Rozdział 33: Czasem wystarczy wysłuchać

Tony usiadł na ławce, wskazując obok siebie miejsce dla Pepper. Dziewczyna nie uciekała i usiadła przy nim.
-Ostrzegam, że nie chcę cię zanudzić. Dużo gadam, ale to już pewnie wiesz.
-Nie przeszkadza mi twoje gadanie.
Czuła się pewniejsza blisko przyjaciela. Nawet bardziej bezpieczna niż w klasie.
-Miałam parę lat, kiedy to się stało.
Zaczęła, a on słuchał w spokoju. Liczył na to, że wyżalenie się z trudnej przeszłości jakoś pomoże.
-Zaczęło się od tego, że wstałam na śniadanie. Było dość cicho i już wydawało się dziwnie. Jednak jako dziecko nie wiedziałam co się szykuje.
Na moment przerwała, gdyż tego nikomu nie zdradzała.
-Gdy znalazłam się na dole, widziałam facetów w maskach. Zaczęli strzelać. Mama z tatą kazali mi paść na ziemię.
Przed oczami miała każdy szczegół wspomnienia.
-To było… kilka sekund, a ja myślałam, że… Że to się nigdy nie skończy. Później obudziłam się w jakimś magazynie z mamą. Byłyśmy związane… Szukałam taty i już myślałam wtedy o najgorszym.
Poczuła przerażenie. Takie same jak tamtego dnia.
-Mama mnie uspokajała, że tatuś nas ocali. Miała rację… Pojawił się.
Ponownie zrobiła przerwę.
-Jako ostatnie pamiętam ten moment, kiedy nas wyciągnęli na zewnątrz, a agenci otoczyli całą ich kryjówkę. Tatuś… On błagał na kolanach. Błagał…
W jej oczach pojawiły się łzy, bo doszła do najgorszego wspomnienia.
-I nie ulitowali się. Oni… Oni ją zabili. W… Widziałam… jak… umiera. Płakałam… a potem obudziłam się… Byłam naprawdę przerażona.
Zmierzała do końca historii i nie chciała, aby słuchacz był znudzony.
-Od tego… momentu… panikuję i mam… te ataki.
-Ja… nie miałem pojęcia. Przy tym katastrofa samolotu to nic.
-Tak sądzisz? No nie wiem. Ty masz uszkodzone serce na zawsze, a ja… Ja mam tylko te ataki. Masz gorzej, Tony.
Stwierdziła, wstając z ławki.
-Już cię nie będę zatrzymywać.
-Nie, Pepper. Ja nie musiałem patrzeć na śmierć rodziny.
Spuścił głowę. Było mu wstyd za wcześniejsze zachowanie.
-Przepraszam cię za to jaki dla ciebie byłem.
-Ej! Nie obwiniaj się. To ja powinnam przeprosić. Musisz ciągle znosić moje humorki.
Chłopak spojrzał na nią z uśmiechem.
-Twoje humorki są nierozłączną częścią ciebie. Bez tego nie byłabyś Pepper jaką znam.
Na te wyznanie nie wiedziała, jak zareagować. Rechotała ze śmiechu, lecz potem uciszyła się, żeby nie wkurzyć żadnego z nauczycieli.
-Wróćmy do klasy.
-No dobrze.
Podnieśli się z ławek, idąc na końcówkę lekcji. Rhodey nawet nie zauważył ich zniknięcia. Geniusz nie wrócił na swoje miejsce i siedział z przyjaciółką, która wyglądała na bardziej spokojną.  Jednak znowu musieli wstać, bo dzwonek oznajmił koniec zajęć.
-Czas wrócić do domu.
Powiedziała do siebie, pakując swoje rzeczy. Czekała na chłopaków przed szkołą ponad piętnaście minut. Rozmowa z profesorem mogła trwać o wiele dłużej, ale geniusz zdołał go wyciągnąć na korytarz.
-Ile można na ciebie czekać?
-Oj! Tony, nie przesadzaj. Historia to naprawdę ekscytujący przedmiot.
-Dobra. Jasne.
Gdy wreszcie wyszli na zewnątrz, natrafili na rudzielca.
-To co robimy?
-Chyba idziemy do domu. Chyba, że macie propozycje. Tak przy okazji, to o czym gadaliście, Rhodey? Co było takiego „fascynującego”?
Zaśmiała się, pokazując cudzysłów w powietrzu.
-No jak to co? Nie oglądałaś filmu? Przecież pierwsza wojna światowa była naprawdę ekscytująca.
Chłopak widział spojrzenie rudej, z którego mógł wyczytać jedno słowo. Dlaczego?
-Mam pomysł. Chodźmy do fabryki. Tam się pouczymy i pogadamy.
-Jestem za, ale błagam. Ja nie chcę słuchać o tym filmie. Wolałabym wiedzieć co to za ulepszenia bazgroliłeś. Chyba nam zdradzisz, co? Proszę, proszę, proszę.
Nalegała, patrząc na niego błagalnie.
-Może nie mówmy o tym teraz, a dopiero na miejscu.
Nie widzieli powodu do sprzeciwu. Na zgodę kiwnęli głową.
-Taksówka czy spacer?
-Mnie obojętnie.
-A ty, Pepper? Co wolisz?
Dziewczyna nieco zastanawiała się nad odpowiedzią.
-Spacer.
-No to chodźmy.
-Tony, a rozrusznik masz naładowany.
Histeryk nie byłby sobą bez matkowania. Nawet bez sprawdzenia bransoletki znał stan urządzenia.
-Tak, mamusiu. Możemy już iść?
Zaczęli iść w stronę domu Rhodesów. Gaduła z początku zachowywała spokój, lecz ciągle czuła czyjś wzrok na swoich plecach. Tony widział, że była za cicha.
-Pepper, coś się stało?
-To nic.
Skłamała, aby nich nie martwić.
-Po prostu chyba mam zwidy. Zdarza się.
Uspokoiła go, chociaż nie wyglądał na przekonanego.
-Znowu mi nie mówisz wszystkiego, prawda?
Nastolatka na moment zatrzymała się, rozglądając się wokół.
-Nie będę nalegał. Nie musisz mówić.
-Tony, mam po prostu dziwne przeczucie.
Wyjaśniła w skrócie, a zależało jej, żeby nie gniewał się na nią.
-Dziwne przeczucie? Co masz na myśli?
Spytał, zatrzymując się.
-Eee… Jak to powiedzieć? Masz czasem wrażenie, że ktoś się na ciebie gapi, a ty tego kogoś nie widzisz?
Zapytała z ciekawości. Stark był w szoku.
-Zmiana planów. Łapiemy taksówkę.
-Ej! Powiedziałam coś nie tak? Ach! Mój głupi język!
Brat Rhodey’go zdołał zatrzymać jednego z kierowców.
-Wsiadajcie. Wszystko wytłumaczę na miejscu.
Całą trójką pojechali na miejsce. Tony zapłacił taksówkarzowi i razem z przyjaciółmi wszedł do zbrojowni.
-Chyba wiem kto może cię obserwować. To Duch.
-Duch? T… Ten sam, co mnie… postrzelił?
Była przerażona, bo zjawa mogła skrzywdzić jej bliskich. Każdego.
-Tak.
Odparł krótko.
-Czekaj, Tony. Ten sam, który cię tak urządził?
-Zgadza się, dlatego zrobię wszystko, żeby ochronić Pepper.
Podszedł do komputera.
-Co?! To on… To on cię… próbował… zabić.
Nogi ugięły się pod nią, aż usiadła na podłodze. Przerażenie sięgało zenitu. Chłopak próbował ją uspokoić, więc uklęknął przy niej.
-Nie mnie, a Iron Mana. Ma bardzo zaawansowaną technologię. Potrafi przenikać przez obiekty. Przez ciało… też.
Na samo wspomnienie czuł mentalnie piekielny ból w obrębie serca. Dotknął mechanizmu.
-To niebezpieczny typ, a ja nie chcę, żeby coś ci się stało.
To nie uspokoiło rudej ani trochę. Opisana możliwość zjawy dała powód do strachu. Serce zaczęło szybciej bić, aż nie mogła spokojnie oddychać. Czuła, że najemnik pojawi się i ich zrani.
-Pepper, spokojnie. Tu jesteś bezpieczna. Nikt tu nie wejdzie.
Dziewczyna nerwowo się rozglądała, słysząc kogoś za sobą. Nie potrafiła nic z siebie wydusić. Patrzyła na jeden punkt. Geniusz przytulił ją.
-Nic ci nie grozi. Mam najnowsze zabezpieczenia. Spokojnie.
Powoli dochodziła do siebie, lecz wciąż nie zniknęła obawa o życie przyjaciół. Wtuliła się w niego, wyszeptując jedno słowo.
-Dziękuję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X