Tony nie wiedział o czym rozmawiać. Bał się, że powie coś, co przypomni Pepper o ojcu.
-Coś nie tak, Tony? Teraz zrobiłeś się mało rozmowny.
Zmartwiła się.
-Nie… Wszystko w porządku. Po prostu nie wiem o czym rozmawiać.
-A myślisz, że ja wiem? Też nie wiem.
Niespodziewanie otrzymała wiadomość.
-Momencik.
Sprawdziła jego treść. Uspokoiła się, bo była bez gróźb.
„Spóźnię się o jakąś godzinę. Wybacz. Mam nadzieję, że poradzisz sobie”
-To tylko mama. Będzie później w domu, więc mamy więcej czasu.
-Skoro mamy więcej czasu, to powiedz mi co się stało?
-Naprawdę chcesz wiedzieć? Po tym jak widziałam, że chciałeś zabić Maggię… Tony, nie chcę, żebyś przeze mnie robił coś… głupiego.
Poprosiła go błagalnym tonem.
-Przepraszam, ale poniosło mnie… Po prostu byłem wściekły, że musisz… Ech. Przeżywać to co ja… Wiem jaki to ból. Chciałem ci go oszczędzić, ale nie udało mi się.
Nie potrafił jej spojrzeć w oczy, więc spuścił wzrok na podłogę. Nadal czuł się winy.
-Tony, przepraszam. Przeze mnie cię zranili. Zostałeś ranny, a tata… Tata…
Załamał się jej głos, aż oddech przyspieszył. Upadła na kolana, patrząc nerwowo w różne strony. Szukała wroga, którego nie było.
-Przepraszam, przepraszam! Już nie będę!
Chłopak przykucnął obok niej i przytulił ją.
-Pepper, słyszysz mnie? Jesteś bezpieczna nic ci nie grozi.
-Przepraszam! Błagam! Nie krzywdźcie… go! Proszę! Prze… stań… cie.
Dziewczyna wpadała w coraz większą panikę. Cały spokój szlag trafił przez jedno wspomnienie. Przyjaciel nie wiedział co robić. Nadal trzymał ją w objęciach i starał się jakoś uspokoić.
-Pepper, nikt nikogo nie krzywdzi. Jesteś bezpieczna ze mną w zbrojowni. Spokojnie.
-T… Tony?
Ponownie powracał spokój.
-Jesteś… tu. Przepraszam… za wszystko.
Uroniła kilka łez.
-Jestem tu.
Przytulił rudowłosą mocniej.
-Nie przepraszaj.
Wytarł jej łzy z twarzy.
-To nie twoja wina.
Nastolatka ledwo wstała z podłogi, bo lekko nogi drżały. Tony martwił się o nią. Chciał jakoś pomóc. Moc implantu wynosiła pięćdziesiąt trzy procent, więc uznał, że tyle wystarczy. Podniósł się z podłogi i odpiął od ładowarki.
-Pepper, dasz radę iść?
Złapał przyjaciółkę za ramię tak, żeby się nie przewróciła.
-Zabieram cię do szpitala.
-Zostaw. Nigdzie nie idę.
Nalegała.
-Chcę tu być… z tobą… Proszę.
Popatrzyła mu w oczy.
-Już wszystko gra.
-To było naprawdę poważne. Musi cię zbadać lekarz. Proszę.
-Nie musi.
Stwierdziła z opanowaniem.
-Jest dobrze jak jest.
Usiadła na kanapie.
-Nie wiedziałam, że znowu będę mieć te ataki. Już nawet zapomniałam, jak to jest.
Chłopak usiadł obok niej.
-Brałaś na nie jakieś… leki?
-Nie. Wtedy byłam mała. Po prostu… Po prostu szybko to przechodziło. Tatuś zawsze mnie przytulał i uspokajał. To zawsze wystarczyło, a wszystko zaczęło się od śmierci mamy.
Wyżaliła mu się, aż poczuła, jak kamień spada z jej serca.
-Jednak nigdy nie były tak silne jak teraz. Dziwię się, że ty nie masz takich ataków. Jedynie ciągle się denerwujesz, a to wpływa na twoje serce.
-To teraz na mnie przeszedł zaszczyt uspokajania cię.
Zaśmiał się.
-Po wypadku… Nie miałem czasu na ataki. Zbroja to odskocznia, a o moim sercu nie ma co rozmawiać. Już nigdy nie będzie takie jak dawniej.
-Wiem, Tony. Cieszę się, że po raz kolejny mi pomogłeś.
Uśmiechnęła się lekko.
-Taka moja rola.
Odwzajemnił uśmiech.
-To ja może wrócę do ładowania. Chcę być gotowy, jakby coś miało się wydarzyć.
-A nie naładowałeś się w pełni? To już mi się ładuj. Nie puszczę cię, jeśli nie zobaczę sto procent na bransoletce.
Zaśmiała się, a humor rudzielca wrócił.
-Taką Pepper znam.
Przyjaciel ucieszył się, widząc ją w lepszym stanie. Ponownie podpiął mechanizm do ładowania.
-Wiesz, Pepper. Dziwnie być baterią.
-Wiesz, Tony. Dziwnie być gadułą bez hamulców. Ja tam cię lubię jako baterię. Nie obraź się.
Chichrała się jak głupia.
-Twoje gadulstwo mi nie przeszkadza.
Sam nie mógł się powstrzymać od śmiechu.
-Twoje cudeńko ładnie się świeci, wiesz? Naprawdę śliczne, chociaż wiem, że ciężko być baterią. Ciągłe ładowanie, a jeszcze masz na głowie dwie niańki, to już w ogóle przekichane.
Po raz kolejny zaśmiała się niepohamowanie.
-Co? Też byś chciała, tak? Nic z tego. To jest moje. No i tak fajnie w nocy nie daje spać to światełko.
Przez komiczną rozmowę odreagowali ostatnie dni.
-Ale to taka latareczka. Przyznaj, Tony. Nie zgubisz się w ciemnościach, a to bardzo pomocne.
Lekko się zaśmiała, bo humor prysł w kilka sekund na dźwięk telefonu.
-Kto tam dzwoni?
Tony również spoważniał.
-Halo?
Czekała na odpowiedź z drugiej strony słuchawki.
-Dawno się nie słyszeliśmy, Patricio.
Na głos wroga czuła się sparaliżowana ze strachu.
-Kto… mówi?
-Oczywiście, że twój przyjaciel, który ostatnio dał ci pewne zadanie.
Po tych słowach przypomniała sobie porwanie oraz ucieczkę Fixa.
-Czego… chcesz?
Zapytała drżącym głosem. Chłopak dostrzegł jak jej głos się załamał. Wyglądała na przerażoną. Gestem ręki kazał ciągnąć rozmowę, gdy w tym samym czasie zajmie się namierzaniem rozmówcy. Pepper zrobiła jak chciał i z trudem ciągnęła konwersację z Duchem.
-Jesteś tam, Patricio?
-J… Jestem.
Odparła z trudem, a oddech przyspieszył. Starała się nie wpaść w panikę, oddychając głęboko.
-Jako że Fix ponownie trafił do celi, muszę cię poprosić o coś innego. Coś łatwiejszego do wykonania.
-C… Co takiego?
Spytała zmęczona gadaniną zjawy.
-Ostatnio Iron Man ciągle krzyżuje plany moje i moich wiernych towarzyszy. Chciałbym, abyś go nam wystawiła.
-C… Co? Nie! Nie mogę!
Krzyczała z bezradności.
-Ocalił mi życie! Nie mogę!
-Och! Naprawdę? W takim razie poleje się krew.
-Nie…
Tylko tyle zdołała powiedzieć, nim rozłączył się. Chłopak nie znalazł dokładnych współrzędnych przeciwnika, a jedynie jakąś część miasta. Nie poddawał się i chciał go znaleźć, lecz jeszcze miał zamiar zobaczyć, jak trzymała się gaduła.
-Co tym razem?
Przytulił ją, gdyż była bardzo roztrzęsiona.
-T… Tony.
Nie potrafiła oddychać spokojnie, a mówienie przychodziło jej z trudem. Nogi odmówiły posłuszeństwa i upadła na podłogę, zamykając oczy.
-Coś nie tak, Tony? Teraz zrobiłeś się mało rozmowny.
Zmartwiła się.
-Nie… Wszystko w porządku. Po prostu nie wiem o czym rozmawiać.
-A myślisz, że ja wiem? Też nie wiem.
Niespodziewanie otrzymała wiadomość.
-Momencik.
Sprawdziła jego treść. Uspokoiła się, bo była bez gróźb.
„Spóźnię się o jakąś godzinę. Wybacz. Mam nadzieję, że poradzisz sobie”
-To tylko mama. Będzie później w domu, więc mamy więcej czasu.
-Skoro mamy więcej czasu, to powiedz mi co się stało?
-Naprawdę chcesz wiedzieć? Po tym jak widziałam, że chciałeś zabić Maggię… Tony, nie chcę, żebyś przeze mnie robił coś… głupiego.
Poprosiła go błagalnym tonem.
-Przepraszam, ale poniosło mnie… Po prostu byłem wściekły, że musisz… Ech. Przeżywać to co ja… Wiem jaki to ból. Chciałem ci go oszczędzić, ale nie udało mi się.
Nie potrafił jej spojrzeć w oczy, więc spuścił wzrok na podłogę. Nadal czuł się winy.
-Tony, przepraszam. Przeze mnie cię zranili. Zostałeś ranny, a tata… Tata…
Załamał się jej głos, aż oddech przyspieszył. Upadła na kolana, patrząc nerwowo w różne strony. Szukała wroga, którego nie było.
-Przepraszam, przepraszam! Już nie będę!
Chłopak przykucnął obok niej i przytulił ją.
-Pepper, słyszysz mnie? Jesteś bezpieczna nic ci nie grozi.
-Przepraszam! Błagam! Nie krzywdźcie… go! Proszę! Prze… stań… cie.
Dziewczyna wpadała w coraz większą panikę. Cały spokój szlag trafił przez jedno wspomnienie. Przyjaciel nie wiedział co robić. Nadal trzymał ją w objęciach i starał się jakoś uspokoić.
-Pepper, nikt nikogo nie krzywdzi. Jesteś bezpieczna ze mną w zbrojowni. Spokojnie.
-T… Tony?
Ponownie powracał spokój.
-Jesteś… tu. Przepraszam… za wszystko.
Uroniła kilka łez.
-Jestem tu.
Przytulił rudowłosą mocniej.
-Nie przepraszaj.
Wytarł jej łzy z twarzy.
-To nie twoja wina.
Nastolatka ledwo wstała z podłogi, bo lekko nogi drżały. Tony martwił się o nią. Chciał jakoś pomóc. Moc implantu wynosiła pięćdziesiąt trzy procent, więc uznał, że tyle wystarczy. Podniósł się z podłogi i odpiął od ładowarki.
-Pepper, dasz radę iść?
Złapał przyjaciółkę za ramię tak, żeby się nie przewróciła.
-Zabieram cię do szpitala.
-Zostaw. Nigdzie nie idę.
Nalegała.
-Chcę tu być… z tobą… Proszę.
Popatrzyła mu w oczy.
-Już wszystko gra.
-To było naprawdę poważne. Musi cię zbadać lekarz. Proszę.
-Nie musi.
Stwierdziła z opanowaniem.
-Jest dobrze jak jest.
Usiadła na kanapie.
-Nie wiedziałam, że znowu będę mieć te ataki. Już nawet zapomniałam, jak to jest.
Chłopak usiadł obok niej.
-Brałaś na nie jakieś… leki?
-Nie. Wtedy byłam mała. Po prostu… Po prostu szybko to przechodziło. Tatuś zawsze mnie przytulał i uspokajał. To zawsze wystarczyło, a wszystko zaczęło się od śmierci mamy.
Wyżaliła mu się, aż poczuła, jak kamień spada z jej serca.
-Jednak nigdy nie były tak silne jak teraz. Dziwię się, że ty nie masz takich ataków. Jedynie ciągle się denerwujesz, a to wpływa na twoje serce.
-To teraz na mnie przeszedł zaszczyt uspokajania cię.
Zaśmiał się.
-Po wypadku… Nie miałem czasu na ataki. Zbroja to odskocznia, a o moim sercu nie ma co rozmawiać. Już nigdy nie będzie takie jak dawniej.
-Wiem, Tony. Cieszę się, że po raz kolejny mi pomogłeś.
Uśmiechnęła się lekko.
-Taka moja rola.
Odwzajemnił uśmiech.
-To ja może wrócę do ładowania. Chcę być gotowy, jakby coś miało się wydarzyć.
-A nie naładowałeś się w pełni? To już mi się ładuj. Nie puszczę cię, jeśli nie zobaczę sto procent na bransoletce.
Zaśmiała się, a humor rudzielca wrócił.
-Taką Pepper znam.
Przyjaciel ucieszył się, widząc ją w lepszym stanie. Ponownie podpiął mechanizm do ładowania.
-Wiesz, Pepper. Dziwnie być baterią.
-Wiesz, Tony. Dziwnie być gadułą bez hamulców. Ja tam cię lubię jako baterię. Nie obraź się.
Chichrała się jak głupia.
-Twoje gadulstwo mi nie przeszkadza.
Sam nie mógł się powstrzymać od śmiechu.
-Twoje cudeńko ładnie się świeci, wiesz? Naprawdę śliczne, chociaż wiem, że ciężko być baterią. Ciągłe ładowanie, a jeszcze masz na głowie dwie niańki, to już w ogóle przekichane.
Po raz kolejny zaśmiała się niepohamowanie.
-Co? Też byś chciała, tak? Nic z tego. To jest moje. No i tak fajnie w nocy nie daje spać to światełko.
Przez komiczną rozmowę odreagowali ostatnie dni.
-Ale to taka latareczka. Przyznaj, Tony. Nie zgubisz się w ciemnościach, a to bardzo pomocne.
Lekko się zaśmiała, bo humor prysł w kilka sekund na dźwięk telefonu.
-Kto tam dzwoni?
Tony również spoważniał.
-Halo?
Czekała na odpowiedź z drugiej strony słuchawki.
-Dawno się nie słyszeliśmy, Patricio.
Na głos wroga czuła się sparaliżowana ze strachu.
-Kto… mówi?
-Oczywiście, że twój przyjaciel, który ostatnio dał ci pewne zadanie.
Po tych słowach przypomniała sobie porwanie oraz ucieczkę Fixa.
-Czego… chcesz?
Zapytała drżącym głosem. Chłopak dostrzegł jak jej głos się załamał. Wyglądała na przerażoną. Gestem ręki kazał ciągnąć rozmowę, gdy w tym samym czasie zajmie się namierzaniem rozmówcy. Pepper zrobiła jak chciał i z trudem ciągnęła konwersację z Duchem.
-Jesteś tam, Patricio?
-J… Jestem.
Odparła z trudem, a oddech przyspieszył. Starała się nie wpaść w panikę, oddychając głęboko.
-Jako że Fix ponownie trafił do celi, muszę cię poprosić o coś innego. Coś łatwiejszego do wykonania.
-C… Co takiego?
Spytała zmęczona gadaniną zjawy.
-Ostatnio Iron Man ciągle krzyżuje plany moje i moich wiernych towarzyszy. Chciałbym, abyś go nam wystawiła.
-C… Co? Nie! Nie mogę!
Krzyczała z bezradności.
-Ocalił mi życie! Nie mogę!
-Och! Naprawdę? W takim razie poleje się krew.
-Nie…
Tylko tyle zdołała powiedzieć, nim rozłączył się. Chłopak nie znalazł dokładnych współrzędnych przeciwnika, a jedynie jakąś część miasta. Nie poddawał się i chciał go znaleźć, lecz jeszcze miał zamiar zobaczyć, jak trzymała się gaduła.
-Co tym razem?
Przytulił ją, gdyż była bardzo roztrzęsiona.
-T… Tony.
Nie potrafiła oddychać spokojnie, a mówienie przychodziło jej z trudem. Nogi odmówiły posłuszeństwa i upadła na podłogę, zamykając oczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi