Przez cały czas, gdy Victoria zajmowała się swoją pracą,
Tony uważnie przyglądał się niej. Chciał dać jej szansę, choć nigdy nie ufał
nowopoznanym osobom.
-Czyli teraz pani będzie mnie leczyć?
Zapytał, żeby przerwać niezręczną ciszę.
-No nie do końca. Jestem w takiej jakby asyście. Jednak to
nie znaczy, że masz mnie inaczej traktować.
Lekko się uśmiechnęła do chłopaka.
-Poza tym, dlaczego sam robisz sobie kłopoty? Potem doktor
Yinsen też martwi się o ciebie, że zapomina o spokoju.
-Chciałem sprawdzić, co z Pepper. Ostatnie co pamiętam, to
moment, kiedy ją porwali. To moja przyjaciółka. Martwiłem się nią.
-Hmm… Ja to rozumiem, ale zauważ, w jakim jesteś stanie.
Lepiej już nigdzie się nie ruszaj.
Poprosiła, a następnie dość sprawnie zmieniła bandaże
Pepper. Krwawienie z rany było coraz mniejsze, więc odtrutka zadziałała.
-Nie masz powodów do obaw, Tony. Rany bardzo ładnie zaczęły
się goić, więc jeśli nie będzie niespodzianek, dostanie wypis jutro. Podobnie
jak ty, chociaż powinnam zapytać twojego lekarza prowadzącego.
Wyjaśniła, uspokajając jego obawy.
-Cieszę się, że wracacie do zdrowia. Naprawdę mieliście dużo
szczęścia. Gdyby coś się działo, to mów. Niczego nie ukrywaj.
Kiwnął głową, więc uznała to za zgodę. Gdy chciała zrobić
sobie małą drzemkę, do sali wszedł Ho.
-Mówiłam, że cię wezwę w razie kłopotów. Oboje są grzeczni.
-Tak uważasz? Z nim nigdy nie wiadomo.
Wskazał na Tony’ego, który nieco się oburzył.
-Sytuacja pod kontrolą. Mam nadzieję, że chwila wytchnienia
dobrze ci zrobiła.
Liczyła na lepsze samopoczucie z jego strony.
-Zrobiłem sobie małą drzemkę. Tyle mi wystarczy, ale
dziękuję za troskę.
Uśmiechnął się i podszedł do swojego pacjenta.
-Myślałam, żeby im dać wypis już jutro. Z Pepper nie będzie
już kłopotów nawet, jeśli rozerwie szwy. Krwawienie ustało, a parametry życiowe
są w normie.
Wyjaśniła, proponując.
-To nie od nas zależy, a od nich.
-Pierwsza lekcja na start?
Spytała z lekkim uśmieszkiem.
-Zanotuj, jeśli chcesz.
Godzinę później, Pepper obudziła się. Lekarka zauważyła to i
podeszła do niej. Próbowała ją uspokoić, bo wyglądała na lekko zagubioną.
-Spokojnie. Jesteś w szpitalu. Jak się czujesz?
-Chyba… Chyba dobrze.
-Pozwól, że to sprawdzę. Porusz lewą ręką.
Zrobiła jak chciała.
-Ja czuję. Wreszcie mogę się ruszyć!
-To bardzo mnie to cieszy. Jednak dla pewności sprawdzę
pozostałe części, dobrze?
Zgodziła się, dlatego sprawnie przeprowadziła diagnostykę.
-Podnieś prawą rękę.
Wszystko wskazywało na ustąpienie paraliżu, ale do pełnej oceny
musiała dokończyć test.
-W porządku, a teraz ściśnij moją rękę jak najmocniej.
-O tak?
Musiała jej to przyznać, że miała mocny chwyt.
-Bardzo dobrze, a teraz wstań. Powoli.
Najpierw usiadła, a dopiero potem wstała do pionu. Lekarka
przyjrzała się dokładnie, lecz nie znalazła żadnych niepokojących objawów.
-Jest dobrze, ale jeszcze dwie części i jesteś wolna. Usiądź
i dotknij palcem czubek nosa.
Dziewczyna zrobiła to bez problemu.
-No i ostatnie, czyli popatrz jednym okiem na mój palec.
Śledź go.
Poprosiła, a następnie mogła postawić diagnozę. Nie widziała
zaburzeń neurologicznych. Pozwoliła jej położyć się na łóżku.
-No to chyba nic cię tu nie trzyma. Jutro możesz wrócić do
domu.
-Naprawdę? Tak szybko? A co doktorek na to?
-Doktorku?
Uśmiechnęła się głupawo, zwracając do niego.
-Jeśli nie rozwalisz kolejnych szwów i nie będziesz robić
głupich akcji, to dostaniesz wypis.
-A Tony?
Ucieszyła się na tą wiadomość, a głównie na powrót
sprawności ciała. Tęskniła za szkołą, lecz wcześniej potrzebowała podjąć
decyzję, co do nowej rodziny.
-Jeśli Tony będzie grzeczny i nie wywinie żadnego numeru,
również wypiszę go tego samego dnia.
-Słyszałeś, Tony? Lepiej nic nie kombinuj.
Gaduła zaśmiała się głupawo i pomimo szwów, nie czuła zbyt
wielkiego bólu. Czuła się jak nowonarodzona.
-Postaram się.
Powiedział cicho, bo nadal czuł się słabo, a nie chciał tego
zdradzać. Też miał dość pobytu w szpitalu. Oboje pragnęli tego samego. Wrócić
do domu.
-To jak, Pepper? Co robimy… po wyjściu ze szpitala?
-Nie wiem.
Nie wiedziała co ma mówić, a dobrze ściemniali przed
lekarzami ze swoim dobrym humorem.
-Wisisz mi obiad, ale… To może innym razem.
Odwróciła się w przeciwną stronę, aby nie widział w jakiej
była rozsypce. Fizycznie dochodziła do siebie, ale w jej głowie działo się piekło.
Lekarka chwyciła ją za rękę i otarła jej łzy.
-Hej! Czemu jesteś taka smutna? Twój przyjaciel żyje i ty
też. Skąd ta podkówka?
-T… Tata. Tata!
Zaczęła krzyczeć, więc podała leki uspokajające, aby nie
wpadła w większy stan paniki. Od razu leżała spokojnie.
-Nic nikomu nie grozi. Maggia zostawi ciebie i twoją rodzinę
w spokoju. Wiem to, ponieważ wielokrotnie zajmowałam się pomocą przy odbijaniu
porwanych dzieci. Wszystko będzie dobrze, Pepper. Odpoczywaj.
Poprawiła łóżko, żeby mogła wygodnie na nim spać. Na moment
wyszła z sali, gdyż musiała pogadać z Rickiem. Akurat zrobił sobie przerwę na
kawę.
-Będzie żyła, ale jest bardzo przestraszona. Powiesz mi co
się stało?
-Virgil… Virgil Potts… nie żyje.
Ledwo wydusił z siebie. Wciąż nie docierało do niego, że stracił
przyjaciela. Kobieta była w szoku, a on mówił dalej.
-Fix go zabił, a ja nie mogłem nic zrobić i… I Pepper jest
sama. Nie ma nikogo.
-Biedna. Tyle musiała przeżyć. Nic dziwnego, że serce
zaczęło niedomagać, chociaż głównie winna była zła proporcja odtrutki.
Współczuła jej, bo przeżywała taki koszmar.
-Jednak możemy ją przygarnąć. Wszystko zależy od tego czy
się zgodzi.
-Poważnie?
Zdziwiła się, ale pozytywnie. Nigdy nie miała okazji sprawdzić,
czy nadaje się do roli matki. W końcu miała idealną na to okazję.
-Kochanie, nie chcę, żeby skończyła w jakimś przytułku.
Zależało mu, aby córka zmarłego miała normalne życie.
-To jak? Zgodziłabyś się ją przygarnąć?
-Nie mam nic przeciwko, skoro sam jesteś chętny. Musimy
czekać na decyzję.
Pocałowała męża w usta. Dość krótko, bo musiała wrócić do
dzieciaków. Dziewczyna leżała spokojna, choć potok łez wciąż nie minął.
-I jak? Lepiej się czujesz? Jeśli chcesz, możesz ze mną
porozmawiać. Właśnie dowiedziałam się co ci się przytrafiło i naprawdę
współczuję.
Nie spodziewała się, że chora chwyci ją za rękę.
-Proszę zostać.
-Spokojnie. Nigdzie nie uciekam.
Usiadła obok niej, dając wsparcie. Tylko tyle mogła zrobić.
Przyjaciel od razu chciał wiedzieć skąd płacz u rudej.
-Pepper, co się stało? Dlaczego płaczesz i o czym mówi ta
pani?
Pepper chciała to zachować dla siebie, bo wiedziała, że
gdyby wiedział, zacząłby się obwiniać. Pozostawiła go w niewiedzy.
-Przepraszam.
Jedynie tyle z siebie wydusił.
-To nie twoja wina.
Odwróciła się w jego kierunku.
-To ja zawaliłam.
Chłopak czuł się niekomfortowo mówić przy lekarzach o tym,
co ich spotkało. Spojrzał w ich stronę, dając im do zrozumienia, żeby ich
zostawili.
-To co? Pozwolimy im tu zostać?
Spytała się Ho, który wahał się nad wyjściem z sali.
-Dajmy im pogadać. Na pewno tylko czekali na to.
-No niech będzie. To chodźmy w tym czasie porozmawiać z
dyrektorem szpitala.
Wyszli za drzwi, a nastolatkowie zostali sami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi