowana. Poza tym, Pepper jest silna. Wiele zniosła i teraz też wygra.
Po kilku minutach, dodała ostatni składnik. Wstrząsnęła kilka razy, aż barwa zmieniła się z czerwonej na białą.
-No i gotowe.
Całość wessała do strzykawki, której zawartość podała przez kroplówkę.
-Teraz pozostało tylko czekać.
-Mam nadzieję, że to jej pomoże.
Spojrzał na przyjaciółkę.
-Tak jak mówiłam. Musimy czekać na efekty. Chcesz tu nadal być?
Spytała dla pewności.
-Może zrobić się nieprzyjemnie.
-Nie zostawię jej w takiej chwili.
Powiedział stanowczo.
-Jak chcesz, ale ostrzegałam.
Spoglądała na funkcje życiowe dziewczyny. Przygotowywała się na wszelkie niespodzianki.
-Jeśli masz jakieś pytania, to pytaj.
Tony zastanowił się na chwilę.
-Mam jedno pytanie. Jest jakakolwiek szansa, że pozbędzie się ataków paniki?
-Sama nie wiem, ale myślę, że z czasem będą bardziej znośnie.
Uspokoiła go.
-Chociaż tyle z dobrych wiadomości.
Nagle w pomieszczeniu rozległ się pisk kardiomonitora. Lekarka zauważyła, jak odczyty wariowały, bo serce biło jak szalone. To był dobry znak. Pepper budziła się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi