Cała rodzina wróciła do domu. Przez całą drogę były rozmowy, aż wreszcie dojechali na miejsce. Pepper od razu poszła do swojego pokoju, zaś Victoria wzięła męża na pogawędkę.
-Dostała leki na te ataki, ale i tak trzeba być czujnym.
-Chodzi ci o Ducha?
-Nie inaczej. Poza tym, muszę jej pokazać parę sposobów na wypadek poważnego ataku. Powinna nauczyć się z tym żyć.
Stwierdziła z powagą, a swoich obaw nie potrafiła ukryć.
-Nadal myślisz o tym co się stało? Nefaria zapuszkowany, a Ducha wkrótce dorwę. Nawet mam plan.
-Chyba ci coś mówiłam, Rick. Masz się oszczędzać. Gdybym nie była lekarką, siedziałbyś przykuty do szpitalnego łóżka.
Prawie krzyknęła, lecz w porę się powstrzymała. Z trudem zatuszowała strach. Poczuła, jak przytula ją od tyłu, kładąc ręce na talii.
-Nie pozwolę, aby powtórzył się atak. Będzie bezpieczna. Wystarczy, że ten plan się powiedzie.
Zapewnił ze spokojem.
-Co ty kombinujesz?
Spytała z niepokojem, a każda misja agenta FBI wiązała się z ogromnym ryzykiem.
-Rick?
-Spokojnie. To pójdzie jak z płatka. Zobaczysz.
Więcej nic nie zdradził i wyszedł na balkon zapalić papierosa. Potrzebował ochłonąć, więc kilka razy zaciągnął się papierosem.
Kolejny dzień wzywał z obowiązkami szkolnymi. Dziewczyna dość leniwie zwlekła się z łóżka, ubierając się odpowiednio. Szybko ogarnęła się w łazience, a następnie weszła do kuchni. Na stole leżało śniadanie oraz apteczka. Na białe pudełko była w lekkim szoku.
-Eee… Mamo, co to ma być?
-Jak to co? Twój zestaw w razie ataku.
Nie podobała jej się ta nadopiekuńczość, lecz była wdzięczna, mając tak troskliwą matkę zastępczą.
-Dziękuję.
-Leć do szkoły, bo się spóźnisz.
Odezwała się głowa rodziny, która pojawiła się znienacka. Oboje pożegnali się z nią, a ona jedynie spakowała rzeczy do plecaka i wyszła.
Gdy znalazła się przy szafkach, natrafiła na przyjaciół.
-No hej. Co mamy za pierwszą lekcję? Wybaczcie za moje nieogarnięcie dzisiaj, ale wolałam sobie podrzemać z elfami.
Zaśmiała się. Tony odwrócił się do niej.
-Hej. Z tego co wiem, to fizykę. Jak się czujesz?
-Dobrze. A co? Miałoby być inaczej?
Stwierdziła nieco skołowana. Czuła opatrunek na ramieniu, lecz nie wiedziała, że to była świeża rana.
-Przedwczoraj leżałaś na OIOM-ie, dlatego pytam. Dobrze cię widzieć całą i zdrową.
Chłopak wahał się nad powiedzeniem większej ilości szczegółów.
-Mówisz serio? Oj! Chyba mnie wkręcasz. No dobra. Chodźmy na lekcję, bo będzie kaplica.
Zaśmiała się głupawo, wchodząc do klasy. Zajęła miejsce przy oknie, gdzie otworzyła zeszyt. Margines porobił za płótno dla rysunków. Padło na kwiaty. Geniusz uwielbiał fizykę, lecz nie mógł się na niej skupić. Myśli błądziły mu przy poznanej zjawie. Starał się wymyślić sposób na złapanie nieuchwytnego przeciwnika. Był sfrustrowany, gdyż każdy wymyślony wynalazek nie był dobry. W końcu pomyślał o dodaniu ataku sonicznego. Notatki lądowały w koszu. Gaduła widziała jak przyjaciel intensywnie nad czymś myślał. Delikatnie puknęła go w ramię. Akurat był pochłonięty obliczeniami.
Po chwili oderwał się od kartki i odwrócił do niej.
-Coś się stało?
-Nie, nie. Jak jesteś zajęty, to nie będę ci przerywać.
Pomachała rękami, wzbraniając się nad zadawaniem pytań. Nie zamierzała mu zawracać głowy. Powróciła do rysunków. Nie na długo, bo dźwięk SMS-a ją rozproszył. Sprawdziła jego treść.
„Nie zapomnij o lekach. Równo o dziewiątej masz je połknąć.”
Na te przypomnienie skojarzyła niektóre fakty. O tym jak lekarz dał opakowanie z lekami. Jedno zdarzenie nie zapełniło dziur w pamięci.
Nagle zadzwonił dzwonek. Bez dłuższego namysłu poszła na dach. Potrzebowała się wyciszyć oraz skupić na czymś innym, bo ciekawość doprowadzała ją do obłędu. Usiadła z książką i zamknęła oczy. Lekturę przerwał alarm z bransoletki. Wiedziała, że to był czas na lekarstwa. Wyjęła pudełko z apteczki, biorąc jedną tabletkę. Połknęła ją, popijając wodą. Nie czuła żadnej różnicy, ale i tak schowała wszystko z powrotem do plecaka. Wyciągnęła parę kanapek i zaczęła je zajadać ze smakiem.
Gdy ona spożywała posiłek, Tony schował wymyślone pomysły do szafki. Zaniepokoił się dziwnym zachowaniem przyjaciółki, dlatego postanowił jej poszukać. Jako pierwsze miejsce wybrał dach. Wszedł po schodach. Nie mylił się, bo nadal tam siedziała. Podszedł do niej.
-Coś ode mnie chciałaś, ale nie zapytałaś. Teraz jestem wolny, także wal śmiało.
-Na pewno?
Spytała dla pewności. Nie chciała pytać wprost o tym co nie dawało spokoju.
-Pewnie.
Uśmiechnął się do niej i usiadł obok.
-Co cię dręczy?
-To nieistotne. Bardziej jestem ciekawa co tam skrobałeś na lekcji. Coś do zbroi? Jakieś ulepszenia? Będziesz stawał się niewidzialny?
Zadała sporą ilość pytań, ponieważ ciekawość była nie do powstrzymania.
-Pepper, te kartki są nieważne. To tylko kawał metalu, więc proszę cię. Chcę pomóc.
-No dobra. Powiedz mi co się ze mną stało? Czemu mam ramię w bandażach? Była jakaś akcja? Ktoś ucierpiał? O co chodzi?!
Chłopak zdziwił się, że zapytała o postrzał.
-Nic nie pamiętasz? Wiesz… Powiedziałbym ci, ale nie chcę, żeby atak paniki się powtórzył.
-Czytasz mi w myślach? Ej! To niegrzeczne.
Westchnęła ciężko.
-Chcę wiedzieć. Powiedz mi, a się odczepię. Zresztą, sam chciałeś pomóc, a pomożesz mi, zapełniając moje luki we wspomnieniach z tamtego dnia.
Tony pragnął pomóc dziewczynie. Jednak bał się jej paniki, a ostatnim razem prawie zapomniała kim był.
-Zostałaś postrzelona przez jakiegoś Ducha. Pocisk był zakażony trucizną, więc przenieśli cię na OIOM. Resztę już wiesz.
Puste elementy zapełniały całą układankę w głowie. Pepper zaczęła być świadoma swojej głupoty. Przed oczami miała moment ucieczki ze szpitala oraz to jak matka ostrzegła przed strzałem. Czuła się sparaliżowana ze strachu.
-Pepper, wszystko gra?
Spojrzał na nią z obawą, że mógł doprowadzić do ataku paniki.
-Co? Tak, tak. Jest… dobrze.
Zawahała się nad odpowiedzią, ale dzięki przyjacielowi zdołała wrócić do rzeczywistości. Mimo wszystko, czuła się przez kogoś obserwowana, aż pojawiły się ciarki na plecach. Próba odwrócenia uwagi przez czytanie książki na niewiele się zdała.
-Wybacz, Tony. Trochę zimno się zrobiło. Lepiej zejdźmy na dół.
-Pepper, przecież na dworze jest trzydzieści stopni.
Zdziwił się zachowaniem przyjaciółki. Od razu poszedł za nią. Zobaczył jak stała przy szafkach.
-Pepper, co się z tobą dzieje?
Spytał zmartwiony. Od odpowiedzi wybawił ją dzwonek na lekcję historii. Weszła do klasy, zajmując miejsce w ostatnim rzędzie. Rhodey był podekscytowany tym przedmiotem. Wydawałoby się, że palił się z zachwytu na film wojenny. Próbowała zająć się rysowaniem, ale dźwięki z ekranu dochodziły do jej uszu. Starała się skupić na czymś przyjemniejszym, ale odgłosy wystrzeliwania z broni spowodowały nieprzyjemne dreszcze. Przez umysł przelatywały urywki wspomnień. Postrzelenie biologicznej matki, ataki terrorystów, zaś na samym końcu poczuła jak ktoś przykłada spluwę do jej karku. Nerwowo odwróciła się za siebie. Nikogo nie widziała, więc odetchnęła z ulgą. Wróciła do rysowania. Geniusz kilka razy spojrzał na Pepper w czasie lekcji. Wiedział, że była duchem nieobecna. Przesiadł się do ławki obok dziewczyny.
-Pepper, porozmawiaj ze mną. Naprawdę chcę ci pomóc.
Nastolatka w nerwach obracała długopis w ręce, aż niechcący uderzyła Tony’ego. Nie chciała, aby się o nią zamartwiał. Ledwo słyszała jego słowa, bo migawki z przeszłości znowu dały o sobie znać. Widziała bardzo wyraźnie twarz rodzicielki we krwi. Przyjaciel bał się, że miała atak. Odłożył jej długopis na zeszyt, a swoją rękę położył na dłoni rudej.
-To jak będzie? Dasz sobie pomóc?
Nauczyciel kazał zniżyć ton, dlatego zaczął mówić szeptem.
-Pepper, co z tobą?
-Muszę wyjść.
Wstała z ławki, biegnąc na korytarz. Próbowała dobiec do łazienki, ale nogi odmówiły jej posłuszeństwa, aż upadła.
-Pójdę po nią.
Powiedział profesorowi, wychodząc z sali. Nastolatka zbierała się z podłogi. Pomógł jej usiąść na ławkę.
-Nie chcesz, to nie mów. Przecież nie muszę ci pomagać.
Odwrócił się i podszedł do szafki.
-Chodzi… o mamę.
Wyrzuciła z siebie.
-Przypomniałam sobie… jak… umiera. Przepraszam.
Stark nadal nie patrzył na nią, a jedynie wyjmował notatki. Było mu żal, widząc, że była w złym stanie psychicznym.
-Możesz mi zaufać. Nie chcę być traktowany jak powietrze. Wystarczy, że tata nie miał dla mnie czasu.
-Przepraszam. Może… Może chcesz… żebym ci… opowiedziała.
-Nie, Pepper. Nie będę się prosić. Widzimy się jutro, nie?
Zamknął szafkę, idąc w przeciwnym kierunku.
-Tony!
Wstała i szarpnęła go za bluzkę.
-Wysłuchaj mnie! Ja wiem… Wiem, że powinnam… wcześniej to powiedzieć. Jednak… teraz jestem… w stanie.
Zdecydowała się na wyznanie swoich lęków.
-Jeśli… Jeśli się spieszysz… to idź.
Chłopak bił się z myślami. Nie rozumiał zachowania Pepper.
-No dobra. Zostanę.
-To trochę potrwa. Masz czas?
Spytała dla pewności.
-Nie chcę ci przeszkadzać.
-Normalnie siedzielibyśmy teraz na lekcji, więc mam czas.
Odpowiadał nadal oschle, choć nie chciał, żeby tak to brzmiało.
-Zgoda, więc od czego zacząć? To naprawdę długa historia.
-Najlepiej od początku.
-Dostała leki na te ataki, ale i tak trzeba być czujnym.
-Chodzi ci o Ducha?
-Nie inaczej. Poza tym, muszę jej pokazać parę sposobów na wypadek poważnego ataku. Powinna nauczyć się z tym żyć.
Stwierdziła z powagą, a swoich obaw nie potrafiła ukryć.
-Nadal myślisz o tym co się stało? Nefaria zapuszkowany, a Ducha wkrótce dorwę. Nawet mam plan.
-Chyba ci coś mówiłam, Rick. Masz się oszczędzać. Gdybym nie była lekarką, siedziałbyś przykuty do szpitalnego łóżka.
Prawie krzyknęła, lecz w porę się powstrzymała. Z trudem zatuszowała strach. Poczuła, jak przytula ją od tyłu, kładąc ręce na talii.
-Nie pozwolę, aby powtórzył się atak. Będzie bezpieczna. Wystarczy, że ten plan się powiedzie.
Zapewnił ze spokojem.
-Co ty kombinujesz?
Spytała z niepokojem, a każda misja agenta FBI wiązała się z ogromnym ryzykiem.
-Rick?
-Spokojnie. To pójdzie jak z płatka. Zobaczysz.
Więcej nic nie zdradził i wyszedł na balkon zapalić papierosa. Potrzebował ochłonąć, więc kilka razy zaciągnął się papierosem.
Kolejny dzień wzywał z obowiązkami szkolnymi. Dziewczyna dość leniwie zwlekła się z łóżka, ubierając się odpowiednio. Szybko ogarnęła się w łazience, a następnie weszła do kuchni. Na stole leżało śniadanie oraz apteczka. Na białe pudełko była w lekkim szoku.
-Eee… Mamo, co to ma być?
-Jak to co? Twój zestaw w razie ataku.
Nie podobała jej się ta nadopiekuńczość, lecz była wdzięczna, mając tak troskliwą matkę zastępczą.
-Dziękuję.
-Leć do szkoły, bo się spóźnisz.
Odezwała się głowa rodziny, która pojawiła się znienacka. Oboje pożegnali się z nią, a ona jedynie spakowała rzeczy do plecaka i wyszła.
Gdy znalazła się przy szafkach, natrafiła na przyjaciół.
-No hej. Co mamy za pierwszą lekcję? Wybaczcie za moje nieogarnięcie dzisiaj, ale wolałam sobie podrzemać z elfami.
Zaśmiała się. Tony odwrócił się do niej.
-Hej. Z tego co wiem, to fizykę. Jak się czujesz?
-Dobrze. A co? Miałoby być inaczej?
Stwierdziła nieco skołowana. Czuła opatrunek na ramieniu, lecz nie wiedziała, że to była świeża rana.
-Przedwczoraj leżałaś na OIOM-ie, dlatego pytam. Dobrze cię widzieć całą i zdrową.
Chłopak wahał się nad powiedzeniem większej ilości szczegółów.
-Mówisz serio? Oj! Chyba mnie wkręcasz. No dobra. Chodźmy na lekcję, bo będzie kaplica.
Zaśmiała się głupawo, wchodząc do klasy. Zajęła miejsce przy oknie, gdzie otworzyła zeszyt. Margines porobił za płótno dla rysunków. Padło na kwiaty. Geniusz uwielbiał fizykę, lecz nie mógł się na niej skupić. Myśli błądziły mu przy poznanej zjawie. Starał się wymyślić sposób na złapanie nieuchwytnego przeciwnika. Był sfrustrowany, gdyż każdy wymyślony wynalazek nie był dobry. W końcu pomyślał o dodaniu ataku sonicznego. Notatki lądowały w koszu. Gaduła widziała jak przyjaciel intensywnie nad czymś myślał. Delikatnie puknęła go w ramię. Akurat był pochłonięty obliczeniami.
Po chwili oderwał się od kartki i odwrócił do niej.
-Coś się stało?
-Nie, nie. Jak jesteś zajęty, to nie będę ci przerywać.
Pomachała rękami, wzbraniając się nad zadawaniem pytań. Nie zamierzała mu zawracać głowy. Powróciła do rysunków. Nie na długo, bo dźwięk SMS-a ją rozproszył. Sprawdziła jego treść.
„Nie zapomnij o lekach. Równo o dziewiątej masz je połknąć.”
Na te przypomnienie skojarzyła niektóre fakty. O tym jak lekarz dał opakowanie z lekami. Jedno zdarzenie nie zapełniło dziur w pamięci.
Nagle zadzwonił dzwonek. Bez dłuższego namysłu poszła na dach. Potrzebowała się wyciszyć oraz skupić na czymś innym, bo ciekawość doprowadzała ją do obłędu. Usiadła z książką i zamknęła oczy. Lekturę przerwał alarm z bransoletki. Wiedziała, że to był czas na lekarstwa. Wyjęła pudełko z apteczki, biorąc jedną tabletkę. Połknęła ją, popijając wodą. Nie czuła żadnej różnicy, ale i tak schowała wszystko z powrotem do plecaka. Wyciągnęła parę kanapek i zaczęła je zajadać ze smakiem.
Gdy ona spożywała posiłek, Tony schował wymyślone pomysły do szafki. Zaniepokoił się dziwnym zachowaniem przyjaciółki, dlatego postanowił jej poszukać. Jako pierwsze miejsce wybrał dach. Wszedł po schodach. Nie mylił się, bo nadal tam siedziała. Podszedł do niej.
-Coś ode mnie chciałaś, ale nie zapytałaś. Teraz jestem wolny, także wal śmiało.
-Na pewno?
Spytała dla pewności. Nie chciała pytać wprost o tym co nie dawało spokoju.
-Pewnie.
Uśmiechnął się do niej i usiadł obok.
-Co cię dręczy?
-To nieistotne. Bardziej jestem ciekawa co tam skrobałeś na lekcji. Coś do zbroi? Jakieś ulepszenia? Będziesz stawał się niewidzialny?
Zadała sporą ilość pytań, ponieważ ciekawość była nie do powstrzymania.
-Pepper, te kartki są nieważne. To tylko kawał metalu, więc proszę cię. Chcę pomóc.
-No dobra. Powiedz mi co się ze mną stało? Czemu mam ramię w bandażach? Była jakaś akcja? Ktoś ucierpiał? O co chodzi?!
Chłopak zdziwił się, że zapytała o postrzał.
-Nic nie pamiętasz? Wiesz… Powiedziałbym ci, ale nie chcę, żeby atak paniki się powtórzył.
-Czytasz mi w myślach? Ej! To niegrzeczne.
Westchnęła ciężko.
-Chcę wiedzieć. Powiedz mi, a się odczepię. Zresztą, sam chciałeś pomóc, a pomożesz mi, zapełniając moje luki we wspomnieniach z tamtego dnia.
Tony pragnął pomóc dziewczynie. Jednak bał się jej paniki, a ostatnim razem prawie zapomniała kim był.
-Zostałaś postrzelona przez jakiegoś Ducha. Pocisk był zakażony trucizną, więc przenieśli cię na OIOM. Resztę już wiesz.
Puste elementy zapełniały całą układankę w głowie. Pepper zaczęła być świadoma swojej głupoty. Przed oczami miała moment ucieczki ze szpitala oraz to jak matka ostrzegła przed strzałem. Czuła się sparaliżowana ze strachu.
-Pepper, wszystko gra?
Spojrzał na nią z obawą, że mógł doprowadzić do ataku paniki.
-Co? Tak, tak. Jest… dobrze.
Zawahała się nad odpowiedzią, ale dzięki przyjacielowi zdołała wrócić do rzeczywistości. Mimo wszystko, czuła się przez kogoś obserwowana, aż pojawiły się ciarki na plecach. Próba odwrócenia uwagi przez czytanie książki na niewiele się zdała.
-Wybacz, Tony. Trochę zimno się zrobiło. Lepiej zejdźmy na dół.
-Pepper, przecież na dworze jest trzydzieści stopni.
Zdziwił się zachowaniem przyjaciółki. Od razu poszedł za nią. Zobaczył jak stała przy szafkach.
-Pepper, co się z tobą dzieje?
Spytał zmartwiony. Od odpowiedzi wybawił ją dzwonek na lekcję historii. Weszła do klasy, zajmując miejsce w ostatnim rzędzie. Rhodey był podekscytowany tym przedmiotem. Wydawałoby się, że palił się z zachwytu na film wojenny. Próbowała zająć się rysowaniem, ale dźwięki z ekranu dochodziły do jej uszu. Starała się skupić na czymś przyjemniejszym, ale odgłosy wystrzeliwania z broni spowodowały nieprzyjemne dreszcze. Przez umysł przelatywały urywki wspomnień. Postrzelenie biologicznej matki, ataki terrorystów, zaś na samym końcu poczuła jak ktoś przykłada spluwę do jej karku. Nerwowo odwróciła się za siebie. Nikogo nie widziała, więc odetchnęła z ulgą. Wróciła do rysowania. Geniusz kilka razy spojrzał na Pepper w czasie lekcji. Wiedział, że była duchem nieobecna. Przesiadł się do ławki obok dziewczyny.
-Pepper, porozmawiaj ze mną. Naprawdę chcę ci pomóc.
Nastolatka w nerwach obracała długopis w ręce, aż niechcący uderzyła Tony’ego. Nie chciała, aby się o nią zamartwiał. Ledwo słyszała jego słowa, bo migawki z przeszłości znowu dały o sobie znać. Widziała bardzo wyraźnie twarz rodzicielki we krwi. Przyjaciel bał się, że miała atak. Odłożył jej długopis na zeszyt, a swoją rękę położył na dłoni rudej.
-To jak będzie? Dasz sobie pomóc?
Nauczyciel kazał zniżyć ton, dlatego zaczął mówić szeptem.
-Pepper, co z tobą?
-Muszę wyjść.
Wstała z ławki, biegnąc na korytarz. Próbowała dobiec do łazienki, ale nogi odmówiły jej posłuszeństwa, aż upadła.
-Pójdę po nią.
Powiedział profesorowi, wychodząc z sali. Nastolatka zbierała się z podłogi. Pomógł jej usiąść na ławkę.
-Nie chcesz, to nie mów. Przecież nie muszę ci pomagać.
Odwrócił się i podszedł do szafki.
-Chodzi… o mamę.
Wyrzuciła z siebie.
-Przypomniałam sobie… jak… umiera. Przepraszam.
Stark nadal nie patrzył na nią, a jedynie wyjmował notatki. Było mu żal, widząc, że była w złym stanie psychicznym.
-Możesz mi zaufać. Nie chcę być traktowany jak powietrze. Wystarczy, że tata nie miał dla mnie czasu.
-Przepraszam. Może… Może chcesz… żebym ci… opowiedziała.
-Nie, Pepper. Nie będę się prosić. Widzimy się jutro, nie?
Zamknął szafkę, idąc w przeciwnym kierunku.
-Tony!
Wstała i szarpnęła go za bluzkę.
-Wysłuchaj mnie! Ja wiem… Wiem, że powinnam… wcześniej to powiedzieć. Jednak… teraz jestem… w stanie.
Zdecydowała się na wyznanie swoich lęków.
-Jeśli… Jeśli się spieszysz… to idź.
Chłopak bił się z myślami. Nie rozumiał zachowania Pepper.
-No dobra. Zostanę.
-To trochę potrwa. Masz czas?
Spytała dla pewności.
-Nie chcę ci przeszkadzać.
-Normalnie siedzielibyśmy teraz na lekcji, więc mam czas.
Odpowiadał nadal oschle, choć nie chciał, żeby tak to brzmiało.
-Zgoda, więc od czego zacząć? To naprawdę długa historia.
-Najlepiej od początku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi