Victoria zdołała ogarnąć porządki z dokumentacją pacjentów z oddziału cyberchirurgii. Postanowiła zajrzeć do nich. Zdziwiła się, bo tylko znalazła Tony’ego w salonie.
-Leż, leż. Jedynie powiedz mi, gdzie wcięło naszą gadułę.
-Poszła do łazienki.
Odpowiedział na jej pytanie, choć czuł się nieswojo przez brak koszulki na sobie. Jednak wiedział, że nie mógł odkładać ładowania na później.
-Coś nie tak? Mówiłam, że nie gryzę.
Uśmiechnęła się głupawo, a chłopak czuł się zawstydzony.
-Nie pierwszy raz cię widzę z klatą na wierzchu. Spokojnie.
Uspokoiła go, a następnie przyjrzała się układance.
-Prawie skończone. Świetnie, chociaż nie wiem, czy chcecie być ciągle tutaj. Nie chcecie iść gdzieś na miasto?
-Sam nie wiem. Zależy co na to powie Pepper.
Nie zamierzał podejmować sam decyzji.
-O! Czyli jednak masz plan? No to słucham.
Usiadła obok niego, czekając na odpowiedź. Liczyła na pomysł, który będzie dobrą odskocznią od problemów. Chłopak wyprostował się na kanapie i zaczął mówić.
-Myślałem o kinie, ale Pepper zaprosiła mnie do siebie. To znaczy… Do pani.
Pod koniec nieco się zawahał nad użyciem słów.
-Poza tym, musi pani z nią porozmawiać o tej nowej dla niej sytuacji.
Kobieta zgodziła się z nim, choć szczerą rozmowę wolała zostawić na później.
-To bardzo miłe z twojej strony. Gdybym wiedziała wcześniej, to bylibyście na seansie.
Powiedziała z żalem.
-Nic się przecież nie stało. Tak też fajnie spędziliśmy czas.
Uśmiechnął się do niej. Przez chwilę jeszcze z nim siedziała, aż dźwięk alarmu kazał jej zareagować. Ruszyła do łazienki zaniepokojona.
-Pepper, wszystko gra?
Spytała, pukając w drzwi. Geniusz również zerwał się na równe nogi. Odpiął ładowarkę i rzucił kabel na kanapę. Podbiegł do lekarki.
-Co się dzieje?!
-Wracaj na miejsce ładować implant! Nie bądź bezmyślny!
Krzyczała, nalegając na posłuszeństwo. Uspokoiła się nieco, widząc dziewczynę w drzwiach. Pisk bransoletki zniknął.
-Pepper, dobrze się czujesz?
Zapytała zatroskana o stan podopiecznej. Tony nie posłuchał lekarki, bo sam martwił się o przyjaciółkę.
-Tony, czy ty naprawdę chcesz zmienić plany i wylądować w szpitalu?
Spytała, podkreślając ostatnie słowo. Potem znowu zwróciła się do gaduły.
-Pepper, powiesz coś?
-Wszystko… gra.
-Na pewno?
Teraz i nastolatek zadał pytanie, odpowiadając przy okazji lekarce.
-Spokojnie. Naładuję implant. Za moment.
Dziewczyna minęła ich, wracając do układanki, jakby nic się nie stało.
-Zgoda, ale implant jest ważny. Naładuj go, a ja zobaczę co ukrywa.
-Nie da mi pani spokoju, prawda?
Zapytał zrezygnowany.
-Przykro mi, ale nie dam. To dla twojego dobra. Chyba nie chciałbyś trafić do doktorka, co? Zawsze skacze z radości na twój widok.
Wyjaśniła, uśmiechając się chytrze.
-O tak. On tylko o tym marzy.
Zaśmiał się lekko.
Pepper akurat skończyła układać puzzle. Uśmiechnęła się na widok obrazka.
-Tony, skończyłam. Piękny, prawda?
-Tak. Bardzo ładny.
Spojrzał pytającym wzrokiem na kobietę.
-No to chyba się rozumiemy bez problemu.
Zaprowadziła Starka na kanapę.
-Proszę się słuchać.
Poprosiła, a następnie podeszła do dziewczyny, która miała błogi spokój. Niepokoiło ją to, gdyż wcześniej alarm sygnalizował o ataku. Musiała zachować czujność. Geniusz usiadł na kanapie i posłusznie podpiął się ponownie do ładowania. Mimo to, ciągle obserwował gadułę. Kobieta usiłowała z nią porozmawiać. Ledwo dotknęła jej ręki, aż ta gwałtownie się odsunęła.
-Hej! Nie chcę cię skrzywdzić. Co się stało?
-N… Nic.
Nie była ufna wobec matki zastępczej, więc Victoria zachowała odległość. Zastanawiała się nad działaniem, lecz na razie pozostało jej tylko czekać.
-Może ja spróbuję.
Zaproponował.
-Ty masz się ładować. Zawołam cię później.
Nalegała stanowczym tonem, próbując nawiązać kontakt z chorą. Z każdą próbą oddalała się bardziej, zaś bransoletka migotała na czerwono.
-To zajmie tylko chwilę. Rozrusznik nie rozładuje się w ciągu trzech minut. Przecież widzę, że coś jest nie tak!
Nalegał, a żona agenta nadal usiłowała zapanować nad sytuacją.
-Pepper, posłuchaj mnie. Jesteś bezpieczna. Cokolwiek ci się przypomniało, to już przeszłość, rozumiesz?
Nastolatka nie odezwała się, a chłopak nadal nie odpuszczał. Poddała się.
-Ech. To próbuj, ale masz mało czasu.
Kiwnął głową na znak zrozumienia. Odpiął się i podszedł powoli do rudej.
-Hej. Poznajesz mnie?
-T… Tony?
-Tak… Mogę usiąść obok?
Starał się jej nie przestraszyć bardziej.
-Nie… Nie! Lepiej nie! Odejdź!
Wysiłki przyjaciela także na niewiele się zdawały. Zaczęła wpadać w panikę, ale w taką, która mogła skończyć się źle. Kobieta była przygotowana z apteczką na wypadek konieczności podania leków.
-Próbujesz dalej?
Tony cofnął się o krok, gdyż atak był coraz silniejszy.
-Pepper, spokojnie. Nikt nie chce ci zrobić krzywdy.
Na chwilę odwrócił się do lekarki.
-Nadal muszę próbować.
Jakiekolwiek wypowiadane słowa nie trafiały do Pepper. Nerwowo się rozglądała, a pisk ponownie dotarł do ich uszu. Panika dosięgnęła niebezpiecznego stopnia.
-Tony, musisz ją chwycić i przytulić. Jeśli ucieknie, to będzie jeszcze gorzej.
Poprosiła o pomoc, ponieważ nie dawała już rady.
-Poradzisz sobie?
-Postaram się.
Powoli podszedł do niej, żeby nie wpędzić w większą panikę. Dopiero, gdy był blisko, ostrożnie dotknął i złapał w objęcia.
-Hej, Pepper. Nic ci nie grozi. Nie pozwolę cię skrzywdzić. Obiecuję.
-T… To ty… To naprawdę… ty. Tony.
Poczuła się bezpieczna. Uspokajała się, a nawet nie uciekała. Bezsilnie upadła na ziemię.
-Pepper!
Natychmiast lekarka podbiegła z apteczką.
-Dobra, Tony. Dziękuję za pomoc. Teraz ja się nią zajmę, a ty doładuj się do końca.
-Chcę z nią zostać?
Czuł, że nie mógł tak po prostu zostawić przyjaciółki.
-Nie martw się. Wszystko będzie dobrze. Będę tu z nią, więc nic nie przegapisz.
Uśmiechnęła się, a następnie pomogła nieprzytomnej znaleźć się na kanapie. Na tej samej, gdzie Tony siedział.
-No to macie swoje towarzystwo. Obejdzie się bez leków, a jeśli chcecie, to idźcie do kina.
Nie zmieniła zdania, chociaż stan dziewczyny był kiepski pod względem psychicznym. Mimo wszystko, liczyła na to, że spotkanie z przyjacielem na świeżym powietrzu pomoże. Chłopak podpiął implant.
-Wolę nie ryzykować. Boję się, że atak się powtórzy.
-Twój czy jej?
Nie potrafił ukryć faktu, że to przez stres wcześniej wylądował na podłodze. Dowiedziała się wiele o przypadłości Tony’ego, więc była gotowa na każdą niespodziankę.
-Chodzi mi tylko o Pepper. Nie wiem, jak reagować w takiej sytuacji. A co, jeżeli mnie też nie pozna?
-Tu nie o to chodzi, Tony. Wszystko leży we wspomnieniach. Kiedy dowiemy się co powoduje u niej niepokój, wtedy będzie można zniwelować ilość ataków do minimum.
Wytłumaczyła najprościej jak się dało.
-Prze… praszam. Znowu zepsułam… wszystko.
Dziewczyna ponownie ocknęła się.
-Nic nie zepsułaś. Najważniejsze, że atak ustąpił.
-Atak?
Była zdezorientowana, zaś nastolatek znowu przekazał coś lekarce.
-Nie da się usunąć wszystkich czynników. Niektóre nie zależą od nas.
-Hmm… Masz rację, dlatego najlepiej odprężcie się na tym wypadzie.
Zasugerowała, choć mina rudej nie wskazywała na zadowolenie.
-To na jaki idziecie film? O czym jest?
Zapytała z czystej ciekawości. Przy okazji chciała wiedzieć czy to wyjście nie pogorszy stanu chorej. Dzieciak był zrezygnowany i bał się tego samego.
-Może lepiej niech Pepper zostanie w domu.
-Nie… Nie! Tylko nie w domu! Oni… Oni tu są! Oni… cię skrzywdzą!
-Leż, leż. Jedynie powiedz mi, gdzie wcięło naszą gadułę.
-Poszła do łazienki.
Odpowiedział na jej pytanie, choć czuł się nieswojo przez brak koszulki na sobie. Jednak wiedział, że nie mógł odkładać ładowania na później.
-Coś nie tak? Mówiłam, że nie gryzę.
Uśmiechnęła się głupawo, a chłopak czuł się zawstydzony.
-Nie pierwszy raz cię widzę z klatą na wierzchu. Spokojnie.
Uspokoiła go, a następnie przyjrzała się układance.
-Prawie skończone. Świetnie, chociaż nie wiem, czy chcecie być ciągle tutaj. Nie chcecie iść gdzieś na miasto?
-Sam nie wiem. Zależy co na to powie Pepper.
Nie zamierzał podejmować sam decyzji.
-O! Czyli jednak masz plan? No to słucham.
Usiadła obok niego, czekając na odpowiedź. Liczyła na pomysł, który będzie dobrą odskocznią od problemów. Chłopak wyprostował się na kanapie i zaczął mówić.
-Myślałem o kinie, ale Pepper zaprosiła mnie do siebie. To znaczy… Do pani.
Pod koniec nieco się zawahał nad użyciem słów.
-Poza tym, musi pani z nią porozmawiać o tej nowej dla niej sytuacji.
Kobieta zgodziła się z nim, choć szczerą rozmowę wolała zostawić na później.
-To bardzo miłe z twojej strony. Gdybym wiedziała wcześniej, to bylibyście na seansie.
Powiedziała z żalem.
-Nic się przecież nie stało. Tak też fajnie spędziliśmy czas.
Uśmiechnął się do niej. Przez chwilę jeszcze z nim siedziała, aż dźwięk alarmu kazał jej zareagować. Ruszyła do łazienki zaniepokojona.
-Pepper, wszystko gra?
Spytała, pukając w drzwi. Geniusz również zerwał się na równe nogi. Odpiął ładowarkę i rzucił kabel na kanapę. Podbiegł do lekarki.
-Co się dzieje?!
-Wracaj na miejsce ładować implant! Nie bądź bezmyślny!
Krzyczała, nalegając na posłuszeństwo. Uspokoiła się nieco, widząc dziewczynę w drzwiach. Pisk bransoletki zniknął.
-Pepper, dobrze się czujesz?
Zapytała zatroskana o stan podopiecznej. Tony nie posłuchał lekarki, bo sam martwił się o przyjaciółkę.
-Tony, czy ty naprawdę chcesz zmienić plany i wylądować w szpitalu?
Spytała, podkreślając ostatnie słowo. Potem znowu zwróciła się do gaduły.
-Pepper, powiesz coś?
-Wszystko… gra.
-Na pewno?
Teraz i nastolatek zadał pytanie, odpowiadając przy okazji lekarce.
-Spokojnie. Naładuję implant. Za moment.
Dziewczyna minęła ich, wracając do układanki, jakby nic się nie stało.
-Zgoda, ale implant jest ważny. Naładuj go, a ja zobaczę co ukrywa.
-Nie da mi pani spokoju, prawda?
Zapytał zrezygnowany.
-Przykro mi, ale nie dam. To dla twojego dobra. Chyba nie chciałbyś trafić do doktorka, co? Zawsze skacze z radości na twój widok.
Wyjaśniła, uśmiechając się chytrze.
-O tak. On tylko o tym marzy.
Zaśmiał się lekko.
Pepper akurat skończyła układać puzzle. Uśmiechnęła się na widok obrazka.
-Tony, skończyłam. Piękny, prawda?
-Tak. Bardzo ładny.
Spojrzał pytającym wzrokiem na kobietę.
-No to chyba się rozumiemy bez problemu.
Zaprowadziła Starka na kanapę.
-Proszę się słuchać.
Poprosiła, a następnie podeszła do dziewczyny, która miała błogi spokój. Niepokoiło ją to, gdyż wcześniej alarm sygnalizował o ataku. Musiała zachować czujność. Geniusz usiadł na kanapie i posłusznie podpiął się ponownie do ładowania. Mimo to, ciągle obserwował gadułę. Kobieta usiłowała z nią porozmawiać. Ledwo dotknęła jej ręki, aż ta gwałtownie się odsunęła.
-Hej! Nie chcę cię skrzywdzić. Co się stało?
-N… Nic.
Nie była ufna wobec matki zastępczej, więc Victoria zachowała odległość. Zastanawiała się nad działaniem, lecz na razie pozostało jej tylko czekać.
-Może ja spróbuję.
Zaproponował.
-Ty masz się ładować. Zawołam cię później.
Nalegała stanowczym tonem, próbując nawiązać kontakt z chorą. Z każdą próbą oddalała się bardziej, zaś bransoletka migotała na czerwono.
-To zajmie tylko chwilę. Rozrusznik nie rozładuje się w ciągu trzech minut. Przecież widzę, że coś jest nie tak!
Nalegał, a żona agenta nadal usiłowała zapanować nad sytuacją.
-Pepper, posłuchaj mnie. Jesteś bezpieczna. Cokolwiek ci się przypomniało, to już przeszłość, rozumiesz?
Nastolatka nie odezwała się, a chłopak nadal nie odpuszczał. Poddała się.
-Ech. To próbuj, ale masz mało czasu.
Kiwnął głową na znak zrozumienia. Odpiął się i podszedł powoli do rudej.
-Hej. Poznajesz mnie?
-T… Tony?
-Tak… Mogę usiąść obok?
Starał się jej nie przestraszyć bardziej.
-Nie… Nie! Lepiej nie! Odejdź!
Wysiłki przyjaciela także na niewiele się zdawały. Zaczęła wpadać w panikę, ale w taką, która mogła skończyć się źle. Kobieta była przygotowana z apteczką na wypadek konieczności podania leków.
-Próbujesz dalej?
Tony cofnął się o krok, gdyż atak był coraz silniejszy.
-Pepper, spokojnie. Nikt nie chce ci zrobić krzywdy.
Na chwilę odwrócił się do lekarki.
-Nadal muszę próbować.
Jakiekolwiek wypowiadane słowa nie trafiały do Pepper. Nerwowo się rozglądała, a pisk ponownie dotarł do ich uszu. Panika dosięgnęła niebezpiecznego stopnia.
-Tony, musisz ją chwycić i przytulić. Jeśli ucieknie, to będzie jeszcze gorzej.
Poprosiła o pomoc, ponieważ nie dawała już rady.
-Poradzisz sobie?
-Postaram się.
Powoli podszedł do niej, żeby nie wpędzić w większą panikę. Dopiero, gdy był blisko, ostrożnie dotknął i złapał w objęcia.
-Hej, Pepper. Nic ci nie grozi. Nie pozwolę cię skrzywdzić. Obiecuję.
-T… To ty… To naprawdę… ty. Tony.
Poczuła się bezpieczna. Uspokajała się, a nawet nie uciekała. Bezsilnie upadła na ziemię.
-Pepper!
Natychmiast lekarka podbiegła z apteczką.
-Dobra, Tony. Dziękuję za pomoc. Teraz ja się nią zajmę, a ty doładuj się do końca.
-Chcę z nią zostać?
Czuł, że nie mógł tak po prostu zostawić przyjaciółki.
-Nie martw się. Wszystko będzie dobrze. Będę tu z nią, więc nic nie przegapisz.
Uśmiechnęła się, a następnie pomogła nieprzytomnej znaleźć się na kanapie. Na tej samej, gdzie Tony siedział.
-No to macie swoje towarzystwo. Obejdzie się bez leków, a jeśli chcecie, to idźcie do kina.
Nie zmieniła zdania, chociaż stan dziewczyny był kiepski pod względem psychicznym. Mimo wszystko, liczyła na to, że spotkanie z przyjacielem na świeżym powietrzu pomoże. Chłopak podpiął implant.
-Wolę nie ryzykować. Boję się, że atak się powtórzy.
-Twój czy jej?
Nie potrafił ukryć faktu, że to przez stres wcześniej wylądował na podłodze. Dowiedziała się wiele o przypadłości Tony’ego, więc była gotowa na każdą niespodziankę.
-Chodzi mi tylko o Pepper. Nie wiem, jak reagować w takiej sytuacji. A co, jeżeli mnie też nie pozna?
-Tu nie o to chodzi, Tony. Wszystko leży we wspomnieniach. Kiedy dowiemy się co powoduje u niej niepokój, wtedy będzie można zniwelować ilość ataków do minimum.
Wytłumaczyła najprościej jak się dało.
-Prze… praszam. Znowu zepsułam… wszystko.
Dziewczyna ponownie ocknęła się.
-Nic nie zepsułaś. Najważniejsze, że atak ustąpił.
-Atak?
Była zdezorientowana, zaś nastolatek znowu przekazał coś lekarce.
-Nie da się usunąć wszystkich czynników. Niektóre nie zależą od nas.
-Hmm… Masz rację, dlatego najlepiej odprężcie się na tym wypadzie.
Zasugerowała, choć mina rudej nie wskazywała na zadowolenie.
-To na jaki idziecie film? O czym jest?
Zapytała z czystej ciekawości. Przy okazji chciała wiedzieć czy to wyjście nie pogorszy stanu chorej. Dzieciak był zrezygnowany i bał się tego samego.
-Może lepiej niech Pepper zostanie w domu.
-Nie… Nie! Tylko nie w domu! Oni… Oni tu są! Oni… cię skrzywdzą!
Niespodziewanie atak się nasilił, lecz to nie była wina
wspomnień. Wszystko stało się jasne po wzięciu telefonu od niej.
-Jaka ja byłam głupia?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi